Czy naprawdę, aby „uratować euro”, trzeba było ostatniego szczytu i podjętych nań decyzji?
Po pierwsze zadajmy sobie pytanie, o co tak naprawdę chodzi z tym ratowaniem Euro? Ano chodzi o to, aby Europejski Bank Centralny zaczął bez limitu skupywać eurooblikacje państw-bankrutów strefy euro, czyli grupy BI PIGS, - jak ją prywatnie nazywam („podwójne świnie” to: Belgia, Włochy, Portugalia, Irlandia, Grecja i Hiszpania – wedle kolejności literek w tym anglojęzycznym akronimie) a które to państwa nie są po prostu w stanie wykupić swych obligacji, czyli pisząc wprost, spłacić swego długu wobec wierzycieli. Co to oznacza (skupowanie przez EBC obligacji)? Oznacza to po prostu nieograniczoną wręcz emisję pieniądza, – czyli „zwykłe” dodrukowywanie euro, które jest, przypomnijmy, pieniądzem fiducjarnym, tzn., że jego wartość nie ma pokrycia w np. złocie, a jedynie opiera się na czystej i nieskrępowanej wierze posługujących się tą walutą ludzi, że pieniądz takowy ma jakąkolwiek wartość. I to może działać i działa od pół wieku niemalże, ze względu na zapisy w prawach krajowych (krajów stosujących pieniądz fiducjarny), że dana jednostka monetarna jest prawnym środkiem płatniczym w danym kraju (czyt., że wszyscy mamy OBOWIĄZEK przyjmować i posługiwać się tym pieniądzem w naszych rozliczeniach) a także ze względu na całkowitą nieświadomość szerokich mas ludzkich co do tego, czym jest pieniądz fiducjarny, którym się tak powszechnie posługują…
Ale wróćmy do całego tego rwetesu z „ratowaniem strefy euro”. Otóż opór przeciwko temu procederowi dodrukowania pieniądza bez pokrycia stawiały dot. Niemcy z uwagi na to, że, (o czym my w Polsce wszyscy chyba pamiętamy?), takie swobodne dodrukowywanie pieniądza skutkować musi gwałtownym spadkiem wartości tego pieniądza, czyli tzw. hiperinflacją. Z dnia na dzień a nawet z godziny na godzinę, - w chwili jej wybuchu, - ceny potrafią gwałtownie skakać o 100-tki a nawet 1000-ce procent! To miało miejsce w historii wiele razy a najbardziej znanym historycznym przypadkiem są właśnie kazusy Republiki Weimarskiej po I Wojnie Światowej i Bizonii (Trizonii) – czyli RFN in spe po II Wojnie Światowej. Niemcy po prostu „organicznie pamiętają”, jak z dnia na dzień, papier toaletowy stawał się tak drogi, że wielokroć taniej było się podcierać banknotami, którymi dysponowali i nie ma w tym co piszę najmniejszej przesady! Dlatego właśnie Niemcy stawiały taki opór i zgodziły się (moim zdaniem niesłusznie i w najlepszym razie przedłuży to tylko agonię strefy euro o kilka lat, – jeśli w ogóle cała ta poroniona idea im wypali, bo mam nadzieję i uważam, że nie), na dodruk pod pewnymi warunkami.
Mniejsza już o same te warunki in species (tj. w szczegółach) – przyjmijmy po prostu, że są one nie do zaakceptowania dla nikogo (nie tylko Brytyjczyków), dosłownie dla nikogo, a to dlatego, że czynią każdego z największych dłużników strefy euro (nie tylko z dłużników – tu zagadka, czy jest jakieś państwo w Europie, które nie ma długu? - i nie tylko ze strefy euro, ale z nich przede wszystkim) wprost bezwolnym (pozbawionym własnej woli) wykonawcą (niewolnikiem) poleceń swoich panów, w myśl „Złotej Zasady” która brzmi: „zasady ustala ten, kto ma złoto”. No i właśnie zgoda Niemców na dodruk euro sprowadza się w istocie do kontroli tego złota, pardon, pieniądza fiducjarnego, na każdym etapie – począwszy od jego dodruku, poprzez redystrybucję, (komu, ile i dlaczego dać) po nawet jego wydatkowanie (kontrola budżetów narodowych państw członkowskich nowego porozumienia). Przyznacie szczerze, że żaden z Was nie zgodziłby się, abym np. to ja, ot tak sobie, wziął Waszą portmonetkę i nią swobodnie dysponował? Do tego właśnie w dużym uproszczeniu sprowadza się cały plan Niemiec – do niewolnictwa, które to niewolnictwo niechybnie odrzucą narody państw poddanych takiemu dyktatowi w drodze protestów ulicznych, ale… mniejsza z tym.
Otóż zadajmy sobie kolejne pytanie, czy państwa strefy euro mają inne wyjście, jak przyjąć dyktat Niemiec? I dlaczego w ogóle go przyjmują (bo to, że to jest dobrowolne z ich strony nie wierzcie)? Może od końca: zadłużone państwa strefy euro przyjmują dyktat Niemiec tylko dlatego, że nie mają dość euro na wykup własnego długu (i nie mają możliwosci zaoszczędzić/zarobić, aby spłacić swój dług - definicja bankructwa) a euro dodrukować (ot prosty sposób na spłatę długu - dodrukować pieniądze. Państwa posiadajace własną walutę mogą to legalnie robić i spłacać w ten sposób swe długi ale tylko te denominowane w danej walucie) może „tylko” emitent euro, czyli Europejski Bank Centralny z siedzibą we Frankfurcie nad Menem (RFN) ale ten nie uczyni tego, bez zgody Niemiec własnie! No i to jest ten „problem”, który tak uwiera eurobankrutów. Moim zdaniem zupełnie niepotrzebnie! Uważam, że państwa strefy euro mają inne wyjście i wcale nie muszą w tym celu, tj. emisji euro, prosić o łaskę Niemiec i godzić się pokornie na ich „upodlające warunki”! Dlaczego?! Bo zgodnie z obowiązującymi traktatami to prawda, że tylko EBC może drukować papierowe euro! Ale też każde z państw członkowskich eurozony może bić własną monetę euro – niemalże bez ograniczeń!
Więc, pytam teoretycznie, (choć nie retorycznie), co stoi na przeszkodzie, aby taka np. Grecja a i Włochy i inne „podwójne świnie” (a nawet i inne świnki strefy euro), aby od zaraz zaczęły bić monety euro na wielką skalę i za nie wykupywać swe obligacje? Że co? Że monety mają niskie nominały?;) A w czym problem?! Czemu nie bić 20eurówki, 50eurówki a nawet 100eurówki i większe nominały?! No w czym?! Powtarzam raz jeszcze, traktaty europejskie tego nie zakazują i stawiam na to swoją piątkę z prawa europejskiego u prof. Wojtaszczyka i dra Graniszewskiego!
Że co? Że prawa ekonomii? Że mój pomysł będzie skutkował hiperinflacją? Fakt, z ekonomii mam tylko 3+, (swoją drogą ciekawa historia i chyba się nią z Wami zaraz podzielę), ale k… niech mi jakiś piątkowy wyjaśni, najlepiej utytułowany "idiota-bęcwał", pardon, jakiś "prof. ekonomii" (Keynsista-Galbrightysta najlepiej), czym się k… różni mój pomysł na „dobicie” euro, od pomysłów na „dodrukowanie” euro? Przecież efekt musi być dokładnie taki sam – hiperinflacja! I nie ma różnicy, NAJMNIEJSZEJ!, czy to się odbędzie z pośrednictwem emisji EBC, czy bicia na własną odpowiedzialność eurosów przez mennice narodowe eurozony. Z tą różnicą, że w pierwszym przypadku państwa eurozony (i ochotnicy spoza) oddają się w kierat teoretycznie Brukseli, ale de facto Niemiec, a w drugim, zachowują autonomię – i przez to ta alternatywa musi wydawać się im „bliższa sercu”. Tak, czy inaczej, euro "pier…nie", aż miło! (Nie może być inaczej, skoro ta waluta obejmuje sobą państwa o tak róznych gospodarkach, będących w róznych cyklach koniunkturalnych). I stawiam na to swoją 3+ Drogie "Matoły Ekonomii" (poniecham wymieniania ich z nazwiska – choć mam nie mała ochotę pokazywania ich palcem, ilekroć widzę ich w TV).
A co do owej 3+, jaką mam w indeksie, to już tłumaczę… Ekonomii uczyły mnie na pierwszym roku nauk politycznych (AD 2002/03) dwie ostre babki tj. dr Łukaszewicz i dr Bukowska, obie z UW. Przyznaję bez bicia i bez wstydu - mam 3ję! Ale za to jak zdobytą?! Otóż druga z tych Pań prowadziła ćwiczenia i przedstawiła nam się na pierwszych zajęciach tak:
- "Cześć, mam na imię Grażyna. Lubię chodzić po górach. Jeśli macie do mnie jakieś pytania, oto mój mail: igraszka@yahoo.com"
Powiedziała to tak… „zalotnie”, wręcz erotycznie. A ja, jak to ja – na któryś zajęciach nie wytrzymałem i zażartowałem z jej sexualnego sposobu prowadzenia zajęć (droczyła się z nami, oj droczyła). Mianowicie powiedziałem na forum grupy a propos jakiejś tam okazji (w każdym razie bardzo adekwatnie do ówczesnej syt.):
- "Niech Pani z nami tak nie igra!"
To było jak obuch dla niej. Zapytała zdezorientowana:
- "Kto to powiedział? Kto to powiedział?!"
Podniosłem wtedy uśmiechnięty rękę a na następnym wykładzie, pod jego koniec, druga z Pań walnęła pro publico 15 minutową tyradę o konieczności poważania ćwiczeniowców... oczywiście, choć bez pokazywania palcem, skierowaną do mnie.
Ćwiczenia próbowałem zdać dosłownie 5 razy! W ostatnim możliwym terminie, za drugim razem tego dnia, w dniu egzaminu (warunek przystąpienia - zdane ćwiczenia) udało mi się zaliczyć ćwiczenia. Pani dr Bukowska - wspaniała babka nota bene, serio! - (pozwoliła mi zdawać do skutku!;) - tuż przed egzaminem powiedziała, że, cytuję:
- "Hm! Zawiódł mnie Pan. Na zajęciach taki wygadany a tu proszę! Tylko 3! Z minuuuuusem!"
LOL
Byłem tak wydrenowany, że naprawdę nie wiem, co i jak napisałem u doktor Łukaszewicz, ale ta w indeksie wpisała mi 3 - z pluuusem.
I choć mam tylko 3+ z ekonomii, w dodatku zdobyte na naukach politycznych po bodajże jednym roku nauki, ale uważam, i piszę to szczerze, że przy tych „orłach” naszej ekonomii a i noblistach! (Boże! Tacy idioci podostawali Noble z ekonomii, nie wspominając już o nagrodzie pokojowej - chyba tak pokojowej, jak moja lampka, że jej wartość jest dziś chyba mniejsza od zadrukowanego dyplomem papieru. No ale przynajmniej do tego wartego g. świstka papieru dodają pieniądze. Problem w tym, że dzięki tym „tuzom ekonomii”, także fiducjarne banknociki jakie dostają niedługo będą warte mniej, jak papier na którym je zadrukowano. Czy widzicie jakąś korelację? Hm...). Otóż uważam, że przy nich, to ja jestem k… geniuszem! Kononowicz i Lepper to przy nich giganci – prawdziwi tytani ekonomii! (Dość napisać, że pomysł Leppera o skoku na kasę NBP w końcu zrealizował Tusk – który odsądzał Leppera od czci i wiary, kiedy ten podnosił takowe pomysły).
Czekam na komentarze gamonii... wróć, z przyjemnoscia uświadczę komentarza utytułowanych prof. ekonomii pod swoją notatką - najlepiej tych, którzy dot. wypowiadali się o walucie euro w samych superlatywach (przed kryzysem tej waluty oczywiście) i tych obecnie, co chcą jej bronić. Od biedy nawet licencjat Jan Vincent może się tu wypowiedzieć (choć ostatnio zmądrzał i do eurozony mu nie śpieszno) - serdecznie proszę! K...a!
Radosław Herka
Inne tematy w dziale Gospodarka