- No i co myślicie? – Spytał Schetyna na zebraniu aktywu partii tuż po zakończeniu konwencji.
- Uważam kochany panie przewodniczący – wyrwał się Szczerba - że było tak totalnie, jak jeszcze nigdy nie było... i chyba każdy się ze mną zgodzi, że to pan przemawiał najgłośniej.
- I najbardziej profesjonalnie się pan uśmiechał – dodał z przekąsem Budka.
- Ty Borysław też mógłbyś się czasem uśmiechnąć – przewodniczący natychmiast odreagował. – To, że ci nie wyszło z tą „myszką”, to jeszcze nie powód, żebyś miał muchy w nosie.
- Panie przewodniczący – oburzyła się Joanna Mucha. - Ja sobie wypraszam osobiste wycieczki.
- Przecież ta „myszka”... to nie było o tobie – odparł zdziwiony Schetyna.
- A ja jeszcze raz powtarzam – Budka był wyraźnie podenerwowany – że między mną i Kamilką do niczego nie doszło...
- Ale kiedyś sam mówiłeś, że twórcy „Ucha prezesa” mają oko i czuja, więc jeśli wzięli was na warsztat...
- Dla mnie ten kabaret jest już skończony – Budka wszedł mu w słowo - i jeśli tylko dojdziemy do władzy, to... No szefie, gdyby myśleć, że wszystko co tam pokazują, to prawda, to by znaczyło, że napisałem ten projekt ustawy... co to pan nie czytając wyrzucił go do kosza.
- No bądźże poważny... – Schetyna szeroko się uśmiechnął - każdy wie, że żaden z ciebie pisarz, więc nikt nie weźmie scenki z ustawą na poważnie, ale że facet? W to już można uwierzyć.
- Co się szef go tak uczepił – Pomaska ujęła się za Budką. - Przecież to może być wina tej kokietki od Petru... pan wie, że jak się w kogoś wgryzie, to nie popuści.
- Zdaje się – przerwała im Ewa Kopacz - że mieliśmy mówić o konwencji.
- To mów – przewodniczący przestał się uśmiechać.
- Moje zdanie jest takie, że za mało ludziom obiecaliśmy i mam wrażenie, że tak jakby zapomnieliśmy o PiS-ie i Kaczyńskim. Przez to straciliśmy na wiarygodności. A propozycja likwidacji stanowiska pierwszego wiceprzewodniczącego partii, to uważam... poroniony pomysł i wiem co mówię, bo jestem lekarką pierwszego kontaktu, co może potwierdzić chociażby sam Donek.
- Słuchaj Ewka, bo już miejsca brak – nie wytrzymał Schetyna. – Ile razy mam ci jeszcze powtarzać, że rządy Donalda Pierwszego już się dawno skończyły...
- Szefie kochany – wtrącił się Szczerba – tak gwoli ścisłości, to pierwszy był kaczor... kaczor Donald.
- Przepraszam cię Grzegorz – włączył się w dyskusję Neuman. – Ale faktycznie mogliśmy ludziom obiecać trochę więcej kasy od państwa.
- Przecież obiecałem im ponad dwieście miliardów – wzbudził się Schetyna. – Co was oboje... pogiełło?
- Marszałku kochany – Szczerba próbował załagodzić sytuację – wszyscy wiemy, że nieszczęścia chodzą parami.
- Przestań mi tu pieprzyć, bo ty też poleciałeś z tą polityka senioralną, zupełnie jak... gołąb na parapet. Co ja teraz powiem dziennikarzom, jeśli znów zaczną pytać, o co chodzi z tym urealnieniem emerytur...
- No, że urealnienie, to jest właśnie... urealnienie – stękał Szczerba.
- To może trzeba było ludziom obiecać bitcoiny – zaproponował Trzaskowski. – To by na pewno przyciągnęło do nas wielu młodych.
- A co to są te bitkojny? – Schetyna wyraźnie się zaciekawił.
- To takie wirtualne pieniądze.
- A wirtualne... czyli takie, co to niby są, ale w rzeczywistości ich nie ma? – spytał.
- Dość trafnie szef to ujął – pochwalił Trzaskowski.
- Tak, takie mogliśmy ludziom obiecać... – widać było, że coś go nurtuje. – O, ku! Ku! Ku! – chciał brzydko zakląć, ale nie bardzo mu wypadało. - To nie mogliście mi o tym powiedzieć wcześniej?
- Było wcześniej posurfować po necie, a nie teraz udawać kukułkę – odcięła się Mucha.
- Lala mądrala! – skomentował przewodniczący. – Może jeszcze miałem obiecać darmowy występ Madonny na Narodowym?
- To jest myśl – Pomaska spojrzała na Schetynę z uznaniem. – Pani Hania mogłaby to sfinansować... dopóki jeszcze rządzi Warszawą.
- Szkoda tylko, że o niej zapomnieliśmy – znowu wtrąciła się Ewa Koapcz.
- Nie zaprosiliśmy jej właśnie dlatego – skarcił ją wzrokiem szef – że nie da się o niej zapomnieć.
- To trzeba będzie uruchomić wiceprezydenta Pahla – doradził Trzaskowski. – W końcu niech na coś się przyda.
- To myślę, żeśmy już konwencję omówili – szef spojrzał na zegarek - i chyba każdy ma przekonanie, że był to nasz kolejny sukces na drodze do odsunięcia PiS-u od władzy.
Odpowiedziała mu cisza.
- A ty coś taki milczący – Schetyna spytał Siemoniaka.
- A bo wnerwiony jestem na Macierewicza... gdyby nie on moglibyśmy mieć już na wyposażeniu francuski desantowiec i teraz nie musielibyśmy się przesiadać z tonącej Platformy do nadmiernie obciążonej Łodzi.
- Ale przynajmniej jedno musicie mi przyznać – przewodniczący zwrócił się do wszystkich pokazując pełny komplet białych, błyszczących zębów – że ta moja wypowiedź o naszej jednomyślności i o jedności opozycji, to był prawdziwy majstersztyk. Na tle skłóconego PiS-u, to naprawdę dobrze rokuje nam na przyszłość.
Inne tematy w dziale Rozmaitości