Ludwik Dorn, skądinąd bystry obserwator rzeczywistości, umieścił na Facebooku komentarz na temat sprawy elektrowni w Turowie, i zawarł w nim myśl powtarzaną w różnych wariantach od dawna przez wielu. Że mianowicie, uważa Dorn, jak Europa zakręci Polsce kasę, to Polacy, sarkając i narzekając, dadzą się zdyscyplinować, a o żadnym Polexicie mowy być nie może.
Dorn i inni, wyrażający taką opinię mają do czego się odwołać - wynika ona z rzeczywistej obserwacji rzeczywistych poglądów i rzeczywistych reakcji polskiego społeczeństwa. Mogą więc mieć rację. A jednak...
A jednak chciałbym przypomnieć o pewnym epizodzie sprzed wielu, wielu lat.
W 1999 roku ówczesny premier Rosji, Jewgienij Primakow, leciał do Waszyngtonu z od dawna pieczołowicie przygotowywaną, ważną wizytą. Kiedy był na środku Atlantyku przyszła wiadomość, że NATO bombarduje Belgrad, o czym nikt przedtem Moskwy nie zawiadomił, tym mniej z nią to uzgodnił. Primakow wydał wtedy polecenie: zawracać. Samolot zawrócił, wizytę w ostatnim momencie odwołano; Primakow nb.musiał nieoczekiwanie lądować na chwilę w Irlandii, bo paliwo się kończyło.
W Moskwie tymczasem media, które wtedy były w Rosji zasadniczo liberalne i prozachodnie (wiem, teraz brzmi to jak baśń o żelaznym wilku, a jednak...), urządziły nad nim sabat. Że jak to, że co to, że durne machanie szabelką, że mieliśmy dostać od Amerykanów kredyty, a teraz przez głupi wielkomocarstwowy gest te pieniądze tracimy (a działo się to tuż po słynnym kryzysie 98 roku, który zdemolował ledwie zaczynającą się odbijać rosyjską gospodarkę, a przed wzrostem cen nośników energii, który wydobył Rosję z upadku), że rządzący udają iż dalej jesteśmy supermocarstwem podczas gdy nie jesteśmy i trzeba pogodzić się z rzeczywistością, itd itp.
Po czym okazało się, że mimo tej kampanii ludność gwałtownie… poparła Primakowa. Jego „godnościowy” gest spodobał się jej, mimo realnej perspektywy iż pociągnie za sobą dalszy spadek poziomu życia i inne horrenda.
A przecież rosyjskie liberalne media nie były głupie i nie działały świadomie przeciw większości ludności. Tylko że uznały za constans pewną jej postawę, pewne nastroje, które wydawały się niewzruszone, a tak naprawdę – skrycie ewoluowały. Gest Primakowa okazał się katalizatorem, który zmianę ilościową przekształcił w ilościową (czy tam odwrotnie – wiadomo o co chodzi).
Jaka stąd nauczka?
Dwie: że nie zawsze perspektywa kasy w sposób całościowy określa ludzkie reakcje. I że społeczne preferencje potrafią się zmieniać bardzo długo w sposób niezauważalny, a przez to nie dostrzegany przez przywykłych do określonego kształtu światopoglądowego społeczeństwa. A potem nagle następuje jakiś zwrot Primakowa – i okazuje się, że już wszystko jest inaczej.
Wszyscy zajmujący się polityką powinni o tym pamiętać. Euroentuzjaści - również.
Inne tematy w dziale Polityka