Dyskusja o homofobii to klasyczne kopanie się z koniem. Nie ma bowiem zdaniem prominentnych homofobów żadnej homofobii, bo w tej za przeproszeniem tęczowej odmienności i różnorodności nie ma przecież ludzi, jest tylko ideologia.
Homofob jest więc co najwyżej szlachetnym rycerzem walczącym z obrzydliwą ideologią. Ludźmi ci obrzydliwi odmieńcy mogą ewentualnie być wtedy, gdy siedzą cicho i nie na widoku. Czyli gdy tak znikną, że szlachetny homofob ich nie będzie ani widział, ani słyszał.
Jest od tej świętej zasady wszak odstępstwo. Chowające się (dla komfortu homofoba) takie wynaturzenie, jak najbardziej może stać się na chwilę człowiekiem. Warunek jest jeden - szlachetny homofob musi sam sobie tego zażyczyć.
Wtedy homofob staje się prawie takim samym bohaterem, jak wtedy gdy walczy z homoideologią. A może nawet większym, bo z jakimż osobistym poświęceniem broniącym tradycyjnie tolerancyjnej i różnorodnej Polski.
...Mówię kategorycznie: Nie dla promocji środowisk LGBT i będę bronić tradycyjnej Polski...
Inne tematy w dziale Społeczeństwo