Jednym z ulubionych mitów przywoływanych przez apologetów Sanacji jest rzekoma zdrada sojuszników w 1939. Jest to jednocześnie główna przyczyna klęski.
Mit ten opiera się na innym micie, rzekomej polityce równego dystansu między Berlinem a Moskwą. Jest to kompletna mrzonka, Polskę i ZSRR od traktatu ryskiego łączyły lodowate stosunki i pakt o nieagresji z 1932 nic tu nie zmienił. Z Rzeszą natomiast Polska szła pod rękę aż do rozbioru Czechosłowacji. Nie chodzi tu bynajmniej o prezenty i polowania ale o zgodę Becka na Anschluss Austrii. W wyniku tego czeska część Czechosłowacji staje się cypelkiem na niemieckim morzu. Jak ktoś może oczekiwać, że Anglia i Francja widziały wtedy Polskę inaczej niż najwierniejszego sojusznika Hitlera, jest dla mnie niepojęte.
Kiedy Polska w planie Rzeszy odegrała już swoją rolę sojusznika, Hitler na polski zamiar protektoratu na Słowacji, powiedział Beckowi: “czy tobie Wąski sufit na łeb sie nie spadł?” Nagle okazało się mocarstwo diabli wzięli, na południu morza nie sięgniemy, wojsko mamy jedynie zdatne do defilad a wywiad, prowadzony jak dziecko we mgle przez Stalina, ciągle uważa, że ZSRR lada chwila imploduje.
Logicznie, trzeba było szukać sojuszu na zachodzie Europy. Tyle, ze świeżo wykorzystana i porzucona blondynka bez makijażu nie mogła stawiać warunków jakby chcieli blogerzy Huaskar i Godziemba. Schowana za linią Maginota, ciągle łkająca po ofiarach WW1 Francja, paliła się do wojny jak Polacy do pomocy antysowieckiemu powstaniu w NRD w 1953 roku. W końcu co my jestesmy winni, że blondynka padła ofiarą własnej naiwności? A logika, że jak zjedzą nas to później zjedzą was miała w 1939 roku bardzo słabe podstawy.
Stąd blefowe sojusze, pisane na kolanie za 5 dwunasta, w których Francja i Anglia nie zagwarantowały w praktyce niczego. Jeśli Hitler się przestraszy to super, jeśli nie? Niewielka strata, zje naszego wiernego od paru miesięcy sojusznika. Dając nam trochę czasu.
Inne tematy w dziale Kultura