Już 28go lipca 1944 było wiadomo, że alianci zachodni nie pomogą ewentualnemu powstaniu w Warszawie. Ale co tam, wódz naczelny udał się na “inspekcję” wojsk do Włoch, sprawdzić czy Anders poparłby pucz przeciwko premierowi Mikołajczykowi. W Warszawie, grupa czterech oficerów, z których żaden nie miał zdolności ani doświadczenia pozwalającego na akcje większa niż atak na 3-osobowy posterunek wroga, podjęła decyzję o wybuchu powstania.
Po 3 dniach wiadomo było, że akcja zbrojna zakończyła się całkowitą klęską i dowództwo weszło w fazę munchhausenowskich fantazji. Moze pomoze Stalin, przeciwko któremu politycznie było skierowane powstanie. Może, alianci zachodni zrzuca brygadę spadochronową, przecież to tylko 1000 km lotu w łatwym do zestrzelenia C-47. Albo niech alianci zaopatrzą powstanie wywołane bez broni w broń, tyle że przydałoby się kontrolować teren zrzutów a z taktyką jeden nabój - jeden Niemiec nie było to łatwe. Dobra, wyżebrajmy warunki kapitulacji, żeby powstańcy dumnie maszerowali jako jeńcy a nie poszli pod ścianę.
Zajeło to 60 dni, w ciągu których oddziały RONA popełniały zbrodnie wojenne na ludności cywilnej rzekomo walcząc z powstaniem. Powstańcy już dawno stracili potencjał akcji zaczepnych i przyglądali się biernie masakrom ludności cywilnej.
Dlaczego warto o tym pisać? By zwalczać dominację polityki zakłamania historycznego. Mesjanistycznych i martyrologicznych idiotyzmów o celowości PW by przeszkodzić sowietom w wyzwoleniu Paryża, a potem Lizbony, Denver i Sydney. W tym przekazie nie znajdziemy wzmianki o przeciwnatarciu Modella czy klęsce AC w ataku na Radom. Gdyby nie PW, sowieci na bank świętowaliby dożynki w Berlinie a rocznice rewolucji w Denver ...
Inne tematy w dziale Kultura