Wczoraj, 30 kwietnia 2020 r., sześcioletnią kadencję I prezesa Sądu Najwyższego zakończyła profesor Małgorzata Gersdorf, która większości Polaków dała się poznać jako ta, która za 10 tysięcy złotych zdoła przeżyć jedynie na prowincji. Podczas uroczystości pożegnalnej w holu gmachu przy Placu Krasińskich zawieszono na ścianie portret pani profesor. Wcześniej w tymże gmachu miała miejsce konferencja prasowa, w trakcie której przechodząca w stan spoczynku sędzia Gersdorf zapewniła, zebranych:
Wszystko będzie dobrze. Wywalczymy niezależność sądów. Niezawisłość sędziowska pozostanie, bo ona jest w nas
a prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia" Krystian Markiewicz w panegiryku na cześć pani profesor i jej dokonań, poinformował zebranych, że
[…] była to kadencja historyczna i chyba najtrudniejsza w ponad stuletniej historii Sądu Najwyższego. Nigdy przez te ponad 100 lat pierwszy prezes Sądu Najwyższego nie spotkał się z takim atakiem ze strony partii politycznej i prokuratury, by zniszczyć niezależność Sądu Najwyższego.[…]
Z wypowiedzi prezesa Iustitii wynika jednoznacznie, że uważa on działający obecnie Sąd Najwyższy za spadkobiercę nie tylko Sądu Najwyższego, zorganizowanego w 1917 roku, ale także Sądu Najwyższego funkcjonującego w PRL-u. Potwierdza to galeria portretów w holu SN, do której wczoraj dodano zdjęcie prof. Małgorzaty Gersdorf.
Wypowiedź prezesa Markiewicza świadczy o jego ignorancji historycznej albo o amnezji. Przypomnijmy najpierw listę I prezesów SN po 1945 r.
• 26 stycznia 1945 – 12 listopada 1956 Wacław Barcikowski
• 12 grudnia 1956 – 22 maja 1967 Jan Wasilkowski
• 23 maja 1967 – 21 stycznia 1972 Zbigniew Resich
• 21 stycznia 1972 – 1 kwietnia 1976 Jerzy Bafia
• 1 kwietnia 1976 – 14 maja 1987 Włodzimierz Berutowicz
• 14 maja 1987 – 30 czerwca 1990 Adam Łopatka
• 1 lipca 1990 – 17 października 1998 Adam Strzembosz
• 17 października 1998 – 18 października 2010 Lech Gardocki
• 14 października 2010 – 9 stycznia 2014 Stanisław Dąbrowski
• p.o. Lech Paprzycki (9 stycznia 2014 – 30 kwietnia 2014)
• 30 kwietnia 2014 – 30 kwietnia 2020 Małgorzata Gersdorf
W styczniu 1945 roku władze komunistyczne mianowały I Prezesem SN Wacława Barcikowskiego, który piastował tę funkcję przez cały okres stalinowski aż do jesieni 1956 r. Za czasów prezesury Barcikowskiego orzecznictwo SN było wykorzystywane do wprowadzania zmian w prawie karnym, niezależnie od zmian wprowadzanych drogą ustawodawczą. Szczególne znaczenie miała uchwała Zgromadzenia Ogólnego Sądu Najwyższego z 25 listopada 1948 r. o historycznym już tylko znaczeniu orzecznictwa SN II RP, jeżeli orzeczenia i zasady prawne II RP nie są zgodne z obecnym ustrojem i obowiązującym ustawodawstwem.
Odwołując się do stuletniej tradycji Sądu Najwyższego nie wolno zapominać o tej uchwale.
Jeżeli prezes Markiewicz ośmiela się mówić o niezależności Sądu Najwyższego w latach 1945 – 1989, to nie wiadomo czy się śmiać czy płakać.
Panie prezesie Markiewicz! W tych latach sędzią Najwyższego Sądu Wojskowego był ppłk Teofil Karczmarz, autor słynnego zdania:
"No cóż prokuratorze, dowodów nie ma, ale my sędziowie nie od Boga i bez dowodów zasuniemy kaesa, jak trzeba"
Tę deklarację sędzia ppłk Teofil Karczmarz złożył prokuratorowi przed jego wystąpieniem w sprawie płka Adama Uzięmbły oskarżonego w sfingowanej sprawie o szpiegostwo i spiskowanie przeciwko władzy ludowej. Gwoli wyjaśnienia trzeba dodać, że Teofil Karczmarz nie miał wykształcenia prawniczego, awansował na stanowisko sędziego z racji swego wieloletniego doświadczenia na stanowisku kancelisty Sądu Grodzkiego, jakie zajmował przed wojną i postawie absolutnego podporządkowania i służalczości okazywanej na stanowisku sekretarza sądu polowego 1 armii WP tuż po wojnie.
W tym samym czasie sędzią SN był major Leo Hochberg, który implementował do polskiej doktryny prawa karnego sowieckie nowinki prawne, jak uznanie przyznania się oskarżonego za decydujący dowód winy. Hochberg gorliwie wdrażał dyrektywy prokuratora ZSRS Andrieja Wyszyńskiego, inicjatora metod „fizycznego oddziaływania”, czyli tortur. Wyszyński, a za nim Hochberg, stosowali w praktyce zasadę, że „prawo musi podlegać praktyce politycznej”. Według interpretacji ówczesnego prawa, znanej jako „Lex Hochberg” – można było zostać skazanym na wiele lat pozbawienia wolności nawet za opowiadanie, w gronie znajomych, dowcipów politycznych. To też było traktowane jako próba obalenia przemocą ustroju państwa polskiego.
W 1956 r. mentor majora Hochberga, Andriej Wyszyński, został „pośmiertnie represjonowany”, a jego prace teoretyczne przestały być podręcznikami dla prawników. Natomiast samego mjr Hochberga po 1956 r. nic zlego nie spotkało. Komisja Mariana Mazura, powołana w 1956 r. do zbadania przejawów łamania socjalistycznej praworządności w organach sądownictwa wojskowego, uznała, że Hochberg dopuścił się wielu „nieprawidłowości”. Chciała obniżyć mu stopień wojskowy z podpułkownika do kapitana i zakazać pracy w wymiarze „sprawiedliwości”. Mimo dyskwalifikującej opinii Leo Hochberg pracował dalej. W latach 1957–1968 był naczelnikiem wydziału w Ministerstwie Sprawiedliwości. Zmarł w Warszawie w 1978 r., został pochowany na Wojskowym Cmentarzu Powązkowskim.
Mjr Hochberg cieszyl się wielkim zaufaniem władz PRL, gdyż powierzono mu orzekanie w tzw. sekcji tajnej SN, utworzonej w okresie prezesury Barcikowskiego. Sekcje tajne w stolicy istniały okresowo w czterech instytucjach, a to w Ministerstwie Sprawiedliwości, w Sądzie Apelacyjnym, w Sądzie Wojewódzkim dla m. st. Warszawy, w Sądzie Najwyższym.
Koncepcja i propozycja zorganizowania sekcji tajnych wypłynęła z Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego do Ministerstwa Sprawiedliwości. Konkretnie propozycję przedstawił wiceminister MBP Roman Romkowski, zwracając się do Henryka Podlaskiego – ówcześnie dyrektora Departamentu Nadzoru Prokuratorskiego Ministerstwa Sprawiedliwości, oraz do Henryka Chmielewskiego – dyrektora Departamentu Nadzoru Sądowego Ministerstwa Sprawiedliwości, „z żądaniem zorganizowania szczególnego sposobu rozpoznawania spraw karnych politycznych o wielkiej wadze dla interesów Partii i Państwa. Rozpoznawanie tych spraw miało się odbywać z wyłączeniem wszelkiej jawności – przez sędziów zasługujących na pełne zaufanie, będących członkami Partii – przy udziale obrońców z urzędu powołanych z ustalonej listy”. Romkowski powoływał się na uzgodnienie z kierownictwem partii i rządu, czyli na rządzącą Polską trójkę: Bierut Berman, Minc.
Tajnym sądem odwoławczym był początkowo twór pozasądowy zorganizowany w Ministerstwie Sprawiedliwości, a później – od 1951 r. była nim sekcja tajna Sądu Najwyższego. Powołano ją w wielkiej tajemnicy. Nawet sędziowie, którzy orzekali w Sądzie Wojewódzkim w Warszawie i w Sądzie Najwyższym, nie wiedzieli, którzy sędziowie orzekają w tej sekcji tajnej. Ławnikami byli wyrobieni politycznie działacze partyjni, wyznaczeni z listy specjalnie przygotowanej we współpracy z organami bezpieczeństwa i zatwierdzonej przez organa PZPR w Warszawie. W sądzie tajnym Sądu Wojewódzkiego w Warszawie oraz Sądu Najwyższego sądziło ogółem ponad 50 sędziów, oczywiście specjalnie dobranych.
Z racji odbywanych sesji na terenie więzień, podsądni nazywali te sądy „kiblowymi”. Jak zeznał jeden ze świadków – prokurator i sędziowie przychodzili do więzienia, oskarżonego wywoływano z celi na rozprawę, na której zostawał on w trybie błyskawicznym osądzany, bez żadnych dowodów. Wyrok zapadał na ogół w oparciu o jakieś sfabrykowane dokumenty i bez świadków. W tym samym czasie akurat, gdy taki więzień wychodził z celi, roznoszono najczęściej posiłki. Gdy wracał do niej z „rozprawy”, zupa była jeszcze ciepła. Tak szybko to się odbywało.
Owe sądy „kiblowe” odbywały swoje sesje z reguły na terenie więzienia nr 1 przy ul. Rakowieckiej „obok pomieszczenia, w którym odbywały się równocześnie rozprawy prowadzone przez sąd woj-skowy”. Jedyną „publicznością” na rozprawach byli oficerowie śledczy MBP, którzy prowadzili daną sprawę. Jeżeli na tak prowadzonej rozprawie oskarżeni odważali się coś powiedzieć o torturowaniu ich w śledztwie, to w najlepszym dla nich przypadku sąd nie przyjmował tego do wiadomości, bo regułą było, że sporadyczne skargi oskarżonych na wymuszanie uznawano pod wpływem panującej opinii za obrazę organów władzy ludowej. Z biegiem czasu rygor nieznacznie rozluźniono, ale aż do roku 1952 wyroki nie były ogłaszane publicznie i dopiero wówczas dopuszczono też rodziny oskarżonych do obecności na rozprawie. Komisja badająca po 1956 r. nadużycia w wymiarze sprawiedliwości zanotowała, że niektóre sprawy rozpoznawane były w więzieniu jeszcze w 1953 r.
Tajność całego postępowania była jednym z kilku ważnych elementów naruszania praw oskarżonego i jego możliwości obrony: od niekontrolowanego stosowania tymczasowego aresztowania, poprzez tortury w tajnym śledztwie, traktowanie przyznania się jako dowodu koronnego, sztuczne dzielenie spraw, operowanie wyłącznie zeznaniami innych aresztantów i więźniów jako jedynymi dowodami, odczytywanie w sądzie zeznań bez przesłuchiwania świadków, odrzucanie wnioskowanych przez oskarżonego dowodów.
Innym znanym praktykiem wartości "sprawiedliwej represji”, dopuszczonym do orzekania w sekcji tajnej Sądu Najwyższego był sędzia Jerzy Bafia. Jego wizerunek też zdobi ścianę holu w Gmachu Sądu Najwyższego. Jako zaufany władz komunistycznych został szybko dyrektorem departamentu w Ministerstwie Sprawiedliwości, potem wiceministrem i ministrem sprawiedliwości, którym był przez wiele lat. Dostał także tytuł profesora na Uniwersytecie Warszawskim i był autorem podręczników z zakresu prawa karnego. Jego książki były drukowane przez wydawnictwo prawnicze i szczególnie zalecane. Podręcznik z prawa karnego Jerzego Bafii był powszechnie obowiązujący. Jerzy Bafia był prezesem Sądu Najwyższego w okresie od 21 stycznia 1972 do 1 kwietnia 1976.
Po Jerzym Bafii stanowisko I Prezesa SN objął Włodzimierz Berutowicz i pozostawał na nim do 14 maja 1987 r. Przed rozpoczęciem kariery prawniczej Berutowicz był funkcjonariuszem milicji i doszedł do stanowiska komendanta MO we Wrocławiu. W czasach jego prezesury w SN, po zamachu 13 grudnia 1981 przeprowadzona została akcja odwetowa wobec nieposłusznych sędziów.
W maju 2004 roku PAP poinformowała, że Sąd Lustracyjny uznał, ze Włodzimierz Berutowicz jest kłamcą lustracyjnym. „Berutowicz podlega lustracji jako sędzia w stanie spoczynku. W swym oświadczeniu lustracyjnym zataił fakt sluzby w Milicji Obywatelskiej. Jeśli wyrok zostanie utrzymany przez Sąd Najwyższy, straci on uprzywilejowaną emeryturę sędziowską -wtedy dostawałby świadczenia na ogólnych zasadach”. (Serwis PAP 12.05.2004 r.).
Pięć miesięcy później PAP podała, że Włodzimierz Berutowicz, były minister sprawiedliwości, a do 1987 r. pierwszy prezes Sądu Najwyższego napisał prawdę w oświadczeniu lustracyjnym. Tak orzekł Sąd Apelacyjny w Warszawie rozpoznając odwołanie od niekorzystnego dla Berutowicza orzeczenia pierwszej instancji. (Rzeczpospolita 29.10.2004 r.) Tak orzekł Sąd Apelacyjny, mimo informacji o przebiegu słuzby Włodzimierza Berutowicza w MO, dostępnych w katalogu IPN.
Orzekając w sprawie odwołania Berutowicza Warszawski Sąd Apelacyjny czerpał wzory z postępowania sędziów Sądu Najwyższego, który w kwestii rozliczenia przeszłości uzurpował sobie od początku kierowniczą rolę w państwie, naruszając konstytucyjny podział władz i sytuując się de facto ponad parlamentem. Czynił tak, kiedy swymi ostatecznymi rozstrzygnięciami uzupełniał lub korygował obowiązujące przepisy ustaw.
Zdaniem prof. Witolda Kuleszy, specjalisty prawa karnego, wiceprezesa Instytutu Pamięci Narodowej w latach 2000-2006, sędziowie, którzy wydając wyrok, wiedzieli o całkowitej materialnej bezzasadności skazania i działali ze świadomością i wolą zamordowania swoich ofiar, przy braku jakichkolwiek podstaw dla wyroku skazującego, popełniali morderstwo sądowe. Umieszczanie portretów takich sędziów, współtwórców totalitarnego aparatu władzy PRL u, w galerii prezesów Sądu Najwyższego charakter symboliczny. Jest to świadome nawiązanie do okresu rządów komunistycznych cechujących się nihilizmem prawnym. Okresu, kiedy panowała pogarda dla prawa w ogóle, a dla niezawisłości sądownictwa i wymiaru sprawiedliwości w szczególności.
Na tym tle szczególnie ironicznej wymowy nabierają słowa byłej I prezes SN Małgorzaty Gersdorf o niezależności sędziowskiej: „obywatel potrzebuje niezależnego sędziego”.
***
Przy pisaniu notki autorka korzystała z informacji zawartych w publikacjach:
1. https://tvn24.pl/polska/malgorzata-gersdorf-zegna-sie-z-sadem-najwyzszym-krystian-markiewicz-o-atakach-na-sn-4570801
2. http://www.pch24.pl/sad-najwyzszy-nie-moze-oderwac-sie-od-przeszlosci--stalinowscy-sedziowie-upamietnieni,41163,i.html
3. Krzysztof Szwagrzyk, Prawnicy czasów bezprawia. Sędziowie i prokuratorzy wojskowi w Polsce 1944–1956, IPN, Kraków 2005
4. Adam Lityński, Administracja, polityka i sąd tajny w Polsce Ludowej (1950-1954), Roczniki Administracji i Prawa, rok X, s.21-37
5. http://katalog.bip.ipn.gov.pl/showDetails.do?idx=B&katalogId=2&subpageKatalogId=2&pageNo=1&nameId=8674&osobaId=14922&
Inne tematy w dziale Społeczeństwo