Profesor Antoni Kępiński w swoich „Refleksjach oświęcimskich” napisał:
„Jednym z obozowych obrazów, które obok kominów krematoryjnych i stosów nagich wyniszczonych ciał utkwią na długi czas w pamięci ludzkości, jest scena selekcji na rampie. Tłum kobiet, mężczyzn, starców, dzieci, bogatych i biednych, pięknych i brzydkich defilował przed lekarzem SS, stojącym w postawie władcy i sędziego. Nieznaczny ruch ręki tego człowieka decydował, czy stojący przed nim drugi człowiek pójdzie za chwilę do gazu, czy też dana mu będzie możliwość przeżycia kilku dni czy miesięcy. Było w tej scenie coś z sądu ostatecznego; ruch ręki kierował do ognia lub dawał sposobność ocalenia. Ci, co czekali na wyrok, zazwyczaj nie wiedzieli, co ich czeka. Wiedzieli tylko, że ruch ręki jest ważnym znakiem w ich życiu, coś oznacza, ale co, pozostało dla nich nieraz tajemnicą, aż do chwili gdy w otworze sufi tu ich rzekomej łaźni ukazywała się głowa w masce gazowej. Gdy więźniowie szli do selekcji i wiedzieli, że idą do gazu, ostatkiem sił starali się wyprostować, maszerować sprężystym krokiem, by zrobić na lekarzu SS dobre wrażenie i znaleźć się po jego prawicy”.
Uczestniczący w obozowych selekcjach lekarze SS rozpoczęli swoje kariery w Niemczech, pomagając uśmiercać chorych i kaleki. Zniszczenie „życia niewartego życia” podniesiono do rangi najwyższego obowiązku medycyny. Od stycznia 1940 r. do sierpnia 1941 r. uśmiercono ponad 70 tys. Niemców. Byli to ludzie psychicznie chorzy, ociemniali, głusi, chorzy na gruźlicę, starcy wymagający opieki oraz inwalidzi. Po wprowadzeniu w Auschwitz w 1942 r. systemu selekcji nowo przybyłych więźniów, niemieccy lekarze zaczęli odgrywać istotną rolę w procesie masowego uśmiercania ludzi. To właśnie oni podejmowali w decyzję kluczową dla działania obozu – kto z nowego transportu będzie żył, a kto ma umrzeć.
Niektórzy z tych lekarzy SS stanęli przed amerykańskim Trybunałem Wojskowym w Norymberdze. Tzw. proces lekarzy miał miejsce od 9 grudnia 1946 r. do 20 sierpnia 1947 i dotyczył zbrodni popełnionych przez członków niemieckich służb medycznych III Rzeszy. Na ławie oskarżonych zasiadły 23 osoby, wśród nich był Viktor Brack, odpowiedzialny za kierownictwo akcją T4, polegajacą na eutanazji umysłowo chorych oraz inwalidów oraz akcją eksterminacji niezdolnych do pracy więźniów obozów koncentracyjnych. Victor Brack został skazany na karę śmierci przez powieszenie. Wyrok wykonano 2 sierpnia 1948 w więzieniu Landsberg.
Komentując norymberski proces lekarzy naczelny redaktor Zeszytów Oświęcimskich, krakowski chirurg prof. Józef Bogusz, napisał:
„Proces norymberski lekarzy hitlerowskich miał ogromne znaczenie w ujawnieniu całej potworności i upadku hitlerowskiej medycyny m.in. poprzez systematyczne i potajemne wymordowanie w ramach tzw. programu eutanazji setek tysięcy ludzi, nie wyłączając obywateli państw okupowanych przez Niemcy, a więc mordowanie cierpiących na choroby psychiczne lub nieuleczalne, dzieci upośledzonych i osób starych przy użyciu gazu trującego, śmiertelnych zastrzyków oraz innych środków. Te osoby uważano za »bezużytecznych pożeraczy chleba«, wiedli oni »życie niegodne życia«. [...] Hitlerowscy lekarze, w tym liczni profesorowie uniwersytetów III Rzeszy, a wśród nich znakomici przedstawiciele niemieckiej medycyny, pogwałcili i zdeptali najbardziej podstawowe zasady etyki i deontologii lekarskiej”.
73 lata po zakończeniu norymberskiego procesu lekarzy w belgijskich dziennikach "De Tijd" i "De Morgen" pojawiła się informacja o dyrektywie tamtejszego Towarzystwa Gerontologii i Geriatrii, która przewiduje, ze najsłabsi rezydenci belgijskich domów opieki, którzy zakażą się koronawirusem, nie będą hospitalizowani. Dyspozycja dotyczy osób osłabionych, co do których nie będzie wątpliwości, że choroba wywoływana przez koronawirusa, Covid-19, będzie dla nich śmiertelna. Działanie to ma odciążyć szpitale, które na razie czekają na nadejście dużej fali chorych wymagających intensywnej opieki medycznej. "W szpitalach nie możemy dla nich zrobić nic więcej, niż zapewnić dobrą opiekę paliatywną, z której mogą korzystać również w domach opieki. Przeniesienie ich do szpitala, aby tam umarli, byłoby nieludzkie" - tłumaczy profesor Nele Van Den Noortgate ze Szpitala Uniwersyteckiego w Gandawie.
Rodziny mieszkańców domów opieki cierpiących na demencję i inne problemy zdrowotne, które osłabiają ich do tego stopnia, że zakłada się, że mogą nie przeżyć do końca roku, proszone są o przemyślenie obecnej sytuacji.
"To pacjenci, u których leczenie może przedłużyć życie, ale którzy mają niewielkie szanse na powrót do zdrowia" - podkreśliła Van Den Noortgate. I zaznaczyła, że te wytyczne są zgodne z praktyką stosowaną w przypadku innych patologii. "Dobra opieka oznacza także odwagę uświadomienia sobie, że ludzie przechodzą od życia do śmierci, i zapewnienie, że proces ten nie będzie się niepotrzebnie rozciągał. Zatrzymywanie w domach opieki rezydentów bez szans na przeżycie zmniejsza również ryzyko infekcji dla personelu szpitali lub ratowników medycznych i pozwala uniknąć przeciążenia systemu służby zdrowia. "
Jak widać, profesorzy medycyny ze Szpitala Uniwersyteckiego w Gandawie mają taki sam stosunek do zasad etyki i deontologii lekarskiej jak lekarze SS.
***
https://www.gazetaprawna.pl/artykuly/1463255,belgia-domy-opieki-koronawirus.html
Inne tematy w dziale Społeczeństwo