Niby sezon ogórkowy, a dzieje się; acz tylko w specyficznych warunkach. Partie polityczne aż do czerwoności rozgrzane są walką o miejsca na listach, w tym te przede wszystkim "biorące". Trwają już na tej kanwie różnorakie zawirowania. Zazwyczaj dość brutalne, bo gdzie chodzi o taką kasę i jeszcze "immunitet", tam bez pewnej dozy brutalności obejść się nie może (bądźmy poważni). Odżywa także ulubiona Polaków metoda organizacji społecznej, czyli kooptacja rodzinno-kolesiowska; szczególnie w partiach planktonowych (do niedawna przynajmniej) szczególnie prominentą pozycję zyskują zięciowie, kuzyni, szwagrzy, teściowie, wujkowie, ciocie, stryjeczne babki, a nawet (zapewne) byli współlokatorzy brata bratanka kuzyna twego ojca (pozdrawiam wszystkich, którzy rozumieją aluzję).
Więcej informacji można znaleźć w wielu artykułach; tutaj wklejam tylko kilka:
https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/kraj/artykuly/8736549,wybory-parlamentarne-listy-wyborcze-partie-polityczne.html
https://www.rp.pl/polityka/art38731481-wybory-parlamentarne-kogo-ko-wystawi-na-listach-wyborczych-do-sejmu-i-senatu
https://www.newsweek.pl/polska/polityka/wojna-o-miejsca-na-listach-wyborczych-pis-u-przecieki-haki-i-szantaze/5mqf6x2
https://www.wprost.pl/polityka/wybory-parlamentarne-2023/11306380/bliscy-bosaka-mentzena-i-korwina-na-listach-wyborczych-konfederacja-odslania-karty.html
A ja się wciąż nie mogę nadziwić, że dorośli ludzie się tym ekscytują, i jeszcze dają wmówić sobie, że ich to jakoś obchodzi i ma związek z ich istnieniem, no bo tu chodzi o "Polskę".
Myślenie może być dorzeczne i niedorzeczne. To bardzo dobre terminy, bo natychmiast oddają, o co chodzi. Myślenie dorzeczne jest o czymś realnym, niedorzeczne -- o nierealnym. Jaki jest realny związek posła ze swoim okręgiem wyborczym? Żaden; decydują listy, nie wyborcy. Odpowiedzialność przed wyborcami? Żadna; można swobodnie zmieniać partie polityczne i nikt nikomu za to nic nie zrobi. Wiążący charakter składanych obietnic? Również żaden (dajmy spokój). Wreszcie, w jakim stopniu "reprezentuje" on/ona swoich wyborców? Przecież również w żaden sposób. Jaka, kończąc, jest zatem jego/jej legitymacja do sprawowania władzy?
System reprezentacji poselskiej zawsze był wadliwy, ale to, co stało się z nim w drugiej połowie XX wieku przechodzi już wszelkie pojęcie. Wyborcy są dla polityków jedynie numerkami w statystyce, których trzeba "akumulować" jak najwięcej, nasyłając ludzi na siebie w lipnych wojnach ideologicznych, a potem robić swoje, pozyskiwać synekury i prowadzić te swoje różne gierki, o których "szaraczki" nigdy się nie dowiedzą. Realnego, poważnego związku tutaj nie ma. To jest farsa, teatr władzy, coś podobnego do króla, który od czasu do czasu jechał po Paryżu złoconą karocą i pokazywał swój "splendor". To się robi, aby ludzie myśleli, że władza ma jakąś logiczną przyczynę. O, proszę bardzo, mówi się nam, "naród jest suwerenem", "władza pochodzi z woli narodu". Jak zawsze jednak, nie ma tutaj żadnej logicznej przyczyny (oczywiście jeżeli przez logikę rozumiemy jakowąś wewnętrzną logikę wszechświata). Nie ma żadnej "woli narodu", to fikcja, tak samo jak "Boskie namaszczenie" i "naturalna wyższość" błękitnokrwistych arystokratów.. Władza jest... no, bo jest. Bo taki w Europie ukształtował się system, głównie na drodze krwawych wojen, podboju, na drodze których jeden lud narzucał swoją kontrolę innemu. I nie potrafimy wyobrazić sobie innego życia, choć ono istniało i wciąż istnieje, jak kula ziemska długa i szeroka. Jeśli wybory przydają się w jakikolwiek sposób, to tylko w ten, że stanowią praktyczny instruktaż na temat zjawiska klasowości, które przepaja całą naszą kulturę -- i bez likwidacji którego o prawdziwej wolności i życia godnego człowieka możemy sobie tylko pomarzyć.
Pacyfizm, anarchopacyfizm i krytyka społeczna. Dumny członek Peace Pledge Union i War Resister's International. Żyję w świecie 4D: degrowth, dystrybucja, demilitaryzacja, demokracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo