To my prezentujemy prawdę, demokrację i wolność...
Najwyższy mistrz ceremonii comiesięcznej imprezy na Krakowskim Przedmieściu w końcu doszedł do siebie, co nie tylko cieszy, ale i będzie miało zapewne równie radosny ciąg dalszy. Tym bardziej, że dojście jest nie w kij dmuchał, bowiem o ile wiem, to takiego egzystencjalnego dojścia nie miał w zasadzie żaden filozof ni żaden pisarz. Za wyjątkiem oczywiście dwóch doskonale wszystkim znanych salonowych literatów, ale którzy są tak bardzo ponad wszystkich, że nie sposób ich klęcząc przecież sięgnąć.
Przymiotnik najwyższy nie jest tu gołosłowną ironią, bo drabinka z której mistrz celebruje została dokładnie zmierzona. Nie jest ani wyższa od samego celebransa, co mogłoby go optycznie umniejszać, ani nie jest za niska, co umożliwia cykanie fotek i akustyczne niesienie się przekazu na wysokości uszu publiczności. Pełna profeska i szacun dla fanów.
Ironią nie jest również twierdzenie, że dojście do siebie będzie miało jakikolwiek ciąg dalszy, spełnienia i szczęścia czas bowiem nie dotyczy a ironia nie jest w stanie nawet tknąć. Allejuja i do przodu.
79 razy Najwyższy utrzymywał wiernych w nadziei. Jego obietnice, niczym intymna tygodniowa spowiedź, były wyczekiwanym i pewnym jak śmierć cyklicznym misterium. Po wielokroć na każdym z siedemdziesięciu dziewięciu misteriów adoratorów upewniał, że w drodze do prawdy nigdy nie ustanie.
Aż do celebracji osiemdziesiątej. Wtedy coś umarło, ale też w zamian narodziło się coś bez porównania większego. Od tej osiemdziesiątej będzie można czuć się spełnionym i natchnionym, a zarazem radować, że poszukujący swojego graala znalazł. Natchnionym prawdą aż do grobowej deski. A jeżeli kiedykolwiek dopadnie nas choćby cień zwątpienia, wystarczy rzut oka na jej Najwyższą Egzemplifikację na drabinie.
Tutaj Egzemplifikacja brawurowo stepująca:
Inne tematy w dziale Rozmaitości