Ide sobie spokojnie po forach, a tu nagle wpada na mnie rozpedzony do utraty tchu Smilowicz. Lapie za mankiet i wtyka swoj tekst przed oczy. Odpycham suke, ale przejsc nie daje, to sie lasi, to kasa po kostkach. Juz mialem potraktowac obcasowo, znaczy z buta, ale tu akurat starsza pani przechodzila pomimo, deszczyk rosil, gospodarz z daleka dawal do zrozumienia, ze Smilowicz ma co prawda problemy natury osobistej, ale od tego dezodoranty, szare mydlo, azotox, a tak w ogole to raczej rowny gosc, a i zawieszony na SG... wiec laczem po nerach w takich warunkach przyrody jakos nie wypada.
A co wypada? Przeciez czytac go nie sposob.
Wzialem jego tekst, delikatnie w dwa palce. I zawiesilem na gwozdziu w budzie, wiecie jakiej. Tu Smilowicz sie zachnal, wydal policzki jeszcze bardziej i ofuknal. Nie slyszalem dokladnie co tam mamrotal, wszak belkotu tego nie dalo sie zapisac slowami. Bylo tam jednak o niewdziecznosci, niezrozumieniu, debilach i niedojrzalosci gron wszelkich.
A ja sie pytam, skad on sie na winogronach zna? Wszak byly pryskane na robactwo.
Inne tematy w dziale Polityka