No wreszcie ten uparty Ryszard Cz. honorowo zawiesił się w prawach członka partii PiS. Żart.
Nie oznacza to oczywiście, że został na amen wyrzucony, albo, że prezes jakoby tym przesądził, że Ryszard Cz. jest winny. Czy też, że wg prezesa był zły w tym co robił. O nie.
Prezes wystawił go co prawda za burtę, ale sznura wciąż nie puszcza. Jak zapadnie skazujący wyrok, będzie mógł się zasłaniać, że wydał go wcześniej. Ale może akurat prokuratorzy lekko blefowali, co Ryszard na pewno wykorzysta i stanie się największym męczeńskim symbolem uciskanego PiS. Nieważne, w każdej chwili może przecież prezes gotowy pakunek puścić. Co ma do stracenia?
Prezes nie wygłosił też swojego standardowego orędzia w takich razach: że jeżeli zarzuty się potwierdzą, to nie ma miejsca dla takich ludzi miejsca w naszych szeregach. Miejsce dla Ryszarda Cz. - nawet jeśli kradł - ciągle w partii PiS na obecną chwilę jest.
O co więc chodzi? Ano o to, że tym razem już nie chodzi o jakiegoś tam Ryśka, ale o prezesa. O to, że naprawdę nie wie już co ma teraz zrobić. Puści Ryśka za szybko, przestraszy kolejnych stojących członków partii w kolejce. Nie puści wcale, kolejnego w następstwie też będzie musiał trzymać - woda w łajbę jeszcze mocniej będzie się wdzierać.
Do wyboru albo powolne tonięcie już bez Ryśka, albo rejwach jakiego w partii jeszcze nie miał.
Przyszłość prezesa zdaje się zależeć już tylko od tego, jak delikatnie w lodowatą toń wypuści Ryśka. Tak, żeby nikt z tych jego członków nie zorientował się, że Ryszarda poświęcił tym razem już nie dla PiS, ale wyłącznie już tylko dla siebie. Trudne to będzie niesłychanie.
Dlatego też zapewne równolegle w najbliższych dniach zobaczymy go znacznie więcej i głośniej krzyczącego. W myśl zasady - im bardziej bezradny, tym głośniejszy. Może członki nie zauważą.
Inne tematy w dziale Polityka
