W obecnych czasach muzyka jest wszędzie. Stała się nieodłączną częścią naszego życia, co sprawiło, że zwyczajnie nam spowszedniała. Dzisiaj przeważnie jest traktowana jako dodatek do codziennych czynności. Ludzie pracują przy muzyce, spora część uczniów, studentów zakuwa przy dźwiękach muzyki, inni znowu gotują, sprzątają itd. Najlepszym tego przykładem jest wrześniowe zestawienie OLiS, kiedy to na pierwszym miejscu zagościła płyta w charakterze składanki z różnymi wykonawcami o bardzo bezpośrednim tytule: "Muzyka do biegania".
Tak swoją drogą... czy w ogóle ktoś jeszcze dzisiaj biega z disc-manem?
Ale wróćmy do tematu. Muzyka zdecydowanie zasługuje na znacznie poważniejsze traktowanie. Tylko wtedy będziemy w stanie dostrzec jej prawdziwe piękno i co najważniejsze – rozwijać się. Bo człowiek osłuchuje się całe życie. Pamiętam, jak jeszcze będąc w gimnazjum słuchałem tego, co było po prostu modne wśród rówieśników. Była to głównie kiepska muzyka klubowa i rap ociekający komercją. Gdyby nie pewien nauczyciel niemieckiego w liceum, który z sztuką był „za pan brat”, pewnie nadal słuchałbym tego co jest codziennie serwowane nam przez media. Czysty przypadek spowodował moją ogromną przemianę - ów nauczyciel grał w zespole na syntezatorze, a ja od paru lat grałem na pianinie i dopiero co zaczynałem raczkować w temacie produkcji muzyki (Fruity Loops). Dzięki niemu, po kilku fascynujących rozmowach, zacząłem grać na programowych syntezatorach co przerodziło się w prawdziwą pasję, którą do dzisiaj codziennie rozwijam. Ale znowu odbiegłem od tematu. Do czego zmierzam – Bardzo ciężko jest samemu przymusić się do poznania czegoś nowego. Ja miałem ten komfort, że to germanista wyręczał mnie podrzucając mi co jakiś czas nazwy zespołów, które ja „sprawdzałem”. Ale nie było to też wcale coś miłego. Musiałem wręcz przymuszać się do przesłuchania całego albumu, by móc obiektywnie porozmawiać na jego temat przy następnej okazji (czyli w czasie lekcji :) ). Z perspektywy czasu, wydaje mi się, że ok. 90% muzyki polecanej przez nauczyciela, zupełnie do mnie nie trafiło za pierwszym razem. Przełomem był pierwszy kontakt z formacją Archive. Ich muzyka od razu do mnie trafiła i przez długi czas zgłębiałem ich twórczość praktycznie co rusz będąc w szoku i (chyba) zaczynając rozumieć tę bardziej ambitną odsłonę muzyki. Nie potrafię sobie jednak przypomnieć momentu, kiedy dokładnie te same zespoły które wydawały mi się prędzej zupełnie nie atrakcyjne i dziwne, zostały moimi ulubionymi zespołami. Dzisiaj chce mi się śmiać na samą myśl, że mogłem nie doceniać klasyków takich jak Massive Attack czy Portishead. Wtedy nie rozumiałem tej muzyki, nie byłem na tyle osłuchany by móc dostrzec prawdziwy kunszt. Strach pomyśleć, jak zareagowałbym, gdyby wtedy puszczono mi Burial'a.
I o to właśnie chodzi. Jak mamy rozumieć ambitną muzykę, skoro na codzień jesteśmy bombardowani byle czym. Trzy akordy na krzyż, melodia łatwo wpadająca w ucho, video o zabarwieniu erotycznym, słaby tekst i mamy hit, który słucha cała Polska. Praktycznie cała muzyka wciskana nam przez media jest oparta na takim właśnie schemacie. Disney – wytwórnia produkująca parę dekad wstecz wspaniałe bajki, dzisiaj wydaje nam co rusz gwiazdeczki dla młodocianych. Jonas Brothers, Hannah Montana czyli Miley Cyrus, One Direction, Selena Gomez itd. Czy te dzieciaki mają naprawdę talent? NIE. Są przeciętne. Ale odpowiedni management i odpowiednia promocja bezbłędnie trafia w target, którym są dorastające nastolatki. To pokolenie jednak po krótkim czasie wyrasta, przerzuca się na Rihannę i Pitbulla, a wytwórnie już kreują kolejne nastoletnie gwiazdy. Ten sposób na muzyczny biznes dotarł też do Polski. Jeśli twoja córka lubi Dawida Kwiatkowskiego, to jeszcze masz czas by nakierować ją na dobre drogi muzyczne i pokazać jej równie przystojnego Kurta Cobaina, jednak w przeciwieństwie do Dawida, obdarzonego prawdziwym talentem wokalnym. (Tylko nie wspominaj, że już jest w niebie :) ) Co na to wszystko szkoła? Przecież ma ona wychowywać i w całym procesie edukacji wypadałoby, by dzieciak skubnął choć trochę wiedzy muzycznej. Ale jak, skoro dzisiaj z przedmiotu Muzyka zrobiono Sztukę, gdzie większość programu to plastyka a tematyka muzyki ogranicza się do śpiewania kolęd w grudniu? I tak produkujemy dzisiaj muzycznych analfabetów i abnegatów.
Zawsze jest jednak szansa na ogarnięcie się. Warunek jest jeden. Trzeba poświęcić na to czas. I tak jak ludzie wybierają się kina – wybrać się na dobry koncert, posłuchać w skupieniu całego albumu danego muzyka. Przy odpowiedniej regularności człowiek zacznie się osłuchiwać, i przez chęć poznawania kolejnych utworów, cała reszta przeważnie dzieje się sama. Trzeba jednak zrobić ten pierwszy krok. Muzyka się nam hojnie odwdzięczy – warto przekonać się o tym na własne uszy.
Napisałem bardzo chaotyczny tekst... Ale ze względu na to, że blog chcę prowadzić raczej w luźnym charakterze – nie mam zamiaru go edytować. Jeśli dotrwałeś do końca – dziękuję, a na koniec, jeśli po przeczytaniu tekstu nabrałeś ochoty na poszerzenie muzycznych horyznotów - zostawiam Cię z Swarms. Ich debiutancki album "Old Raves End" odkryłem jakiś czas temu. Życzę miłego odsłuchu.
Inne tematy w dziale Kultura