Za komuny 'więzień polityczny' brzmiało dumnie. Do tego stopnia, że Jarosław Kaczyński by tylko dodać sobie znaczenia publicznie rozgłaszał, iż nieinternowanie go było jeszcze większą represją, niż należące mu się jakoby internowanie. Niestety, nieludzkim werdyktem komuny patriotyzm swój i odwagę przeleżał na kanapie.
Władza socjalistyczna niespecjalnie kwapiła się do zamykania kontestatorów ustroju. W pierwszym rzędzie proponowała po prostu emigrację, a demokratyczny Zachód takich politycznych uciekinierów przygarniał z otwartymi rękami. I był to swoisty test patriotyzmu oraz charakteru. Mimo tego, wielu polskich opozycjonistów za demokratyczną Polskę i tak przesiedziało kawał życia. Zdumiewająco mało jest ich akurat w PiS. Przypadek?
Absolutnie nie znaczy to, że ludzie wybierający za komuny azyl polityczny byli tchórzami. Tchórzem był system, który tak obawiał się swoich niektórych obywateli, że wolał ich wypędzać z kraju. Emigracji Kaczyńskiemu też nie proponowano. Kolejna więc poniekąd perfidna szykana, ale tutaj już tak łatwo martyrologii sobie raczej nie dorobi.
Może za to, dzięki siedzącym wtedy w kryminale, dorabiać sobie teraz, gdy wielu jego wspólników politycznych okazało się zwykłymi przestępcami. W demokratycznej Europie azylu na pewno nie dostaną, ale na proputinowskich Węgrzech czy na Białorusi dziwnym trafem jak najbardziej.
Jakoś tak w sprawie Marcina Romanowskiego Kaczyński niewiele się wypowiada. Doskonale wie jakiej prowieniencji jest to "azyl polityczny". Wie też, że za chwilę sam być może będzie musiał w bagażniku uciekać z kraju, w którym gdy inni siedzieli za demokracje w więzieniu, on w oczekiwaniu na Teleranek wylegiwał się na socrealistycznej wersalce.
A potem ten jego "azyl polityczny" zostanie obywatelsko przez suwerena podsumowany.
A szállást kérő róka... Czyli lis prosi o nocleg...
Inne tematy w dziale Polityka