Bo za swoich rządów mógłby w sądzie sprawę o wieniec wygrać, a teraz ma pewność, że przegra.
Wygranie bowiem w sądzie tego, że obywatel RP nie może mieć swojego zdania o katastrofie, w której zginęła prawie setka osób, zadekretowałoby uczynienie z Kaczyńskiego ni mniej ni więcej tylko polskiego Putina. Nie chciałby tego. Dlatego nie mógł pozwolić sobie wygrać Ziobrą takiego wyroku. To raz.
Dwa, to same tylko konsekwencje zamykania ludziom ust. Na okoliczność wygrania w sądach Ziobry sprawy o treść napisu na wieńcu Kaczyński musiałby wykazać, że składający wieniec pisze nieprawdę. Dlatego też w nieprzypadkowo teraz złożonym pozwie kwestię prawdy przezornie omija. Bezpiecznie omija teren, na którym jego rycerz pisowskiej prawdy smoleńskiej Antoni od 14 lat dostaje regularne wciry.
To tyle. Do usłyszenia i do widzenia w sądzie, w którym ten cyniczny oszust smoleński postanowił wygrać wyłącznie współczucie dla siebie.
Inne tematy w dziale Polityka