O, właśnie, teraz się zorientowałem, że przecież na Wyspach (tak zwanych) wielka feta tudzież ekscytacja, bo jakiemuś starszemu panu, znanemu głównie z faktu, że jest synem słynnej starszej pani, nałożą dzisiaj na głowę kawałek metalu. Skądinąd, ekscytacja i zainteresowanie tematem widać nie tylko tam, także i u nas trąbią o tym wszystkie media, a niektórzy wzdychają w zadumie: "Ach, jaka ta monarchia ładna, jak dobrze byłoby mieć Króla".
Oj, ludzie, ludzie...
Takim mogę poradzić tylko jedno: aby na serio zapoznali się z historią Zjednoczonego Królestwa i jej ustroju. Bo jeśli to zrobią, zobaczą na pewno jedną rzecz: że historia polityczna wysp brytyjskich to historia wojen. I historia nieszczęsnych monarchów tamtego kawałka świata to historia wodzów wojennych. Monarchiczna państwowość brytyjska wykuwała się na skutek kilku co najmniej najazdów o charakterze iście (o ile możemy wierzyć źródłom) katastroficznym: rzymskiego, saskiego, norweskiego, wreszcie normańskiego. No przecież nawet epos narodowy tego nieszczęsnego kraju, "Beowulf", to de facto poemat wojenny, jakowyś mitologiczny zapis (czy prze-pis?) konfliktu militarnego toczonego gdzieś na terytorium Skandynawii. Król zaś, pierwotnie był po prostu właśnie (jak napisałem) wodzem wojennym, zwycięskim generałem, jego koronacja zaś -- symbolicznym wyrazem uznania jego dominacji, zresztą nie da się chyba ukryć, że cała symbolika tego prześmiesznego obecnie procesu ma do siebie ową mroczną nutę, wspomnienie tamtych krwawych wydarzeń: relacje przestrzenne wyżej-niżej, klękanie, pochylanie głów, miecze i tak dalej -- to przecież nic innego, jak tylko zapis HOŁDU, składanego przez pokonanych/podporządkowanych zwycięskiemu dominatorowi.
I zdradzę Ci, czytelniku, sekret -- wielki sekret: sekret skrywany przed przeciętnym człowiekiem i znany tylko nielicznym; bo powstanie KAŻDEJ monarchii, a więc każdego niemal państwa europejskiego we współczesnym rozumieniu tego słowa, przebiegało dokładnie w taki sam sposób. Może nie zawsze aż tak brutalnie, jak na wyspach. Ale królowanie zawsze zaczynało się od wojen, a każdy król był kiedyś wodzem wojennym. Czasami najeżdżał, a czasami bronił. Ale nawet kiedy bronił, przychodził moment, w którym bronieni mieli dosyć jego opieki, no a on się robił bardzo opiekuńczy -- i wybuchały na kanwie tego różnorakie wojny domowe, tak zwane wojny książąt z miastami, których przebieg odpowiada za około 80% dziejów całego wieku XII, o czym faktycznie (i wszystkie żarty o sekretach na bok) rzadko się mówi, aby nam nie psuć humoru i dobrego patriotycznego samopoczucia.
Jeżeli zatem dzisiejsza okazja powinna do czegokolwiek skłaniać, to do refleksji nad smutną historią polityczną Europy, kontynentu, którego tożsamość została wykuta w pożodze wojny i podboju -- a także nad tym, co z tym zrobić, no bo coś chyba zrobić się powinno. Wszyscy gadają o pokoju i wolności -- ale przecież nie da się mieć pokoju i wolności, jeżeli od urodzenia do śmierci funkcjonuje się w politycznej atmosferze militaryzmu i poddaństwa, choćby i najlepiej maskowanych różnymi symbolami i fikcjami intelektualnymi. To właśnie tłumaczy ów dziwny fakt, że wszelkie próby ich osiągnięcia (jak choćby Rewolucja Francuska) kończyły się ostatecznie jakąś katastrofą. Reforma polityczna, jeżeli ma być skuteczna, musi sięgać głębiej -- i dotknąć samych psychologicznych fundamentów myślenia o władzy i polityce. Wymaga to sporego wysiłku i dość wytężonego studium, na które nie każdy ma czas. Każdy ma jednak czas przynajmniej na to, aby obserwować i wyciągać wnioski. No a obserwacja brytyjskiej procedury koronacyjnej może takich wniosków dostarczyć naprawdę całkiem sporo.
No i tyle. Chciałem coś tam napisać o wolnych miastak itd., ale na tym skończę, bo nie lubię patosu (acz mam ciągoty do niego, to jest dopiero Jungowskie). Samemu zaś Karolowi życzę wszystkiego dobrego, bo chyba i fajny z niego chłop, no a jaki by tam był, to na pewno on również jest w takim samym (a może nawet większym) stopniu ofiarą tego systemu, jak jego "poddani". Obyśmy kiedyś spotkali się wszyscy w świecie, w którym wystarczającym zaszczytem będzie być człowiekiem.
Maciej Sobiech
Pacyfizm, anarchopacyfizm i krytyka społeczna. Dumny członek Peace Pledge Union i War Resister's International. Żyję w świecie 4D: degrowth, dystrybucja, demilitaryzacja, demokracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura