Jestem „osobą niegdyś młodą” (copyright Dickens), swoje lata mam, ale do tej pory nie słyszałam o Stefanie Zgliszczyńskim. Sięgnęłam więc po ulubione żródło wiedzy Pą Presidą i przeczytałam:
Stefan Zgliczyński (ur. 1967) – polski publicysta, dyrektor edycji polskiej miesięcznika "Le Monde diplomatique".
Był założycielem (wraz z Wojciechem Orlińskim) i wieloletnim redaktorem półrocznika polityczno-artystycznego "Lewą Nogą" (1993–2005). Jest autorem następujących książek:
• Antysemityzm po polsku (Książka i Prasa, 2007)
• Hańba iracka (Książka i Prasa, 2009)
• Jak Polacy Niemcom Żydów mordować pomagali (Czarna Owca, 2013).
Dalszy research doprowadził mnie do tekstów pod znamiennymi tytułami:
Stefan Zgliszczyński: Roman Dmowski – hitlerowiec http://www.lewica.pl/?id=23198
Stefan Zgliszczyński: Faszyzm znaczy patriotyzm http://grecjawogniu.info/?p=16077
Nie będę streszczać; proponuję kliknąć i przekonać się z jakim osobnikiem mamy do czynienia.
Mówiąc krótko - lewacka kreatura, obecnie na utrzymaniu francuskich komunistów.
A teraz coś z najnowszego dzieła gwiazdy lewackich salonów.
W dziele "Jak Polacy Niemcom Żydów mordować pomagali" na str. 21 czytamy: "Tylko w latach 1935-1937 doszło w Polsce do ok. 100 większych wystąpień antyżydowskich, w wyniku których raniono ok. 2 tys., a kilkanaście zabito. Pogromy zaczęły się w czerwcu 1935 r. w Grodnie, Suwałkach, Raciążu (...) Bydgoszczy (sierpień 1937), Włocławku, Lublinie, Grodnie, Koźmińsku, Łomży".
Informacja o pogromie w Bydgoszczy zaintrygowała redaktorkę Annę Tarnowską, która przeprowadziła krótkie śledztwo w tej sprawie a jego rezultaty opisała w artykule: „Czy w Bydgoszczy doszło do pogromu Żydów? Zagadka rozwikłana” .
Cały tekst możecie państwo przeczytać tu: http://bydgoszcz.gazeta.pl/bydgoszcz/1,48722,13472737,Czy_w_Bydgoszczy_doszlo_do_pogromu_Zydow__Zagadka.html#ixzz2ggdOYvZh
A oto najbardziej istotne fragmenty:
Czytałam "Mniejszość żydowską w Bydgoszczy 1920-1939" prof. Zdzisława Biegańskiego, o pogromie nie było tam nawet słowa. Pamiętam całą masę artykułów, wywiady z ekspertami, reportaże. Nikt nigdy nie zająknął się o pogromie. Dlaczego?
[…]
Idę do prof. Zdzisława Biegańskiego z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego. To historyk, znawca tematyki żydowskiej, ze szczególnym uwzględnieniem specyfiki bydgoskiej.
- Był pogrom? - pytam.
- Nie było - odpowiada.
- Więc skąd taka informacja u Eisenbacha i Sulika? Przecież to prawdziwe autorytety!
- Trudno jednoznacznie wskazać. Faktem jest, że od późnego lata 1936 roku bydgoscy młodzi narodowcy rozpoczęli na większą skalę akcję bojkotu sklepów i targowisk żydowskich - wyjaśnia Biegański. - Chodziło wyparcie ich handlu z rynku. Przez te akcje i bojkoty nastroje antyżydowskie w mieście się nasilały.
[…]
- No tak, ale to nie pogrom - mówi prof. Biegański, kiedy cytuję mu tezy z artykułów. - Nieprzyjemne sytuacje, nawet groźne awantury, czasem pobicia, ale nie pogrom. Zdarzały się nawet akcje wybijania okien w witrynach Żydów, incydenty wybuchały niemal zawsze na tle ekonomicznym.
Na początku był "Przegląd Zachodni"
- Gdzie więc leży źródło powtarzanej przez lata informacji o pogromie Żydów w Bydgoszczy?
- Istnieje tylko jedna możliwość - uważa prof. Biegański. - W "Przeglądzie Zachodnim" z 6 września 1937 roku przeczytałem, że dzień wcześniej doszło do pobicia 20 Żydów na bydgoskich ulicach. Tam należy szukać.
- Jednak pogrom, na który powołuje się Zgliczyński, miał mieć miejsce w sierpniu, a nie 5 września - zauważam.
- Tylko to wydarzenie przychodzi mi na myśl.
Prof. Biegański dodaje, że trzeba pamiętać, czym był "Przegląd Zachodni". - Jedyne pismo żydowskie na Pomorzu wydawane w Gdyni - nie zawsze zachowywali obiektywizm. Przedstawiali wydarzenia ze swojego punktu widzenia, starali się być równoważnią dla antysemickiej prasy polskiej. Sam artykuł stał się przyczynkiem do interwencji w sprawie ochrony ludności żydowskiej przed szykanami u wysokich przedstawicieli władz i chyba taki cel przyświecał autorowi. Do bijatyki z pewnością wtedy doszło, ale co do liczby poszkodowanych Żydów, czy skali samego zdarzenia, nie możemy mieć pewności. Ta podawana przez "Przegląd" może być przerysowana.
Publikacja stała się początkiem interwencji ze strony środowisk żydowskich. Jak podaje "Republika" (10 grudnia 1937), w związku z bydgoską akcją antyżydowską, "poseł Sommerstein interweniował w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i u wojewody poznańskiego". Apelował o ochronę ludności żydowskiej.
U premiera Sławoja Składkowskiego interweniował także Zygmunt Klotz, przewodniczący bydgoskiej gminy żydowskiej. Do MSW wpłynęła interpelacja przygotowana przez Żydowskie Koło Parlamentarne.
Ta akcja przyniosła skutek. Ataki ze strony narodowców zakończyły się pod koniec 1937 roku po ostrej interwencji władz.
- Co zrobić z nieprawdziwą informacją, która jest powielana od lat? Wszystko wskazuje na to, że i książka Zgliczyńskiego będzie dalej cytowana.
- Powtarzany wielokrotnie fakt zaczyna żyć własnym życiem, chociaż ma niewiele wspólnego z prawdą - mówi prof. Biegański. - Trzeba po prostu weryfikować fakty i pisać prawdę. A w tym przypadku prawda jest taka: w Bydgoszczy doszło do groźnych incydentów i szykan ludności żydowskiej, ale nigdy nie było pogromu.
Zapamiętajmy to zdanie profesora Biegańskiego: Powtarzany wielokrotnie fakt zaczyna żyć własnym życiem, chociaż ma niewiele wspólnego z prawdą.
PS Jakie brednie potrafią wypisywać lewacy, to z grubsza wiadomo. Ale recenzja dzieła Stefana Zgliszczyńskiego, wykonana przez niejakiego Tomasza Piątka, a opublikowana w Krytyce Politycznej;
http://www.krytykapolityczna.pl/felietony/20130514/narod-mordercow-i-niewolnikow
to jest coś specjalnego. Ten tekst zasluguje na lekturę, bo pozwala przeciętnemu Polakowi uzmyslowić sobie z kim żyjemy w jednym państwie.
Inne tematy w dziale Rozmaitości