6 sierpnia 1944 wódz naczelny po powrocie z “inspekcji” we Włoszech, gdzie sądował poparcie Andersa dla puczu przeciwko premierowi Mikołajczykowi, zażądał desantu brygady spadochronowej gen. Sosabowskiego do pomocy PW.
Alianci zachodni do operacji desantowych używali Douglasów C47, popularnych Dakot. Byl to samolot bardzo udany, tani, prosty w produkcji. Tyle, że kompletnie nie nadawał się do operacji desantowych na 1500km. Taki zasięg uzyskał dopiero podczas wojny wietnamskiej. Analogicznie było z karabinami maszynowymi. W lipcu 1944 C47 byłby idealnym celem dla każdego niemieckiego myśliwca, nawet gdyby wystarczyło zasięgu.
B17 i B24 to mrzonka jeszcze większa. Nie dość, że modyfikacja do desantu zajęłaby miesięce to jeszcze ich prędkość minimalna była o wiele za wysoka dla skoków spadochronowych w operacjach desantowych (nie mylić z operacjami cichociemnych, 8 skoczków zamiast 2200 to jest różnica zasadnicza)
Jak zatem wódz naczelny, generał, mógł opowiadać takie bzdury?
Nawet jeśli sam nie znał się na operacjach desantowych powinien zasięgnąć konsultacji zamiast kompromitować polskie wojsko publicznie. Być może myślał o zrzutach cichociemnych i popełnił szkolny błąd skalowania.
Dowództwo alianckie jednoznacznie odrzuciło to żądanie. Polski tupolewizm został odroczony. Ryzyko bezsensownej utraty 2200 żołnierzy zostało zażegnane.
Inne tematy w dziale Kultura