Mowa oczywiście o Lechu Kaczyńskim, bo to również za jego prezydentury trwał światowy reset z Rosją, czyli próba normalizowania stosunków z Rosją. Putin stawiał wtedy na dialog z Europą i USA, którym oczywiście znacznie więcej można ugrać niż agresją, wojną i szantażem. Lech Kaczyński nie był więc jedynym politykiem obierającym kierunek wschodni. Choć faktycznie nie najbardziej aktywnym. Ciut bardziej chociażby był jego brat Jarosław, który w tej samej intencji słał listy do "braci Rosjan". A więc powód pierwszy dlaczego prezydent Kaczyński zapraszał generała Jaruzelskiego na pokład samolotu do Moskwy, to zadanie zameldowania bratu wykonanie kolejnego zadania.
Tyle polityka zagraniczna PiS. PiS w ogólnoświatowym resecie z Rosją aktywnie uczestniczył i są na to dziesiątki podobnych przykładów. Uczestniczył ze swoją dyżurną pozą wstającego z kolan, co de facto świadczy tylko o słabości względem silniejszych i bogatszych. A nawet więcej, jest przyznaniem się, że ma się kompleksy i duży niedobór dyplomatycznych umiejętności. Sama populistyczna poza stawiającego się i skrajnie radykalnego wg PiS jest wartościowsza. Inna sprawa, że odróżnialna od innych, więc łatwo pozwalająca PiS udawać jakąś alternatywę. Po Smoleńsku wiadomo do czego zdolną. Nadzwyczaj łatwo im przyszło złamać wszystkie reguły i zdrowy rozsądek. I to też w ramach resetu polityki PiS z Rosją, bo Tusk nie mógł ich przecież wyprzedzić...
Powód więc drugi dlaczego PiS obrał kierunek wschodni, to polityka krajowa. USA i Europa stawiały na cywilizowanie Rosji instrumentami gospodarczymi i dyplomatycznymi, stawiała też Polska. Stawiał Donald Tusk, po swojemu stawiał więc i team Kaczyńskich. Po swojemu, ale komisja ds. wpływów rosyjskich tym nie powinna przecież zaprzątać sobie głowy.
Warto w tym kontekście pamiętać, że to Lech Kaczyński zapraszał generała Jaruzelskiego na pokład samolotu, a nie odwrotnie. Generał był tylko alibi dla PiS, że bardziej jadą uczcić kombatantów, niż uczestniczyć w resecie. Lech Kaczyński na Plac Czerwony leciał raz, by istnieć w światowej polityce, a dwa, by istnieć krzesełko przed Tuskiem. Czyli znowu bliźniaków przepychanka do najwygodniejszego stołka. Całe to "wstawanie z kolan" to tylko poduszeczka pod dwa żoliborskie tyłki.
Zajmowanie się w tym kontekście ostatnią błazenadą prezydenta Dudy ma sens o tyle, że tutaj też ważniejszy bliźniak Kaczyński grał pierwsze skrzypce. Prezydent Duda był nie mającym nic do powiedzenia statystą. Jakkolwiek on i jego doradcy nie byliby za lex Tusk, nie ma to kompletnie żadnego znaczenia. Nieudany cyrkowy numer, za który Duda zbiera joby na całym świecie, jest od A do Z autorstwa Jarosława Kaczyńskiego i jego doradców. To Kaczyński spadł z przyrządu na ubezpieczającego go Dudę. Leżą obaj.
Kaczyński z lex Tusk się wycofuje, bo wie, że się zapędził. Prezydent Duda popełnił tylko błąd nadgorliwości, jak być może Lech Kaczyński z resetem sygnalizowanym swoją obecnością na Placu Czerwonym. Wszystko to tylko pokazuje, jak polityka PiS jest nieszczera, tchórzliwa i pozorowana. Nieudaczna i kierowana płytkimi emocjami.
A efekty? Latające przez pół Polski ruskie rakiety, samo strzelające na komisariatach granatniki i ręcznie dziergane konfetti przez służby mundurowe na okoliczność rzucania z nieba na niebiańsko niezwykłą obecną władzę. To polska normalność pod rządami pana Kaczyńskiego.
Inne tematy w dziale Polityka