ł Występy Antoniego Macierewicza nawet w samym PiS powodowały zawsze spory dystans. Nawet gdy pola, na których okresowo się poruszał bywały dość strategiczne dla samej partii. Wszyscy lojalnie służyli mu zawsze do mszy, nie znając nawet jej konspektu. Byle trwała, byle wybuchało. Kapłan potrzebuje przecież tylko najprawdziwszej krwi i odpowiedniej scenografii z możliwie jak największą liczbą statystów. Fakty czy jakiekolwiek pozory realizmu są w takich razach zwyczajnie niepożądane. Za kapłanem idzie się wbrew faktom. Kapłan fakty tworzy. Jak twórca filmowy, pisarz czy choćby kabareciarz.
Nic w tym dziwnego, że aktyw pisowski traktuje kapłana artystę Macierewicza jak mistrza, sobie zostawiając co najwyżej statystowanie. Jest w tym z nich zdecydowanie najlepszy. A najlepszy jest, bo doskonale wie, że publiczność okłamuje. Pomagierzy kłamią już bez tej jego pewności, a Kaczyński z kolei kłamie w obszarze idei i wartości. Aczkolwiek oczywiście obaj wkraczają wzajemnie na łowiska kolegi. Kaczyński potrafi kłamać o faktach tak samo, jak Macierewicz o wartościach. Ale inteligentniejszy i ze zdecydowanie większym humorem zdaje się być Macierewicz. Zapewne dlatego jeden jest przywódcą, a drugi tylko jego błaznem.
Wspólnie z katastrofy i śmierci prawie stu osób zrobili kabaret, wspólnie zrobili kabaret z polskiej polityki i gospodarki, z rzeczywistości milionów Polaków. Dzięki nim przez osiem ostatnich lat żyliśmy niczym w jakimś absurdalnym śnie wariata. Te ich pięć minut kosztowało Polskę setki miliardów i kilkanaście straconych lat, bo dewastować tkankę społeczną i standardy zaczęli już sporo lat przed swoimi rządami, a otumanieni z dnia na dzień przecież nie otrzeźwieją.
Teraz, gdy przed tymi blisko osiemdziesięcioletnimi już artystami z hurkotem opada kurtyna, opadają też ich maski, spływa z twarzy błazeński makijaż. Przestając odgrywać bezwzględne i nieuchwytne drapieżniki, jak za dotknięciem różdżki przeradzają się w lękliwe bezbronne istoty, zaledwie próbujące się odgryźć.
Ich spektakl był bez wątpienia szaleńczo porywający, ale sakramencko przy tym kiepski. Pewnie dlatego w popłochu uciekają, gdy daje im się szansę o nim mówić. Antoni Macierewicz nie chce rozmawiać o swojej sztuce. Chce tylko, byśmy wszyscy dali się w nią wciągnąć i w niej uczestniczyli.
Problem PiS polega na tym, że sami zbyt słabo wierzą w tę swoją sztukę. Tym cenniejsze jest więc, że Justyna Dobrosz Oracz wycisnęła z artysty jedyny pewnik, że będzie nawet gorzej niż III wojna światowa, którą wskutek przegranej PiS dopiero co wieszczył, bowiem Rosja tak czy inaczej Polskę i tak zaatakuje. Przynajmniej tyle z tego wynika, że w Smoleńsku to jednak nie Rosja tego tupolewa zaatakowała.
Inne tematy w dziale Polityka