Przeczytałem właśnie wywiad z prof. Dudkiem, meandrujący realne szanse znokautowania PO pisowskim kandydatem na prezydenta. Zasługujących na samo już tylko kandydowanie osobowości w PiS kompletnie brak, zostaje więc ciężkie kombinowanie. Plus wywalenie potężnej kasy, czyli de facto stworzenie produktu od zera. A zatem niewykluczone, że i również straceńcza szarża niczym ta w wyborach w 2010.
Salon24 pyta, prof. Dudek usłużnie się dzieli swoimi przemyśleniami. Ani S24 ani Dudek wcinać się prezesowi w kandydata nie zamierzają. Nikogo nie proponują, nikogo nie wykluczają. Będzie co będzie. Po Dudzie może być i nawet Suski. A od dużej biedy i Morawiecki, jeśli mu żona odblokuje na kampanię zachomikowane z obracania ziemią kościelną. Oficjalnie oczywiście, bo ten kandydat ma akurat wiedzę kto przez 8 lat tyle dzięki PiS łatwej kasy zarobił, że teraz bez szemrania szurnie pod stołem na prezydenturę.
Mniejsza teraz jednak o to jak PiS będzie kupować sobie prezydenturę i ile na nią wyda, bo ciekawsze jest jednak kto mógłby to być.
Prof. Dudek omija zręcznie postulat bycia prezydentem wszystkich Polaków, bo i wie doskonale, że nie tego oczekuje Kaczyński. Nie chodzi tu też o żadnego męża stanu, czy choćby tylko znanego polityka. Bo dla prezesa może być każdy. Grunt, żeby wynalazka można było bez wstydu postawić przy Trzaskowskim.
Prezes, Salon24 i nawet prof. Dudek nikogo takiego nie widzą. Ja też nie. Kto więc?
Podpowiem. Warto w tym celu śledzić wszystkie te Salony24, Pudelki, wPolityki i inne plotkarskie media. Tam będą ankiety, wg których sztabowcy PiS będą wyłaniać tych, których można potem pompować na kandydata. A na razie, to sam prezes jeszcze nie wie. Wie tylko, że musi to być ktoś nie tylko lojalny, ale i obyty z gotowaniem. By p. Kłamczyński mógł o dowolnej porze wpaść do prezydenta na kotlecika.
Inne tematy w dziale Polityka