WNUK OBCHODZI OSIEMNASTKĘ
WNUK OBCHODZI OSIEMNASTKĘ
Robert Szmarowski Robert Szmarowski
1966
BLOG

Jak rozśmieszyć Pana Boga

Robert Szmarowski Robert Szmarowski Polityka Obserwuj notkę 18

Czy rzeczywiście można przewidzieć przyszłość? I to w perspektywie 30 lat? Elementarnym założeniem wszelkich prognoz jest niezmienność zauważalnych w teraźniejszości trendów. W geometrii połączenie dwóch punktów skutkuje powstaniem linii prostej. Na jej przedłużeniu możemy oznaczyć kolejne punkty. Ale to, co uprawnione w dwóch lub trzech wymiarach, niekoniecznie sprawdza się w czwartym. 


Jest taki dowcip Woody’ego Allena: „Jak rozśmieszyć Pana Boga? Opowiedzieć mu o swoich planach”.

W toku debaty nad reformą emerytalną, zwolennicy podniesienia wieku emerytalnego argumentują, że przeciętny wiek życia w Polsce, podobnie jak w innych krajach Europy, stale się wydłuża. A  więc współczesny 60-latek nie jest już tak stary, jak jego rówieśnik sprzed lat trzydziestu. A za kolejne trzydzieści lat „sześćdziesiątka” będzie zdecydowanie bliższa środka, niż końca przeciętnego okresu życia człowieka. Ta prawidłowość, w połączeniu z nieubłaganą dynamiką procesów demograficznych, skutkującą wyraźnym starzeniem się społeczeństw, wymusza podjęcie działań adaptacyjnych. Wiek emerytalny trzeba podnieść do 67 lat, bo za trzydzieści lat będzie nas o kilka milionów mniej, a co gorsza wśród tych, którzy przetrwają, odsetek ludzi młodych drastycznie się obniży. Przy czym taka operacja wcale nie oznacza jakiegoś uszczerbku dla przyszłych emerytów, bo skoro ludzie będą żyli dłużej, to okres pobierania emerytury nie ulegnie skróceniu. 

Syntetycznie stanowisko orędowników reformy można ująć następująco: 

Za trzydzieści lat sześćdziesięciolatek będzie młodszy niż dzisiaj, a więc bez problemu przetrwa w  pracy jeszcze siedem lat, zwłaszcza, że w topniejącym społeczeństwie gwałtownie spadnie liczba rąk do pracy. A z emerytury będzie się cieszył nie mniej, niż jego współczesny rówieśnik. 

Osoby, których planowane zmiany dotyczą, z pewnością nie podzielają entuzjazmu reformatorów. Przeciętnego kandydata na emeryta bardziej obchodzi to, że zmiany są niekorzystne dla niego, a nie to, że są one korzystne dla systemu. 

Prezentowana przez oficjalne czynniki pewność odnośnie tego, co za 30 lat wydarzy się w Polsce, w  Europie i na świecie, wydaje się niezachwiana. Ale czy rzeczywiście można przewidzieć przyszłość? I to w tak odległej perspektywie? Elementarnym założeniem wszelkich prognoz jest niezmienność zauważalnych w teraźniejszości trendów. W geometrii połączenie dwóch punktów skutkuje powstaniem linii prostej. Na jej przedłużeniu możemy oznaczyć kolejne punkty. Ale to, co uprawnione w dwóch lub trzech wymiarach, niekoniecznie sprawdza się w czwartym. Wytyczenie linii między wydarzeniem z przeszłości i wydarzeniem z teraźniejszości nie uprawnia do formułowania kategorycznych sądów dotyczących wydarzeń przyszłych, które znajdują się na przedłużeniu tej linii. 

Rok 1871 w historii Europy najsilniej skojarzony jest z upadkiem Komuny Paryskiej, co  de facto stanowiło ostatni akord konfliktu francusko – pruskiego. Rok ten zapoczątkował rekordowo długą erę pokoju i dobrobytu na Starym Kontynencie. Za datę końcową tej ery można przyjąć albo rok wybuchu pierwszej wojny bałkańskiej - 1911, albo rok wybuchu pierwszej wojny światowej - 1914. Złoty wiek Europy trwał więc nie mniej niż 40 lat. Poczucie trwałości fundamentów, na których opierała się konstrukcja stabilnego i luksusowego gmachu Europy było powszechne. Gdy w roku 1910 ktoś zastanawiał się na tym, „jak będzie” i siłą rzeczy posiłkował się tym, „jak było”, to widział jedynie ciągły wzrost gospodarczy i postępującą stabilizację. Na przedłużeniu linii prostej łączącej rok 1871 i 1910, optymistycznie usposobieni specjaliści od prognoz dostrzegali wyłącznie jasne punkty. 

Do tej grupy należał brytyjski uczony Norman Angell, który właśnie w roku 1910 opublikował książkę pod tytułem „Wielka iluzja”. W swym dziele, posługując się bardzo przekonującą argumentacją, udowodnił, że ze względu na niezwykle silną współzależność ekonomiczną między państwami, wojna przestała być możliwa. Prowadziłaby bowiem do zerwania zacieśniających się więzi gospodarczych, na skutek czego państwo zwycięskie ucierpiałoby ekonomicznie w tym samym stopniu, co państwo zwyciężone. 

„Wielka iluzja” zawładnęła wieloma tęgimi umysłami, zaskarbiając autorowi wielką popularność i stając się przedmiotem kultu. Prognoza zawarta w „Wielkiej iluzji” miała wielki wpływ na czytelników, lecz niestety nie miała żadnego wpływu na fakty. Realne wydarzenia, które wkrótce nastąpiły, wykazały, że linia prosta, łącząca przeszłość i teraźniejszość, może urwać się w bardzo nieodległej przyszłości (w języku Słowian tę kłopotliwą konstatację wyraża dosadny frazeologizm "myślał indyk"). Wszelkie prognozy bazują na założeniu, że reguły opisujące znany nam świat, nie zmienią się. 

Wybuch pierwszej wojny światowej zakończył 40 letnią epokę stabilności w Europie. Okres lat 30, przyjmowany jako podstawa prognoz demograficzno – gospodarczych, implikujących konieczność szeroko zakrojonej reformy emerytalnej, jest krótszy o jedną czwartą. Może wynikać stąd przekonanie, że oparte na nim przewidywania są mniej obciążone ryzykiem błędu. 

Jednak najnowsza historia ma taką dynamikę, że perspektywa trzydziestoletnia również nie uprawnia do kategorycznych sądów na temat przyszłości. 

W trzydziestoletnim okresie między rokiem 1945, czyli datą zakończenia drugiej wojny światowej, a  rokiem 1975, czyli datą upadku Wietnamu Południowego, miała miejsce kumulacja takich wydarzeń, z których żadne nie dało się przewidzieć. 

Degradacja mocarstw kolonialnych i będący jej następstwem wysyp państw w Afryce i Azji. Wśród nich Indii, Pakistanu, Bangladeszu, Ugandy i Sudanu. Ustanowienie państwa żydowskiego i jego dynamiczny rozwój terytorialny, wskutek kolejnych zwycięskich wojen z arabskimi sąsiadami. Konflikt koreański, spychający świat nad krawędź wojny nuklearnej. Odrodzenie państwowości niemieckiej, jej dwutorowy rozwój i gospodarcza supremacja na kontynencie. Upaństwowienie Kuby i jej sojusz z krwiożerczą Ojczyzną Proletariatu. Rewolucja w Chinach, zapoczątkowująca ich forsowny marsz ku pierwszej lidze światowych graczy. Gwałtowna transformacja Japonii, przekształcająca mocarstwo militarne w potęgę gospodarczą. Rozwój energetyki jądrowej i podbój kosmosu. 

Kto w maju lub sierpniu 1945 roku mógł to wszystko przewidzieć? 

A kto w grudniu 1981 roku spodziewał się, że w ciągu 30 najbliższych lat: 

-   runie berliński mur, a wraz z nim blok komunistyczny

-   runą wieże World Trade Center, a wraz z nimi wiara w światowy koniec historii

-   runą reżimy w Iraku, Libii, Egipcie i Tunezji

-   z mapy Europy znikną ZSRR, Jugosławia, Czechosłowacja i NRD, a w to miejsce pojawi się kilkanaście nowych państw

-   wybuchnie elektrownia atomowa

-   kosmiczne promy będą latać i będą eksplodować

-   Polska odzyska suwerenność

-   Polska będzie członkiem NATO

-   Polska wstąpi do Unii Europejskiej

-   Polska zaprzyjaźni się z RFN

-   telefon będzie można nosić w kieszeni

-   zniknie czarnobiała telewizja

-   telewizor będzie można powiesić na ścianie

-   telewizję będzie można oglądać w telefonie

-   fotografie i filmy będzie można robić telefonem

-   komputer będzie można kupić za niecałą pensję

-   komputer będzie można nosić w torbie. 

2012, to trzydziesty pierwszy rok w tym cyklu. Ile czasu nam zostało? Trzy lata? Dziewięć? 

Jak rozśmieszyć Pana Boga? Obwieścić, że prognoza na najbliższe trzydzieści lat jest warta więcej, niż bajki braci Grimm.

Kontynuację bloga znajdziecie Państwo pod tym adresem: http://szmarowski.salon24.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (18)

Inne tematy w dziale Polityka