To, że PiS nie wpuszcza aktywu Suwerennej Polski na swoje wewnętrzne wybory jest najzupełniej normalne. Partią PiS wciąż jeszce zarządza prezes Kaczyński, a nie wywodzący się z Suwerennej Polski jakiś powiatowy wójt stojący na czele buntowników.
Zatem Zbigniew Ziobro winien niezwłocznie wytłumaczyć tym swoim kontestatorom, że nie od tego oni są. Jeśli chcą głosować jak im się żywnie podoba, to droga wolna. Chcą się wypisać z PiS, niech się wypiszą, Suwerennej Polski na szczęście już nie mają, gdyby zamierzali szantażować prezesa Kaczyńskiego.
No ale najmniej tutaj ważne, czy temu rokoszowi Ziobro od początku skrytobójczo patronuje, czy patronować, by tylko utrzymać jakiekolwiek swoje polityczne wpływy został teraz niespodziewanie zmuszony. Kłopoty ma teraz tylko PiS, no bo Suwerenna Polska zwyczajnie nie istnieje. Genialny strateg niewątpliwie musi być zaskoczony, że w reakcji na jego segregacyjny wałek śmietnik mu boleśnie paluszki przytrzasnął.
Owoc tych oszukanych wyborów (nieuczciwie wygrany Kuchciński), ziobryści odtrącają. Zbigniew Ziobro na pewno do końca życia nie zapomni wszystkich tych chwil, gdy musiał się przed prezesem płaczliwie jąkać i kajać. I zasłużenie czy też nie, stoi przed kolejną taką szansą.
Dopuszczając się tego oszustwa wyborczego prezes Kaczyński mógł ulec złudzeniu, że wszyscy ziobryści są jak Zbigniew Ziobro. Najbliższe godziny pokażą, czy słusznie. Część byłych działaczy Suwerennej Polski w odpowiedzi legitymacjami PiS już rzuciła.
Inne tematy w dziale Polityka
