UE zdecydowała się nałożyć wysokie cła na chińskie samochody elektryczne. Nieoczekiwanie stanowi to szansę na wskrzeszenie projektu Izera.
Z dwóch najbardziej lukratywnych rynków samochodowych świata, USA zamknęły się na chińskie EV nie tylko zaporowymi cenami ale też zakazem używania chińskiego oprogramowania. To stawia UE w uprzywilejowanej pozycji negocjacyjnej.
Polskie próby pozyskania chińskiej współpracy przez Polskę za rządów PIS zakończyły się fiaskiem bo były prowadzone z pozycji na kolanach. Z podobnej pozycji i z podobnym zamysłem, konia trojańskiego w UE próbowały coś dla siebie ugrać Węgry z niewiele lepszym skutkiem.
Cła UE to gamechanger. Są wysokie ale nie demonstracyjnie zaporowe, raczej celują w rozwój współpracy. Chiński rynek wewnętrzny jest za słaby, nominalnie duza ale oszczędna, woli odkładać, jak już wydać to nie na auto ale na zagraniczna edukacje dziecka, najlepiej żeby tam zostało i nie musiało jak rodzice być własnością partii komunistycznej. Bez UE, przeinwestowany sektor produkcji EV skończy jak deweloperka miast widm.
UE celuje w odwrócony model współpracy z początku lat 2000-ych. Teraz czas żeby Chińczycy wchodzili w joint-ventures w Europie, dzielili się technologią, płacili europejskie pensje nie tylko robotnikom ale też inżynierom. Zważając na silny sektor automotive w Polsce i ciągle konkurencyjne stawki wynagrodzeń, szanse Izery rosną. Fakt, że rząd nie jest antyeuropejski daje przewagę nad Węgrami.
Inne tematy w dziale Technologie