Jest coś faryzejsko-judaszowego w prawicowej bieda publicystyce. Narracja wiesławy jest kryształowym przykładem tej obłudy. Kiedy jest nam z kimś nie po drodze to by oskarżyć człowieka o najgorsze zbrodnie wystarczy domniemanie lub absurdalna poszlaka. Zamachofilia smoleńska to studium bez dna.
Co innego kiedy nam po drodze. Wtedy wszystko należy bezwzględnie udowodnić. Jeśli nikt księdza nie złapał z ręką w majtkach dziecka w obecności co najmniej 3 świadków to jakiekolwiek domniemania o rzekomej pedofilli sa obrzydliwymi pomowieniami, wymierzonymi w świętą wspólnotę wiernych. To samo z kryciem pedofilli. Nie wyszły na jaw dokumenty gdzie Dziwisz podpisuje “ja, świadomy siły zarzutów wobec McCarricka, rozgrzeszam go i ochraniam bo wszakże wierność jego więcej waży niż jakieś tam słabostki wobec nic nie wartych jednostek”. Nie ma też dokumentu gdzie Hitler podpisuje rozkaz Holocaustu a Stalin wyrok na polskich oficerów. Mówi się o rozładowaniu tłoku, rozwiązaniu problemu, czasem stosowaniu kary śmierci. Ale nigdzie nie ma wyroku ludobójstwa czarno na białym
Nie ma też żadnych spekulacji, jak duchowny o potencjale intelektualnym wiejskiego proboszcza (i to raczej z biedniejszej parafii) został drugim człowiekiem po papieżu a w czasie długich lat jego choroby de facto pierwszym.
Na koniec zadanie z gimnastyki intelektualnej. Jak myślicie co by wieslawa napisała o Kasi Tusk albo Oli Kwaśniewskiej i ich rodzinach, gdyby życie osobiste obu kobiet osiągnęło poziom złożoności Marty Kaczyńskiej?
Potem tylko przeczytać Kameleona, Czechowa
Inne tematy w dziale Społeczeństwo