Kiedy jeszcze nie tak dawno, na rynku w Krakowie były już prezydent Komorowski szczycił się tym, że mieszkańcy miasta w wyborach prezydenckich wolą poprzeć jego, niż pochodzącego z Krakowa Andrzeja Dudę – było mi po prostu przykro.
Potem jednak pomyślałem sobie, że nie ma przecież sensu obrażać się np. na tęczę, czy całe miasto, tylko dlatego, że próbuje je sobie zawłaszczyć jakaś osoba, lub grupa osób - za którymi, mówiąc oględnie, niespecjalnie przepadam.
Potem, gdy Kraków i Małopolska zagłosowały inaczej, niż chciałaby Platforma i jej prezydent - miasto, do którego zawsze czułem sentyment odzyskało w moich oczach swój dawny blask.
I stało się. Zmobilizowany przez przyjaciół trafiłem po kilkunastu latach przerwy do miasta, z którego pochodzi aktualny prezydent RP.
Poczułem od razu ten niepowtarzalny klimat, choć przyznaję, że w ciągu ostatnich lat wiele zrobiono, by Kraków „ucywilizować” i to nie tylko na modłę europejską. Pierwsze zaskoczenie przeżyłem od razu na dworcu kolejowym. Pociąg przyjechał zgodnie z rozkładem, choć jechał dwadzieścia minut dłużej niż czterdzieści lat temu. Ale sukcesy PKP to zupełnie inna para kaloszy i w zasadzie nie o nich ta notka. Ruszyłem wzdłuż peronu, potem jak kiedyś - po schodach w dół i dalej już musiałem kierować się umieszczonymi napisami wskazującymi wyjście w stronę starego miasta. Nim minęło pół godziny już wychodziłem z połączonej z dworcem kolejowym Galerii Krakowskiej, mając przekonanie, że ta cała galeria to strata czasu i nie najlepszy pomysł krakowskich władz.
Obejrzałem się i dostrzegłem odnowioną fasadę budynku dworca. Taki widok musiałem uwiecznić na fotografii. Kiedy już miałem pstryknąć zdjęcie, aparat poinformował mnie, że bateria jest pusta.
Inny na moim miejscu pewnie by się od razu zdenerwował, ale ja pomny tego, że „przezorny zawsze ubezpieczony” – sięgnąłem tylko do kieszeni i wyjąłem nowe paluszki niemieckiej firmy VARTA zakupione w niemieckim markecie OBI.
Od razu uprzedzam, to naprawdę nie jest lokowanie produktu.
Szybko zrobiłem zdjęcie, potem jeszcze dwa inne i kiedy chciałem sfotografować Barbakan okazało się, że niemieckie baterie padły. Inny na moim miejscu pewnie by się zdenerwował po raz drugi, ale nie ja. Wtedy zdenerwowałem się dopiero po raz pierwszy. Zrozumiałem też niezwykłą mądrość tkwiącą w krakowskiej legendzie o Wandzie, co nie chciała Niemca.
Cóż było robić? Ruszyłem w stronę rynku rozglądając się za jakimś sklepikiem, czy choćby zwykłym kramem w którym mógłbym się zaopatrzyć w sprawne baterie. Wokół tłok większy niż w Rzymie, co kilka kroków jakiś żebrak, grajek, czy iluzjonista. Gdzie się człowiek nie obróci, to obwarzanki, ale baterii ani śladu. Normalny człowiek w takiej sytuacji pewnie by się załamał, albo zdenerwował po raz trzeci. Mnie zaś przyszło do głowy, że chyba zbyt pochopnie wysnułem krytycznie myśli o władzach miasta i skruszony w sercu zawróciłem w stronę galerii, by tam nabyć paluszki do aparatu. Galeria Krakowska jednak ma swoje dobre strony.
Kiedy ponownie znalazłem się przy Barbakanie, o władzach Krakowa zacząłem myśleć już prawie ciepło.
Wielokrotnie ludzi mających poglądy podobne do moich, władza nazywała skazanymi na wymarcie dinozaurami, czy „Ciemnogrodem”, a taki sposób myślenia - cofaniem się do średniowiecza. Wiedziałem, że prezydent Krakowa popierał w ostatnich wyborach kandydata Platformy, toteż trudno mi było uwierzyć, że może teraz działać przeciwko aktualnej władzy. A tu niespodzianka. Stoję przed Barbakanem, czytam napis i oczom nie wierzę. Władze Krakowa wyraźnie napisały tak:
„Średniowiecze da się lubić”. Uznałem, że to wyraźny kierunek na ocieplenie stosunków z prawicową opozycją, a może nawet i przyszłą prawicową władzą?
Na Rynku Głównym aż mnie zamurowało. Mnóstwo kolorowych końskich zaprzęgów i białych dorożek – moim zdaniem w tej materii Kraków zdecydowanie przebił stolicę dawnego cesarstwa.
W sukiennicach i pomiędzy straganami takie mrowie przekrzykujących się chyba we wszystkich językach świata turystów, że można się zatracić i zgubić głowę.
Obok wieży ratuszowej zauważyłem leżącą na ziemi, właśnie taką głowę. Choć była niezwyczajnie wielka, to chyba w tym harmiderze ktoś ją zwyczajnie porzucił albo zgubił. Przygładziłem włosy i już wiedziałem, że to nie ja. Podszedłem bliżej i dokładnie się jej przyjrzałem. W środku była pusta, a więc raczej bez wartości. Czyżby więc ktoś ją wyrzucił? Może jakiś polityk, albo rządowy ekspert?
PS. Więcej zdjęć z Krakowa do oglądnięcia na stronie oboknurtu.pl.
Inne tematy w dziale Rozmaitości