Człowiek w niego gra, bo a nuż trafi.
I jest to, mimo tego, że istnieją uważający się za już wygranych, raczej życzliwa grającym koncepcja Boga. Mimo tego, że ciut jednak smucąca się tym, iż wierzący modlą się np. o odrośnięcie nogi. Oczekując, że Bóg też rzuci w ich sprawie kostką, stawiają go w takiej samej sytuacji jak siebie. Mówią mu: dasz radę, uwierz w siebie, zrobisz to. Tylko zagraj ze mną.
Wynika z tego paradoks, że najbardziej taka idea Boga człowiekowi odpowiada, w której Bóg okazuje się zwyczajnie ludzki.
Pójście już krok dalej, że Bóg dlatego np. urwał komuś nogę, bo chciał mu o czymś dać znać, wydaje się już hazardem. Taką samą radość daje nie już sama tylko gra, ale i nawet przegrana.
Choć co ja się tam znam, skoro nie wskakuję do tego rozpędzonego tramwaju.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo