neosofista neosofista
580
BLOG

Geneza zdrady

neosofista neosofista Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

To już Starożytni Chińczycy odkryli, że najłatwiej zwerbować jest kogoś, kto ma problemy, komu można pomóc – metodą kija lub marchewki. Oficer werbunkowy, poza tymi oczywistymi chwytami, często sięga po argumenty odwołujące się do ideałów figuranta, jego uczuć wyższych. Wojciech Jaruzelski stanął nie tylko przed dylematem; „albo będziesz z nami, albo wracasz na Sybir”. Pomachano mu przed oczyma marchewką i kijem zarazem – jego rodzicami, których, co trzeba nadmienić, sowieci trzymali w niewoli aż do ich śmierci w ZSRR (ojciec zmarł w czasie wojny, nim jeszcze Jaruzelski został żołnierzem II Dywizji im. gen. Dąbrowskiego a matka w latach 60 i jedynie siostra powróciła do Polski). Sympatyczny oficer – dobry wujek Smiersza, dał młodemu Wojtkowi papierosa, pozwolił mu zjeść ciepły posiłek a może w ogóle jakikolwiek posiłek i zaczął z nim rozmawiać. Nie jak pozostali sołdaci, po rosyjsku, ale po polsku, choć z wyraźnym rosyjskim akcentem – dla podkreślenia. Zaczął mu opowiadać o Polsce, o kraju dzieciństwa, o jego rodzinie i silnych patriotycznych tradycjach. Zaczął mówić o odpowiedzialności, jaką jego przodkowie podjęli i jaka dziś stoi także przed nim. Że tchórzom łatwo jest się wykręcić ale jedynie odważny i naprawdę odpowiedzialny mąż może podjąć się tego zadania, które przed nim stoi. Że tu nie chodzi o niego, ani dobrego wujka Smiersza – „tu nie chodzi o nas”, tu są siły większe od nas wszystkich i nie ma innej możliwości nimi pokierować, jak im ulec – pójść razem, niczym bracia, na Niemcy. Walcząc ze wspólnym wrogiem, dojdzie się tam, gdzie była Polska i się ją wyzwoli. Znów będzie ona wolna i niepodległa. Że wszyscy ludzie będą braćmi – chłopi i robotnicy nie będą cierpieć niesprawiedliwości, ale że to wy, Polacy sami będziecie musieli to zorganizować a my możemy wam tylko pomóc i że innego wyjścia nie ma, jak iść z nami i walczyć z Niemcami a potem budować „nową Polskę”. Lepszą, jak poprzednia. Wybór był taki: to, albo pozostać i zginąć w gułagu. I młody Wojtek posłuchał... A czy dokładnie tak to wyglądało czy inaczej? – To szczegół. Tak wygląda schemat, kalka, z której do dziś korzystają Służby, nawet te nasze, „demokratyczne ABW/AW” i inne.

Na tym właśnie polega werbunek i tak zwerbowano Wojtka a jak każdy na jego miejscu, tak i on zaczął racjonalizować swój wybór. Początkowo twierdził, że to nie na poważnie, że tylko na niby, że prowadzi taką grę, że tylko udaje lojalność i że kiedyś zdradzi. Że przyjdzie taki dzień, ale dziś musi udawać. Musi się stąd wyrwać, ocalić życie – to przede wszystkim. Że martwy na nic się nie zda Ojczyźnie ani rodzinie nie pomoże a tak, zabije chociaż kilku Niemców i wyciągnie mamę i siostrę z gułagu (co mu się do śmierci matki niestety nie udało – taki był cenny!). Łudził się wtedy tym wszystkim nasz Wojtek, dopóki nie zmężniał i nie został Wojciechem. Dopóki nie zrozumiał, że to był „bilet w jedną stronę” i że „już jest ich”, że nie ma odwrotu. Mniejsza z tym kiedy i jak Dobry Wujek Smiersza mu o tym przypomniał obnażając „swe gorsze oblicze”, ale na pewno to uczynił – to nieodzowny fragment rytuału inicjacji, jaką przeżywa każdy dobry agent a takimi są, wbrew pozorom, ci, którzy nie podejmują współpracy dobrowolnie, samemu ją inicjując a ci, których trzeba do niej zmusić – perswazją, oczywiście. I Wojciech był dobrym agentem – jednym z najlepszych. Inteligentny, z właściwą postawą, lojalny i wierny – jak każdy „lach sabaka”, którego Wujek Smiersza hodował. Kluczem do sukcesu „hodowcy” jest mechanizm racjonalizacji. Bardzo silna ludzka potrzeba wiary, że nie jest się narzędziem. Że mąż który nas bije, tak naprawdę nas kocha, że to co robimy, ma sens, że nie robimy tego, bo ktoś nam karze, ale że sami tego chcemy. I Wojciech, niczym zgwałcona kobieta, wmówił sobie, że to nie był gwałt, że tak naprawdę, to on sam d... dał – z przekonania a nie przymusu! No przecież nawet „dostał kwiaty” w dowód uznania a i ciepłe słowa „kocham Cię” padły z ust „kochanka”. Zaczął więc nawet z tego powodu studiować pisma uczone marksizmu-leninizmu i, niczym goj neofita studiujący w synagodze, stał się w nich bardziej biegły, niźli obrzezani przy urodzeniu. Tak właśnie działają Służby – te „najlepsze” (vel „najgorsze”), rekrutujące wedle „starej szkoły”. Bo wiedzmy, że jedyne, czego w Służbach się kategorycznie nie znosi a nadmieńmy, że tolerancja jest weń bezgraniczna (vide pan Vogel), to niezależność. Nie znajdziesz w nich po prostu – przynajmniej tych wschodnich, od Pekinu, w zasadzie nawet po Waszyngton (a już na pewno po Paryż i Berlin), nikogo, na kogo nie byłoby „haka”, za który można w razie potrzeby pociągnąć obrożę a jeśli wtedy „lach zaszczeka”, to i kaganiec mu na pysk wcisnąć i na dodatek jeszcze pełną miską na pusty żołądek przed oczyma bezczelnie zamachać.

Tak... tak to działa. Że co...? Nie wierzycie państwo?! Myślicie, że tak może i było ale już z pewnością nie jest? Że nie ma czym i jak ludzi szantażować w „Wolnej Polsce”? O naiwni! Do Służb nie idą niewiniątka ani mentalne prawiczki tj. a i owszem wstępują czasem w ich szeregi, ale bardzo szybko im to przechodzi a jeśli nie i jest to trwała przypadłość, dość szybko się zużywają i kończą z tą pracą – tak lub inaczej. Ew. „przynieś wynieś pozamiataj” to szczyt ich kariery. Natomiast agenci operacyjni, tajni współpracownicy, (czy jak ich tam zwał – w wywiadzie rolę TW spełniał Kontakt Operacyjny) a także a może przede wszystkim, funkcjonariusze nierejestrowi/ in pectore, to zawsze są „ludzie, na których coś jest”. W PRLu np., SB bardzo lubiła rekrutować tzw. „mniejszości sexualne”. Nie jest to zresztą nic nowego. Służby wszystkich krajów wyszukują ludzkich słabości, jak te związane z sexem, pieniędzmi czy nałogami i wszystkim innym, poprzez które można skutecznie oddziaływać na figuranta i zmuszać go do czynienia podług woli jego mocodawców. Dla przykładu, oficjalnie przeprowadzona w PRL „akcja hiacynt” służyła przede wszystkim MO i SB ale też WSW, głównie do scharakteryzowania środowiska polskich homosexualistów i wytypowania weń figurantów, zdatnych do „hodowli”. Miało to swój cel w tym, aby inni, tj. zagraniczna konkurencja, nie przywłaszczyli sobie „bezpańskich piesków” i aby „nie-przypadkiem” wywiad wroga nie zwerbował do pracy kogoś na eksponowanym stanowisku (tak np. homosexualny szef wojskowego kontrwywiadu Cesarstwa Austrowęgier został zmuszony do współpracy przed I Wojną Światową przez carski wywiad na rzecz Cesarstwa Rosji), oraz w tym, że część z nich mogła być zdatna do realizacji zadań operacyjnych polskich służb: policji politycznej oraz wywiadu zagranicznego. No dobrze: Mówicie, że dziś bycie gejem nie jest już żadną ujmą i stygmatu za sobą nie pociąga? Zawsze jest jakiś „kij” i jakaś „marchewka”. Skoro nie homosexualiści, to stety/ niestety, zmusza to Służby do sięgania po inne argumenta. Aby nadal sprawnie działać, robią dokładnie to samo i nawet w ten sam, wypróbowany od wieków sposób, tylko wobec innych stygamtyzowanych grup społecznych. Modnym ostatnio jest np. pedofila a patrząc na skalę tego zjawiska w mediach, można tylko domniemywać, jak udane łowy mają nasi spec-head-hunterzy. Ale też, aby rozwiać obawy obywateli. Nie każdy rzeczywisty lub tylko dopasowany do szablonu, pedofil, zostaje od razu zwerbowany przez SpecSłużby III RP, tak jak nie każdy homosexualista, czy kryminalista mieścił się w sferze zainteresowania Służb PRL...

Tylko nieliczni spełniają kryteria, przy których ich „słabość” to jedynie „kwiatek do kożucha” dla werbownika. Nie liczcie jednak państwo, że skoro aż tak się „rozgadałem”, to zaraz te kryteria państwu tutaj podam. Nic z tego – nawet gdybym je wszystkie znał lub umiał się ich domyślić, nie uczyniłbym tego. Zatem młodzi i pryszczaci (choć niekoniecznie z racji wieku) fani Janka Bonda, porucznika Borewicza czy Hansa Klossa, muszą niestety obyć się smakiem i nie mogą liczyć, że np. ściągając zdjęcia swoich „równolatek” (w końcu każdy z nas ma tyle lat na ile się czuje i kiedyś miał tyle, co one) w przeróżnych, wygimnastykowanych i powiedzmy szczerze, najczęściej dobrowolnie przybranych przezeń przed kamerką internetową (a i na żywo – vide „Galerianki”), pozach, że wylądują od razu sprzed ekranu komputera w Agencji Wywiadu. Tak się nie stanie. O wiele bardziej prawdopodobne jest co innego a tam, gdzie zapewne trafią, co trzeba podkreślić, „w sposób szczególny lubią młodych i wrażliwych marzycieli”. Więc jeśli serio chcecie robić „karierę bankiera w Szwajcarii”, pamiętajcie drodzy chłopcy i dziewczęta, że podobny do was, wówczas młody, noszący długie włosy, „wrażliwy metalowiec” (wtedy mówiono, „satanista”) Piotrek, wpierw swoje odsiedział a dopiero później jego wychowawca więzienny go „dostrzegł” a i tak przedtem go „złamał”! Zapamiętajcie: pierwej „kij” (od szczotki w d... w więzieniu) a dopiero później „marchewka” (dla osłodzenia sobie w buzi, po tym, co „zdeponowali weń” współwięźniowie...). Zastanówcie się więc, czy aby na pewno nadal tego chcecie? Pamiętajcie: „im dalej w las, tym więcej drzew...”a tam już „wióry lecą”!

To pow. to jeden rozdział z "Polskiej Rzeczypospolitej Specjalnej" mojego autorstwa. Całość do przeczytania tutaj:http://neosofista.salon24.pl/280908,polska-rzeczpospolita-specjalna

neosofista
O mnie neosofista

Homo homini lupus est

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Kultura