"Dorota Kania nieco odleciała" - zawyrokował Michał Karnowski. Eufemizm jest zbyteczny. Jeśli drobniutką współautorkę "Resortowych dzieci" Pierwszy Niepokorny IVRP zobaczył z orbity absurdu, po której od dawna się porusza, to sprawa musi być poważna.
Dlaczegóż to Michał Karnowski, brat Specjalisty od Prywatyzacji Lasów Państwowych i Odważny Publicysta, został z początkiem tygodnia pierwszym Specjalistą od Wyznaczania Wysokości Lotów koleżankom po fachu?
Doroty Kani grzech śmiertelny polega na tym, że w wywiadzie z innym wielkim prawicowej publicystyki, znawcą win i lemingów, kapralem swoich rozmówców, Robertem Mazurkiem, pozwoliła sobie na krytykę Piotra Zaremby, publicysty tygodnika "WSieci". A to niewybaczalne. Bo trzeba Wam wiedzieć, że jeśli nie powołujecie się na Piotra Zarembę, jako tego, który "słusznie coś zauważył", "trafnie przewidział", ew. "celnie spointował", to lepiej dla Was, jak będziecie trzymać mordę w kuble, ew. za radą Karnowskiego weźmiecie zimy prysznic. Karnowski Zaremby broni z uporem studenta, broniącego profesora, za którym przez pięć lat nosił teczkę. Zapomniając przy tym, że to Zaremba porównał ksiązke Kani do hipotetycznej książki "Jak Żydzi wywołali II wojnę światową", którą "gdyby napisał, to sprzedałby w 200 tys. egzemplarzy". To skąd inąd ciekawe, że ludzie, którzy chętnie wytykają pogardę swoim adwersarzom, z taką łatwością gardzą innymi (to oczywiście niegrzeczne tak zwracać się do kobiety, niestety, ze względu na ograniczoną zdolność honorową, kodeks Boziewicza nie znajduje tu zastosowania).
Znawców publicystyki Redaktora Naczelnego Odważnego Tygodnika Młodej Polski i jego brata fakt ten nie powinien jednak dziwić. Ich Mocne i Prawdziwe przecież teksty, już od dawna przecież mają na celu rozpalać nadzieję Wolnych Polaków. Wciąż i wciąż dodawać mają otuchy, że Jeszcze Polska nie Zginęła. Wolna Polska, oczywiście. Bo "W" "Wolność" oznacza. Naszą.
I mógłbym użyć jeszcze wielu przymiotników, pisząc zgodnie ze stylebookiem serwisu Wpolityce.pl oraz tygodnika "Wsieci". Wszystko tam przecie "POLSKIE", "WAŻNE", "PORUSZAJĄCE", "NASZE", "WSTRZĄSAJĄCE", "PILNE", "PIĘKNE" i pieron wie, jakie jeszcze. Nawet Rafał Ziemkiewicz pomimo tego, że mu dowalają w ostatnim numerze, pozostaje w tym samym tekście "ceniony" i "lubiany". Taka, k…, konwencja.
Niechże jednak Piotr Zaremba nie myśli, że o niego tu chodzi. Chodzi przecież o stworzenie Silnej Grupy Pod Wezwaniem, michnikowszczyzny na prawicy. Najlepszym przykładem jest sposób lansowania na okładce "WSieci" Krystyny Grzybowskiej, która przeszła tam z "Gazety Polskiej" ze swoją rubryką. Plan Karnowskich jest realizowany od dawna i latałby mi kalafiorem, bo każdy ma prawo robić co chce, i co uważa. Gdyby tylko nie lisi sposób, w jaki realizują go od momentu zarżnięcia właściwego "Uważam Rze".
Ileż to razy moi koledzy z różnych(!) mediów gryźli się w język, gdy zachowanie Pierwszego Niepokornego i jego ekipy wprawiało ich w zakłopotanie, albo powodowało wściekłość. Jak wtedy, gdy na spotkaniu w Krakowskim Klubie Wtorkowym wbijał Karnowski szpilki Bronisławowi Wildsteinowi i TV Republika, jak wtedy, gdy kąsał tygodnik "Do Rzeczy" i "Gazetę Polską". Jak wtedy gdy protekcjonalnie opisywano problemy finansowe zaprzyjaźnionych rzekomo mediów. Jak za każdym razem, gdy nachalnie kreują się na Jedynych Prawdziwych.
Tak jest i teraz, gdy wyłączając możliwość skomentowania swojego tekstu, Karnowski czołga Dorotę Kanię, autorkę książki, której patronuje jego serwis. Za każdym razem gdy chcieliśmy o tym mówić głośno, we wspólnych rozmowach pojawiał się argument koronny przeciw: Rzekoma "wspólna sprawa".
Nigdy nie byłem zwolennikiem tezy, że istnieje jakaś "wspólna sprawa", o którą trzeba walczyć ręka w rękę z ludźmi pokroju Karnowskiego. Żadnej sprawy wspólnej z nimi nie mam i mieć nie zamierzam. Swój cyrk prowadzą jak chcą. W męczącym, pretensjonalnym i grafomańskim stylu, z nużąca manierą i jednocześnie w agresywny sposób. Przy tym wszystkim nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jeśli już jakaś "sprawa" tu jest, to właśnie on po swojemu wyżyma ją jak szmatę. Czas, żeby strach przed "szkodzeniem sprawie" przestał w końcu być kneblem. Wolę zgubić z Kanią, niż znaleźć z Redaktorem Naczelnym Odważnego Tygodnika Młodej Polski. lub jego bratem I niechże mi to Młoda Polska wybaczy.
Można zapewne wiele zarzucić Dorocie Kani i książce, którą napisała z Maroszem i Targalskim. Fakt, że napisali ją właśnie ci, a nie inni autorzy jest jednak symptomatyczny. Nie przypominam sobie Karnowskiego, stojącego na sali sądowej za tekst, który nie spodobał się służbom specjalnym, rządzącej partii lub postkomunistycznemu biznesowi. Nie czytałem Michała Karnowskiego ujawniającego cokolwiek poza oczywistościami. Zawsze z manierą prowincjonalnego belfra, który po przewertowaniu podręcznej encyklopedii, poradnika agitatora i słownika epitetów, postanowił nieść kaganek oświaty w zabitą dechami wieś. Fakt, że wyłączył komentarze pod swoim tekstem o Dorocie Kani świadczy jednak o tym, że i ta formuła jest na szczęście ograniczona i wyczerpywalna.
Tekst jest osobistą opinią autora.
Inne tematy w dziale Rozmaitości