Po podjęciu uchwały, w której Senat dziękuje Janowi Olszewskiemu za niezłomną postawę w czerwcu 1992 roku (w czasie tzw. nocnej zmiany), wzburzony Ryszard Petru ogłosił na Twitterze, że jest mu „wstyd za polski Senat”. Aby ukoić jego skołatane nerwy i odwrócić myśli od tego, co go aktualnie boli... postanowiłem przeprowadzić z nim wakacyjny wywiad. Ponieważ wiem, że szef nowoczesnej z kropką jest strasznie zalatany, skorzystałem z nowatorskiej metodologii przeprowadzania wywiadów, wypracowanej przez dziennikarzy Gazety Wyborczej... tzn. pytania przygotowałem sam, a odpowiedzi... również.
Żeby uciąć wszelkie spekulacje na temat niniejszej publikacji – oświadczam, że niniejszy wywiad nie jest autoryzowany.
Ja: Panie Ryszardzie... proszę powiedzieć, czy jest pan przywódcą opozycji?
On: Tak, to jestem Ja.
Ja: Dlaczego pan tak uważa?
On: Bo jestem jedynym poważnym i odpowiedzialnym przywódcą partii opozycyjnej... politykiem, który potrafi spojrzeć na rzeczywistość z dystansem... i na luzie. Jestem też najbardziej kreatywny... o właśnie - może dla rozluźnienia atmosfery przybilibyśmy sobie żółwika?
Ja: Żółwika?
On: Tak... przyniosłem na tą okazję młotek, gwoździe i żółwika właśnie...
Ja: Może lepiej poprzestańmy na uściśnięciu ręki.
On: To może być kłopot, bo nie wiem, czy mi dziewczyny spakowały imadło.
Ja: Dobry żart... ale przejdźmy może do zasadniczej części...
On: Wie pan... strasznie zabiegany jestem i chętnie bym chwilę posiedział... tzn. w sensie... że tu... na miejscu.
Ja: Oczywiście, nigdzie się stąd nie ruszamy... miałem na myśli przejście do zasadniczej części rozmowy. Cieszę się, że pan znalazł trochę czasu...
On: Muszę od razu sprostować... nie „znalazłem”, tylko wygospodarowałem... Od czasu do czasu muszę wrzucić na luz i pogadać z kimś zwyczajnym i pospolitym... choćby nawet ekonomicznym dyletantem... jak pan. To mi poprawia samopoczucie... ładuje akumulatory i baterie słoneczne... tzn. okulary... mam... na baterie słoneczne.
Ja: Założyłbym się, że wokół siebie ma pan takich ludzi na pęczki...
On: I przegrałby pan... ale nie mam czasu się zakładać. Powiem wprost... władza boi się ze mną dyskutować, opozycja nie chce mnie słuchać... a mój przyjaciel Guy siedzi w Brukseli.
Ja: To można z Guyem przez telefon...
On: No nie za bardzo... przez telefon nie widać rąk, a on niestety nie mówi po polsku.
Ja: Ale na szczęście są koleżanki z partii? Pani prof. Staniszkis twierdzi, że to osoby bardzo inteligentne?
On: Tak mi mówią, ale gdy próbuję rozmawiać z kilkoma naraz, to mi nie pozwalają dojść do słowa, a jeśli w pojedynkę... to pozostałe są zazdrosne i się dąsają.
Ja: No cóż... życie polityka z pierwszych stron gazet nie jest lekkie... odreagujmy więc i zacznijmy rozmowę o polskiej gospodarce. Co pan sądzi o pomysłach Ministra Morawieckiego?
On: Tak... widać, że jakieś pomysły są, ale na razie to wszystko jest wirtualne i nieprofesjonalne... wydrukowane na kartkach z Paint Shopa... wie pan, to wszystko można kopiować, przestawiać, dorysowywać i gumkować... no, gdyby chociaż zostało napisane na maszynie...
Ja: Ale jednak nasza gospodarka się rozkręca, co musi budzić optymizm...
On: Tak dane z agencji potwierdzają wzmożony ruch i poprawę nastrojów konsumenckich... ale moje osobiste doświadczenia nie budzą specjalnego optymizmu... raczej skłaniają mnie ku dużej niepewności...
Ja: Pozwoli Pan, że dopytam...
On: Tak.
Ja: Jakie doświadczenia?
On: No, moje...
Ja: Ale, gdyby Pan zechciał powiedzieć o tym coś więcej?
On: Mówię... niedawno na przykład... rozkręciłem rower i już nie udało się go poskładać.
Ja: To żal roweru...
On: Niepotrzebnie... był pożyczony.
Ja: A pro pos pożyczania. Kurs franka wyraźnie spada, to chyba dobra informacja dla wszystkich Polaków?
On: Niekoniecznie... wyższy kurs franka oznacza duże straty dla naszych firm...
Ja: Czy mógłby pan to jakoś zobrazować.
On: Oczywiście... stracą... firmy eksportujące zegarki do Szwajcarii.
Ja: Pan żartuje... my mielibyśmy wysyłać zegarki do kraju słynącego z ich produkcji?
On: Proszę pana... świat się zmienia. Skoro potrafimy eksportować miliony telefonów komórkowych, to dlaczego nie mielibyśmy eksportować zegarków... są mniejsze i prostsze w obsłudze... produkcji.
Ja: Ale media podawały o fikcyjnym...
On: Wiem, co podawały. Wie pan... między faktami i fikcjami można znaleźć różne prawdy i nieprawdy... opisujące fikcje i fakty jako inną rzeczywistość... Rozumie pan – co nie jest zabronione prawem, to jest dozwolone... a przyzna pan, że eksport zegarków i telefonów jeszcze nie jest zabroniony... choć przy rządach Kaczyńskiego wszystko jest możliwe.
Ja: Ale media podają, że tych telefonów i zegarków nikt nie eksportował.
On: Czy nikt? Tego nie wiemy... ale choćby nawet i nie same telefony, czy zegarki... to jednak faktury na pewno szły i PKB nam rosło...
Ja: Teraz też rośnie...
On: Ale znacznie wolniej, niż mogłoby, gdyby Kaczyński nie przejął podstępem władzy w Polsce i wszystkiego nie zepsuł.
Ja: Jak to podstępem?
On: Powiedzmy sobie uczciwie... prezes Kaczyński zachował się niezgodnie z wszelkimi regułami i wszystkich oszukał. Przecież każdy to panu powie, że PiS nie miało prawa wygrać wyborów.
Ja: Ale jednak większość zagłosowała na PiS.
On: Uściślijmy – PiS-owska większość, bo już np. wyborcy PO głosowali na PiS w mniejszości, a na nas z kolei głosowała zdecydowana większość tych, co nie chcieli głosować na PiS, Platformę, ani na Kukiza.
Ja: To dość pokrętne...
On: Nie, taka jest logika demoktacji... zrozumiała dla każdego, kto otrzymał wykształcenie na odpowiednio wysokim poziomie.
Ja: Panie Ryszardzie... proszę powiedzieć, czy nadal pan uważa, że na 500 plus nie ma pieniędzy?
On: A pan uważa, że są? Proszę mi chwilę nie przerywać i posłuchać... jest pan ekonomistą? Ale prosiłem, żeby mnie nie wytrącać z wypowiedzi. No widzi pan i teraz jest dobrze... ja mówię, a pan słucha. Na 500 plus nie ma pieniędzy i nie będzie. Ten populistyczny PiS-owski program nie ma stałego finansowania. Wie pan z czego PiS finansuje 500 plus? Właśnie... z karuzeli watowskich, a te niedługo zostaną wyłączone i dlatego pieniędzy zabraknie. Tak zabraknie, bo karuzela to nie jakieś papa mobile, które się samo kręci... bez wsparcia rządu. Dlatego zabraknie pieniędzy... pan mi nie przerywa... ja panu mówię, że tego finansowania nie będzie i wiem, co mówię, bo znam się na tym. Przekona się pan, że gdy tylko uda nam się odsunąć Kaczyńskiego od władzy... i przywrócimy gospodarce normalność, to ten PiS-owski program nie będzie miał finansowania i kropka.
Ja: Myśli pan, że uda wam się wygrać z PiS-em, jeśli po dwóch latach obecności w Sejmie nadal nie macie wiarygodnego programu?
On: Jak to nie mamy?... w takim razie co nosi poseł Misiłło?
Ja: Jakąś książeczkę... może bajki dla dorosłych?
On: No, nie wiem, bo u nas w partii panuje wolność czytania i wyrażania naszych wspólnych poglądów. Ale, choćby nawet nie program... Panie redaktorze, po co nam program, jeśli my nie mamy zamiaru oglądać tej zakłamanej, PiS-owskiej telewizji. Zresztą umówiliśmy się, że na takie zmanipulowane pytania nie będę panu odpowiadał.
Ja: Umówiliśmy się?
On: Pan nie... my się umówiliśmy... ja, Kasia, Kamila i Joasia.
Ja: To na koniec jedno małe sprostowanie... nie jestem żadnym redaktorem.
On: Wiem, bo przed rozmową dobrze się przygotowałem... przyniosłem sobie nawet stosowne materiały. Pan jest... tak... przeciętnym PiS-owskim blogerem.
Ja: Jest pan pewny, że „PiS-owskim”?
On: Oczywiście... mam na potwierdzenie moich słów niezbity dowód. To komentarz zamieszczony pod pana ostatnim tekstem o kornikach... napisany przez samego Gucia – Pucia.
Inne tematy w dziale Rozmaitości