Zważywszy standardy, którymi kierują się obozy tych dwóch polityków, Dudzie powinno zależeć, by załapać się do samolotu z Tuskiem. Truizmem już jest dodawać, że dowódca statku powietrznego powinien być na tyle nielękliwy, by w razie potrzeby odmówić głowie państwa, a zarazem na tyle godny nie tylko lotniczego munduru, by o bezpieczeństwo pasażerów lękać się bez względu na te ich standardy, status czy przynależność partyjną.
Zgoła inną kwestią są same standardy przewozu najważniejszych osób w państwie. W przybliżeniu można je określić jako odwrotne do tych, którymi się kierował sporządzający listę pasażerów do Smoleńska. Racja stanu koniec kropka. I najprawdopodobniej, to właśnie kierowanie się tymi standardami i tą racją, spowoduje rozdzielenie wspólnej wizyty Tuska i Dudy na dwa samoloty.
Paradoksalnie ta dyplomatyczna elegancja i racja stanu rodzi nie tylko deklaratywną jedność standardów, ale i nieuchronny podział. Wybierając bowiem inaczej niż dotąd wybierał jego obóz, czyli komunikacyjnie dzieląc wspólną wizytę, Andrzej Duda pośrednio obala łgarstwo Jarosława Kaczyńskiego o zamachu. Podróżując solo zamachuje się na spiskową wersję o zamachu. Dmuchając na zimne, niezamierzenie rozdmuchuje zamachowy żar.
Wybierając odwrotnie niż PiS w Smoleńsku, Andrzej Duda zdawałby się mówić: eliminujemy możliwość kierowania się sugestiami terrorystów turystycznych.
Pytanie tylko, na ile byłby w tym wiarygodny. Czy wyłącznie już tylko dla niego samego nie lepiej będzie mu jednak lecieć z premierem Donaldem Tuskiem? Nawet na stojaka, jak lubi.
Z ostatniej chwili. Historia i Kancelaria Prezydenta potwierdziły przypuszczenia nerwicy eklezjogennej, że polecą dwa samoloty. W obozie PiS zwyciężyły jednak procedury. Rodzi to nadzieje, że tym razem obędzie się bez katastrofy, a tym samym pisowskiego zamachu stanu na państwo.
![image](https://static.polityka.pl/_resource/res/path/4e/5d/4e5db018-8dcf-4fab-8bf5-750e8caf1e5d)
Inne tematy w dziale Polityka