neosofista neosofista
672
BLOG

O pornografii z okazji Dnia Kobiet (18+)

neosofista neosofista Kultura Obserwuj notkę 0

UWAGA - ze względu na temat niniejszej notki, proszę, aby osoby niepełnoletnie lub brzydzące się tematem, nie czytały dalej. Adminów zaś proszę o nieukrywanie tej notatki.

Po pierwsze, z okazji tego pięknego reliktu PRLu, Dnia Kobiet, chciałem złożyć wszystkim paniom zupełnie szczere i najserdeczniejsze życzenia spełnienia ich najskrytszych marzeń oraz dużo szczęścia - aby je ono uchroniło przed niechcianymi a nieprzewidzianymi konsekwencjami owego spełnienia. Cheers!

Z okazji tego wyjątkowego święta portal Onet.pl postanowił na stronie głównej, dziś po północy, wyróznić artykuł traktujący o Lindy Lovelace znanej z głównej roli w sławnym filmie pornograficznym "Głebokie gardło". Jedną z głównych tez i w zasadzie przesłaniem całej tej publikacji, jest, że "pornografia jest zła" i że jest owocem krzywdy kobiet. Hm. Nie chcę się odnosić do tego twierdzenia. Co innego bardziej przykuło moją uwagę. Mianowicie;

Autorka, pani Rhys Blakely (to przedruk z New York Times'a) pisze, że Pani Lovelace odebrała katolickie wychowanie w domu surowego zapewne ojca - policjanta. Że nawet w dzieciństwie chciała być zakonnicą (sic!). Po czym opisuje jej "debiut" kinowy oraz niespotykaną sławę, jaka na nią z zaskoczenia spadła. Następnie dopiero, po wyliczeniu jej zachłyśnięcia się slawą, w porządku hronologicznym niejako, opisuje, jak zadziwiła cały świat opisując swe rzekome gwałty i przymus, jakiemu, jak twierdzi, została poddana, aby wystapić w owym, dość słabym nota bene, filmie. Otóż zatrzymajmy się w tym momencie. Autorka artykułu twierdzi, że sama specjalnie nie za bardzo była w stanie uwierzyć w owe rewalcje, ale - uwaga! To bardzo zabawne! - Pani Lovelace poddała się badaniu na wariografie, które potwierdziło "autentyczność jej opowieści". ;)

Sam nie wiem, śmiać się, czy płakać? ;) Co, nie rozumieją Państwo mego zachowania? Hmm... No dobrze, wyjaśniam:

Wariograf tak naprawdę niczego nie dowodzi ponad to, że poddany jego działaniu wierzy w to, co mówi. Jeśli sam siebie przekona, że mówi prawdę, może swobodnie kłamać i zafałszowywać odczyty poligrafu. Jest to akurat powszechnie znana prawda. Tej "sztuczki" uczą się np. szpiedzy, aby oszukiwać obce wywiady. Poligraf bada jedynie reakcje psychofizyczne organizmu, jakie pojawiają się w przypadku np. kłamstwa. Można ich jednakże nie okazywać, jeśli np. przedtem kłamca autentycznie uwierzy, że to, co opowiada jest prawdą! Nie trzeba nawet w tym celu specjalnego szkolenia i nawet nie trzeba być kłamcą. W literaturze przedmiotu znane są np. przypadki urojonych wspomnień (vide UFO). Rzekoma ofiara porwania pewna jest, że została porwana przez "obcych" etc. Wykrywacz kłamstw niczego nie wykaże, ponieważ osoba autentycznie wierzy, że ją to spotkało. Po prostu chce wierzyć.

W relacji zawartej w tym artykule zwróciłem uwagę na jeden szczegół - rygorystyczne, katolickie wychowanie oraz chęć zostania zakonnicą w dzieciństwie przez "gwałconą na planie" aktorkę. Otóż naprawdę byłbym ostrożny z dawaniem wiary tym deklaracjom - zgłoszonym przez rzekomą ofiarę dość późno, na długo po tym, jak stała się już sławną i to w dość specyficzny sposób. Z pewnością dla osoby, która odebrała wychowanie katolickie a nadto miała dominującego ojca (policjant), to musiał być niewątpliwy ciężar i poczucie winy - spoglądać codziennie w lustro i czuć się... przepraszam za wyrażenie, k... Nawet nie k... - k... pracuje po cichu. Ma jednego klienta na raz. Nikt jej nie filmuje i nie ma innych świadków jej "grzechu" poza nią i jej klientem. Pani Lindy Lovelace zaś "udzielała się" przed kamerą i... świadkami jej wyczynów stały się szerokie masy ludzi. Nie tylko fani niszowej wówczas pornografii, ale też, jak głosi treść artykułu, mainstream. Wydaje mi się, że osoba z takim wychowaniem oraz z takim brzmieniem "własnego sukcesu", mogła najzwyczajniej w świecie popaść w stan na skraju choroby psychicznej.

Jedną z reakcji obronnych organizmu jest wyparcie niechcianych wspomnień. Inną, komplementarną wobec powyższej, jest ich zastępowanie innymi - "milszymi" wspomnieniami. I tak, z powszechnie potępianego i wytykanego palcem przez konserwatywną część społeczeństwa "k...szona" (cóż za presja psychiczna! - stać się Pierwszą K..ichą Ameryki!), przeistoczyła się nagle, niczym larwa w motyla, w powszechnie żałowaną ofiarę przemocy nas - mężczyzn, nad tymi słabymi kobietami. Ofiarę, której się współczuje, a nie bezwstydnego k...szona, którym się gardzi i potępia. Jakoś nie dziwi mnie to. Zaskakuje mnie za to naiwność tego artykułu. A także wielka chęć wetknięcia nam tego smrodku pseudodydaktycznego i to akurat w to, szczególne dla kobiet święto, czego dokonał Onet.pl Bo wszystkiemu, jak doskonale o tym wiecie Drogie Panie, jesteśmy zawsze my i tylko my - faceci, winni. Nieprawdaż? Pomyślcie, co wyście bez nas zrobiły!?

I tym optymistycznym akcentem kończę.

Radosław Herka

PS

Zwłaszcza w tamtych czasach ludzie wykonujący zawód policjanta mieli dość "ciężki charakter" a i obecnie wykonują go osoby posiadajace silną potrzebę władzy instytucjonalnej, - lubiący mundur i to, co się za nim skrywa (tak, mundur czyni policjanta). W psychologii znana jest ta szczególna kategoria ludzi, którzy poszukują takich zawodów, jak ww., aby się zrealizować a zatem wykonywanie tego zawodu pozwala dość celnie typować cechy charakteru takiej osoby, jak ojciec nieszczęśnie "gwałconej" pani Lovelace - zwłaszcza w połączeniu z pozostałymi informacjami nt. jej dzieciństwa. A przecież dzieciństwo ma szalony wpływ na naszą późniejszą psychikę - nieprawdaż Drogie Koleżanki i Koledzy Propedeutycy? ;) Nawet samo wsytępowanie w filmach porngoraficznych w wieku 23 lat - w wieku młodzieńczego buntu, idealnie wpisuje się w ten scenariusz.

Pozdrawiam!

PS2

Nie wiem, czy ww. Pani była, czy nie, zmuszana do tego co robiła. Serio nie mam pojęcia. Mam tylko powazne wątpliwości, których nie da się rozwiać, nie weryfikując jej "rewelacyjnych zeznań" - np. via przesłuchania oskarżonych przez nią ludzi i poprzez konfrontacje. Ponieważ artykuł nie zawiera nic na ten temat, mniemam, że nigdy nikomu nawet prokurator nie postawił zarzutu w tej konkretnej sprawie a Sąd nikogo nie skazał. Jakoś o tym ten artykuł wymownie milczy... I za to uwielbiam takie rzetelne żurnalistki i zapewne "feministki" jak ww. Rhys Blakely ;) A na marginesie jeszcze dodam, że mieli faceci farta - zwłaszcza jej mąż, że w USA żyją. W Polsce, zwłaszcza w takich sprawach, to nie oskarzonemu trzeba udowodnić winę, a to oskarżony musi udowodnić swoja niewinność. Prokuratura bardzo chętnie zamyka oskarżonych - pro forma, prawie przy każdej okazji, a następnie nasze sfemini(na)zowane Sady przedłużają areszt w nieskończoność, albo po prostu skazują i zamykają "gagatka". Nie ma co - w USA, co kolwiek złego o absurdalności amerykańskiego prawa by nie mówić, jest pod tym względem dużo lepiej!

Dobranoc!

 

neosofista
O mnie neosofista

Homo homini lupus est

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura