Pani Dominika Cosić zamieściła na swoim blogu wywiad, który skłonił mnie do zamieszczenia komentarza. Ponieważ, jak wierzę, ma on szerszy walor poznawczy, to przeklajam go na swym blogu dla powtórzenia.
Problemem jak najbardziej jest dług, a konkretnie jego permanentność. Tzn., że państwa "nauczyły" się "żyć" w zadłużeniu i nie wyobrażają sobie funkcjonowania bez długu. Dla elit rządzących, pochodzących z demokratycznego nadania, czymś oczywistym jest, że jak się nie ma pieniędzy aby sprostać "oczekiwaniom społecznym" wyborców, to trzeba po prostu pożyczyć. A więc zamiast mierzyć miarą swej kieszeni swoje aspiracje i robić to, na co stać państwa i ich społeczeństwa, rządzący postanowili "zabalować". A co tam! - powiedzieli, - mamy oszczędzać?! Nie po to nas wybrano - wyemitujemy obligacje (zamiast podnosić podatki, lepiej się zapożyczyć - to bardziej akceptowalne społecznie posunięcie rządu), a za pozyskane środki zafundujemy wyborcom to, czego oczekują - czego im naobiecywaliśmy! A że dług trzeba spłacić? Wtedy, kiedy trzeba będzie, to my raczej już rządzić nie będziemy - pomyślała lewicowa awangarda elit politycznych współczesnych demokracji (gdzie prawicy - w klasycznym rozumieniu, nie ma już od XIX w. co najmniej u władzy). I tak kolejne państwa i kolejne rządy poszerzały deficyt i dług publiczny z dekady na dekadę. Jak najbardziej dług jest problemem! W sytuacji normalnej, dług nie występuje. Długi zaciąga się ekstraordynaryjnie - kiedy nagle trzeba sfinansować jakiś niezbędny wydatek na którego nie starcza oszczędności (a właśnie! Nie dług, a oszczędności - nadwyżki, są normalne i brak zakumulowanych środków własnych jest problemem a dziś państwa nie dość, że nie mają oszczędności, to jeszcze mają długi - w zasadzie wszystkie "demokracje" czyli wszystkie państwa nienormalne - rządzone nienormalnie. Jedynym normalnym państwem świata są dziś Chiny - niedemokratyczne ChRL ma nie długi, a nadwyżki!). Długi państwa mogą zaciągać, kiedy muszę nagle sfinansować wojnę lub inny wydatek "inwestycyjny". Przy czym żadną inwestycją nie jest i nigdy nie było "inwestowanie w strukturę społeczną". To żadna inwestycja, że pan X czy Y przez swą d... więcej przepuści jedzenia zafundowanego mu via róże keynsowskie wydatki rządowe/inwestycyjne jak "inwestycje strukturalne". Nie ważne...
Przechodząc do reszty, należy odnotować, że w latach 90 EWG czyli matka UE by upadła, gdyby nie integracja. Że nie lubię się powtarzać, to wkleję fragment swej dawnej wypowiedzi:
"Z Euro jak i z cała Unią jest taki problem: Polska chciała przystąpić do EWG po tym, jak wypadła z orbity wpływów radzieckich. Kraje Europy Zachodniej, które przeżywały wtedy zadyszkę gospodarczą - taka zadyszka, jaką ma 80latek po wejściu na 4 piętro, tyle, że ekonomiczna, - uznały to za dobrą okazję do interesu. Polska potrzebowała na gwałt kasy, odroczenia spłaty kredytów oraz dostępu do rynków zachodnich. EWG potrzebowały na gwałt kogoś, kto będzie od nich kupował co wyprodukują, bowiem podatki i koszta pracy zaczęły ich dobijać i groził im poważny kryzys. EWG zgodziło się na podpisanie umów przedakcesyjnych w zamian za podpisanie wzajemnych umów handlowych - dla nas niekorzystnych, w których zobowiązalismy się kupować od EWG różne towary, a na towary spoza EWG nałozyć zaporowe cło. W efekcie czego Polska przez kilkanaście lat zanim weszła do UE traciła rok rocznie kilkanaście do kilkudziesięciu mld USD na samym tylko handlu. My kupowaliśmy od nich wszystko to, co tam nie znajdowało już kupca, bo było albo za drogie, albo za stare, albo z innych przyczyn wadliwe i zejść im nie chciało, płacąc za to w dodatku więcej, niźli po cenach które oferowano np. Francuzom czy Niemcom. Te same umowy handlowe ograniczały nasz export do krajów EWG zwłaszcza export płodów rolnych. Reasumując, kiedy decydowaliśmy o tym, czy nas przyjąć do Unii, byliśmy w plecy na 100 mld USD lekko licząc samego bilansu handlowego z nimi. Zapłaciliśmy, jak w systemie argentyńskim, za samochód, którego głupio było nie wziąć - dlatego byłem za wstąpieniem do Unii, ale na zasadach z traktatu Nicejskiego. Zaraz po wejściu do Unii Brukselczycy wykoncypowali jak nas znowu wydoić tak, byśmy nie mogli nic zrobić - trzeba było więc najpierw nie wprowadzić traktatu Niceiskiego, co się zresztą prawie udało - możliwe nawet, że tak będzie;/ Nvrmnd. Z Euro pomysł jest taki. Kraje Unii przeżywają zapaść. Koszta pracy w takiej Francji są np. 5x wyższe jak w Polsce. Są po prostu wyjątkowo niekonkurencyjni na światowych rynkach i z czegoś muszą się finansować. Przystąpienie Polski do strefy Euro, to powtórzenie tego samego chwytu, jakim było nasze przystąpienie do EWG, tylko, że tam nas cackano na wymienie handlowej, a tutaj chcą nas wycyckać deficytem i długiem publicznym - subtelniejsza i mniej zrozumiała dla ciemnego luda strategia. Mówiąc wprost, wchodząc do Eurolandu będziemy finansować Europę Zachodnią - my ubodzy krewni zrzucimy się na wystawne przyjęcie bogatych kuzynów. Nie, ja dziękuję. Sądzę, że należy rozstrzeliwać tych, co sądzą inaczej - bo to nie z głupoty nawet płynie, a ze zdrady!"
Komentarz ten zamieściłem tutaj: http://www.pardon.pl/komentarz/5/1819088/1819155 19 kwietnia 2009r. a następnie zacytowałem go ponownie a propos swej notatki blogowej: http://bezpardonupl.pardon.pl/dyskusja/3080897/cui_bono 16 grudnia 2010 r.
I w zasadzie ten komentarz a także notatka, które linkuje, wystarczy do skomentowania/uzupełnienia wypowiedzi Szymańskiego. Otóż musimy sobie uświadomić, że na integracji znacznie więcej Europa Zachodnia zyskała, niźli my - zyskała nowe rynki zbytu na swe nieatrakcyjne produkty (patrz http://bezpardonupl.pardon.pl/dyskusja/2314674/) traktując nas za pośrednictwem "umów przedakcesyjnych" jako swe półkolonie. Nie ma co - tanio nas kupili. A to, co teraz robią i w czym czynny udział postanowił mieć Sikorski i rząd który reprezentuje, to prosta kontynuacja tego, co opisałem tutaj m.in.: http://neosofista.salon24.pl/281261,ekologiczny-humbug Zachodnie gospodarki keynsowskie sa po prostu niewydolne. Są jak wampiry, które aby przetrwać, potrzebują wciąż nowej krwi, nowej ofiary. A że są tym silniejsze, im słabsi są ich sąsiedzi, (co za karykaturalne wypaczenie myśli Clausewitza), dążą do osłabienia swej realnej i potencjalnej konkurencji, narzucając im ich zasady gry. Zamiast więc konkurować z Polską i obniżać u siebie podatki, Niemcy i Francja wolą aby to u nas je podniesiono! Zamiast produkować tanio, wolą, aby wszyscy produkowali drogo - w tym celu m.in. promują "walkę z globalnym ociepleniem (patrz link pow.). Oni wierzą, że w ten sposób chronią własną "inżynierię społeczną" - chronią kasę, jaką w nią władowały. Polska nie ma żadnego interesu w tym, aby być źródłem świeżej krwi dla tych wampirycznych truposzczy, ale co zrobić? Mamy głupie elity pseudonarodowe...
Radosław Herka
PS
Cała idea ogólnoeuropejskiego zarządzania gospodarczego właśnie do tego się sprowadza - do próby zachowania status quo przez socjalistyczne i niewydolne gospodarki zachodnioeuropejskie, które to status quo można osiągnąc bardzo tanio - przekupując elity i społeczeństwa państw kolonizowanych. Temu służy cała ta propaganda proeuropejska.
Pozdrawiam!
Inne tematy w dziale Gospodarka