Od pewnego czasu trwa w polskich internetach wielkie oburzenie po słowach papieża Franciszka, który 25 sierpnia na Spotkaniu młodzieży katolickiej w Petersburgu zwrócił się do Rosjan słowami:
"Nie zapominajcie nigdy o waszym dziedzictwie. Jesteście dziećmi wielkiej Rosji; wielkiej Rosji świętych, króla, wielkiej Rosji Piotra I, Katarzyny II, tego wielkiego imperium, o tak wielkiej kulturze i wielkim człowieczeństwie" (więcej: https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2023-08-29/burza-po-slowach-papieza-franciszka-mowil-o-dzieciach-wielkiej-rosji/).
Głos w tej sprawie zabrali liczni publicyści z prawa i z lewa, zwłaszcza (rzecz jasna) katoliccy. Znamienne, że właściwie wszyscy odsądzili papieża od czci i wiary. Tomasz Terlikowski, na przykład, napisał na facebooku, że Franciszek jest głupi i niczego nie rozumie z historii i polityki (no dobra, nie dosłownie, ale taki jest sens jego wypowiedzi), a ksiądz Isakowicz-Zalewski, że "papież usprawiedliwia imperium zła".
A ja po raz kolejny nie mogę się nadziwić, jaki stopień naiwności i kurzego rozumku politycznego mogą prezentować sobą bądź co bądź dorośli (przynajmniej biologicznie) ludzie, którzy mają nam ustawiać życie społeczne. Okres fascynacji katolicyzmem minął w moim życiu definitywnie i nie zamierzam do niego wracać. Jeżeli chodzi o historię kościoła jako instytucji, to znam ją zbyt dobrze, aby pałać do niej wielkim entuzjazmem. Tym niemniej, zawsze staram się być sprawiedliwy i -- jak ten pan z ewangelicznej perykopy -- gotowy jestem pochwalić nawet nieuczciwego rządcę, jeżeli jest w czymś biegły. A jeśli papiestwo jest w czymś biegłe, to jest tym -- dyplomacja; i słowa papieża to kolejny dowód tego faktu.
Wyjaśniam: w polityce jak ją znamy, inaczej niż w życiu indywidualnym, nie obowiązują kategorie moralne. Być może to źle i w ogóle; być może powinno wyglądać zupełnie inaczej. Ba, uważam, że mogłoby wyglądać zupełnie inaczej, gdybyśmy przyjęli inny model rozwoju. No, ale problem polega na tym, że w prawdziwym życiu to NIE wygląda inaczej. Polityka niemoralną JEST -- i tyle. I dlatego też działania, które się podejmuje, i słowa, które się wypowiada, na płaszczyźnie politycznej należy osądzać inaczej, niż gdyby się z kimś rozmawiało prywatnie. Dlatego też właśnie polityka pełna jest sformułowań jawnie bądź niejawnie z historycznego punktu widzenia nieprawdziwych, ale obliczonych na realizację jakiegoś praktycznego celu, na przykład: ułagodzenie relacji z aktualnym bądź potencjalnym przeciwnikiem. Papieża rozumieli to zawsze i dlatego w historii kościoła można znaleźć wiele deklaracji i decyzji politycznych, które miały charakter czysto pragmatyczny. Tylko dziecko nie rozumie, że gdy Pius XI pisał do Franco, że jest "zbawcą Hiszpanii", to wcale niekoniecznie tak myślał (skądinąd wiemy, że na pewno tak nie myślał), a gdy Jan XXIII nie zdecydował się potępić komunizmu, to też nie dlatego, że go nie potępiał. I tak samo w przypadku niedawnej wypowiedzi Franciszka -- fakt, że mówił o wielkiej i ludzkiej kulturze Rosji wcale nie świadczy o tym, że naprawdę ją za taką uważa; to jest pewna gra, której celem jest normalizacja stosunków z Rosją i doprowadzenie do jak najszybszego zakończenia konfliktu na Ukrainie na drodze negocjacji, o czym Watykan mówi od momentu jego wybuchu. Można się z tym zgadzać, można się nie zgadzać, ale gadać o tym, że papież nic nie rozumie, może tylko ktoś... kto sam nic nie rozumie. Przynajmniej ze stosunków międzynarodowych.
No i na koniec: czemu właściwie o tym napisałem? Z dwóch powodów, które splatają się w jednej. Po pierwsze, aby po raz kolejny pokazać tutaj & wykazać, że polityka jest brudna -- niemoralna i okrutna, i TO samo wskazuje na konieczność daleko posuniętych zmian w sposobie funkcjonowania ludzkich społeczności. Po drugie zaś, aby po raz kolejny podkreślić tutaj jeszcze inny fakt, spleciony z pierwszy, mianowicie: że, paradoksalnie, w takich warunkach, polityczny pragmatyzm jest często LEPSZY z idealistyczno-humanitarystycznego punktu widzenia, niż tzw. idealizm; z tego prostego powodu, że pomaga ratować ludzkie życie. Ideały trzeba mieć i próbować kształtować świat według nich -- natomiast w momencie, kiedy zaczynamy widzieć je tam, gdzie ich nie ma i wmawiać, że w bezwzględnej grze interesów, jaką są stosunki międzynarodowe, jest jakieś "imperium dobra" i "imperium zła", jednoznaczne rozstrzygnięcia moralne i Jedyna Słuszna Sprawa, znak to niechybny, że mamy do czynienia z mistyfikacją, powielaną świadomie bądź nieświadomie, natomiast na pewno obliczoną w ostatecznym rozrachunku wyłącznie na to, aby "zwykli ludzie" jak ty i ja, szaraczki, które nic nie znaczą w realiach Wielkiej Gry, nie zorientowali się, o co naprawdę chodzi. I zazwyczaj dali się oskubać -- czasem z pieniędzy, a czasem z życia. Dlatego też doceniam bodaj ostatniego polityka Zachodu, który się w to nie bawi.
No a że Ewangelia, wiara, że kościół powinien jednak być od czego innego...
Trzymajcie mnie ludzie, bo pęknę ze śmiechu.
Maciej Sobiech
Pacyfizm, anarchopacyfizm i krytyka społeczna. Dumny członek Peace Pledge Union i War Resister's International. Żyję w świecie 4D: degrowth, dystrybucja, demilitaryzacja, demokracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka