Media donoszą ciągle o sprawach przykrych, bulwersujących, czy psujących ludziom dobre samopoczucie. Kolejny wybuch... tym razem w indyjskiej restauracji w Kanadzie, zamieszki i pałowanie manifestantów w praworządnej Francji, czy „niepolityczny” protest na sejmowym korytarzu w imię „żywej gotówki”, podczas którego manifestanci robią sobie nawzajem siniaki na rękach i obwiniają o to straż marszałkowską.
Ludzie!!! Tak się nie da normalnie żyć!
Zrobiło się ciepło i przyjemnie, przyroda się pięknie zazieleniła i okryła mnóstwem kolorowych kwiatów. Rozejrzyjcie się dokoła i chociaż nieco odetchnijcie.
Aby łatwiej było odreagować, postanowiłem opublikować jakiś lżejszy tekst, który (mam nadzieję) pozwoli wam (choć na chwilę) odwrócić uwagę od spraw dołujących. Coś na kształt środka antydepresyjnego... w obrazkach, dla umiejących patrzeć i czytać.
Przekonałem się, że wcale nie trzeba oddalać się od domu, by dostrzec zjawiska i rzeczy niecodzienne... takie jak chociażby ta kwitnąca róża przyprószona śniegiem, której zdjęcie (z okazji Dnia Matki) zamieściłem powyżej, aby sprawić choć trochę przyjemności naszym kochanym mamom w ten gorący dzień.
Zjawiska ciekawe i niecodzienne dzieją się na naszych oczach, wystarczy tylko chcieć je zauważyć. Człowiek spojrzy rankiem przez okno i widzi na przykład wędrującą przed domem sześcioosobową rodzinę dzików.
Pomyśli sobie, że kiedy o tym opowie, to nikt mu nie uwierzy, więc pędzi szybko po aparat, żeby uwiecznić tę ulotną chwilę na fotografii i potem użyć jej jako niepodważalnego argumentu, że to co opowiada widział naprawdę. Ale dziki, jak sama nazwa wskazuje są dzikie, toteż nie pomyślą nawet o tym, żeby na chwilę wstrzymać swój marsz, tak by człowiekowi chociaż ociupinkę ułatwić życie. Toteż, kiedy człowiek wraca i chce zrobić zdjęcie, to okazuje się, że wszystkich dzików już nie ma. Na szczęście fakt, iż przed domem nie ma już wszystkich dzików, nie jest tożsamy z sytuacją, że nie ma już żadnego dzika. Robi zdjęcie i wychodzi mu taka fotka:
Trzy warchlaki oraz ogon czwartego, to wprawdzie nie sześć dzików, ale jest o czym opowiadać i patrząc na fotografię łatwiej przekonać słuchaczy, że faktycznie było ich tyle. A gdyby się miało aparat w ręku...
Myślę, że wtedy wielu wędkarzy nie musiałoby sobie naciągać rąk, żeby pokazać, jak wielką rybę udało im się kiedyś złowić, a ja... no właśnie. Kto podchodzi do okna z aparatem w ręku? Załóżmy więc, że aparat leżał akurat na parapecie, dzięki czemu mam i taką fotkę.
Przy okazji przekonałem się, że siatka w oknie ma również ujemne strony, ale w tym przypadku dziki szybko się przemieszczały i trzeba było pójść na kompromis. Fotografia wprawdzie wyszła nieco mniej profesjonalnie, jednak zawsze można oznajmić, że taki był artystyczny zamysł, by nie podlegał żadnej dyskusji fakt, iż zdjęcie zostało zrobione przez okno.
Z bażantami jest o wiele prościej. Człowiek spogląda przez szybę i widzi na drzewie trzy bażancie samice. Idzie spokojnie po aparat, wraca, pstryka zdjęcie i są na nim wszystkie, tzn. dokładnie te trzy, które wcześniej tam były:
Ale wystarczy podnieść wzrok, by wypatrzyć trzy inne tkwiące nieruchomo na akacji ptaki, jakby czekające tylko na to, aby je sfotografować. A co mi tam? Pstryknąłem kilka zdjęć...
Jedno z nich (jako dowód, na moją prawdomówność) pozwoliłem sobie zamieścić poniżej.
Poznajecie? Tak to oczywiście sowy i naprawdę są trzy, tylko jedna, schowała się za liśćmi i przez to jest mniej widoczna. Któregoś lata zrobiły sobie wakacje przed moim oknem, ale muszę przyznać, że potrafiły się zachować grzecznie i odpowiedzialnie, co mnie specjalnie nie zdziwiło, bo ponoć sowy to mądre ptaki.
Fajnie jest mieć okna ze wszystkich stron budynku. Człowiek zerknie przez szybę i może zaobserwować tęczę... albo piękny wschód słońca. Właściwie, to bardziej mógłby go zobaczyć, gdyby mu się chciało tak wcześnie wychodzić z łóżka. Ale nic straconego. Przed zmierzchem można zaczaić się z aparatem przy innym oknie na słońce zachodzące i wychodzi nie tylko częstochowski rym, ale również następna fotka.
Przyznaję, że czasem bywa i tak, iż człowiek patrzy przez okna na wszystkie strony świata i nie dostrzega niczego niezwykłego. W takich chwilach biorę aparat, wychodzę na taras i robię kolejną fotkę, bo jak przejść obojętnie obok sceny z gatunku takich... dla zobaczenia których inni wyjeżdżają do Afryki i czasem kilka dni włóczą się po sawannie.
No, może nieco przesadziłem, ale zdjęcie wyszło dość ciekawie:
Fakt, że może nie ma w nim aż takiego ładunku grozy, jak można by oczekiwać, ale sorry, nie chciało mi się dodawać czerwonego koloru i powiększać kota do wielkości czarnej pantery... zwłaszcza, że gałąź na którą wszedł mogłaby wtedy nie utrzymać jego ciężaru.
Czuję, że mimo tego wytłumaczenia odczuwacie pewien niedosyt. W takim razie spróbuję nieco podkręcić poziom grozy i opowiem co mnie kiedyś spotkało w swoim własnym ogródku.
Zamyślony zatrzymałem się kiedyś przy grządce z truskawkami. Nagle coś wyrwało mnie z zamyślenia. Zaszurało w trawie i z szelestem zaczęło się przedzierać przez chaszcze w moim kierunku. Aż mi ciarki przeszły po plecach.
– A cóż to za gad, albo płaz panoszy się na moim terenie? – pomyślałem zaciekawiony.
Po chwili zobaczyłem, jak coś skoczyło między truskawki. Aby zobaczyć co to za stwór, schyliłem się... akurat w momencie, gdy swoim zniewalającym wzrokiem spojrzał prosto na mnie.
Nie miałem wyjścia... musiałem mu zrobić zdjęcie. Można je zobaczyć tutaj.
Inne tematy w dziale Rozmaitości