Wszyscy wkoło „kasandrują”, że na jesieni PiS odbierze nam władzę. No trochę przesadziłem – właściwie to nie wszyscy. Kierwiński mówi, że wybory wygramy, ale myślę, że on tylko dlatego tak mówi, bo nikt inny z naszych działaczy nie chciał przed kamerami wygłosić tego zamówionego i opłaconego wcześniej tekstu. A jako odpowiedzialna władza nie chcieliśmy wydawać pieniędzy z publicznej kasy na opracowanie, z którego nikt nie skorzysta. Wydelegowaliśmy więc jego i to był bardzo dokładnie przemyślany ruch. Pewnie sami zauważyliście, że kiedy on coś powie, to nikt nie wie, czy to na serio, czy tylko tak dla żartu. I dziennikarze nie dopytują.
Tomek w Newsweeku znowu straszy Kaczyńskim i pisze o „repisizacji”, po której „naród ustawiony zostanie do pionu, z rączkami złożonymi do modlitwy”. Przyznacie, że ten „pion” i „rączki złożone do modlitwy” to nie jest wesoła wizja, szczególnie dla kogoś, kto popiera nieformalne związki, „in vitro” i przyjaźni się ze Stefanem. Ale po kieliszku koniaku olśniło mnie, że przecież Tomek wieszczy nie o nas, tylko o „narodzie” i kamień spadł mi z serca. Po drugim kieliszku, kiedy doczytałem do słów „kapitolińskie gęsi muszą gęgać”, wyjaśniło się, że to nawet nie jakieś kolejne nieprzychylne nam proroctwo, ale tylko zwykłe Lisie „gęganie”. Przy okazji nasunęło mi się ciekawe spostrzeżenie. Tak chyba musi działać coś na kształt dzikiej, pierwotnej podświadomości. Bo jak inaczej wyjaśnić fakt, że Lis, mimo iż wspiął się o kilka szczebli na Darwinowskiej drabinie, to ciągle ma jakąś obsesję na punkcie gęsi i wszystkiego, co kacze.
Sytuacją z sondażami mocno przerażony jest też nasz koalicjant. Uważa, że „gdy PiS weźmie władzę, to wracamy do ponurego okresu stalinizmu”. Kto wraca, to wraca, ale trzeba przyznać, że chłopy z PSL-u wiedzą, jak straszyć, a ja i bez tego mam pietra.
Bo tak – jak „pisiory” wrócą do władzy, to znowu zrobią tę swoją czwartą RP i będzie po ośmiorniczkach sous-vide z przegrzebkiem, czy nawet po najzwyklejszym carpaccio z mlecznej jagnięciny z prażonymi kaparami, oczywiście na koszt państwa.
Atmosfera w kraju znowu tak zgęstnieje, że nawet w jasny dzień trzeba będzie jeździć na światłach przeciwmgielnych, a to jest dla mnie poważny problem. Zawsze woził mnie szofer, więc nawet nie wiem, jak się je włącza. Chyba, że przerzucę się, jak Ewka, na Pendolino. Podobno można tam zjeść schabowego. Ewka podzieliła się ze mną informacją z pierwszej ręki, że to danie ładnie pachnie. Lubię ładne zapachy, więc właściwie, co mi szkodzi spróbować? Dopóki nie skosztowałem, też nie wiedziałem, co to takiego jest to carpaccio.
A jeśli zamarzy im się piąta RP? Aż boję się o tym na trzeźwo myśleć. Jedno jest pewne, że będzie o wiele gorzej niż w czwartej, bo przecież sam słyszałem w telewizji, że się od ośmiu lat do tego przygotowują. Jesteśmy już wszyscy po przeszkoleniu na hejterów pierwszego stopnia, to wiemy, że ci z PiS-u są szaleni, mściwi i nienawidzą ludzi. Wszystkich wyśledzą i zamkną. Gdyby brakowało miejsca, to pewnie wypuszczą Macierewicza - mimo tego, że sami o to swego czasu apelowaliśmy.
Przyznaję, iż mam nieraz czarne myśli. Że przyjdą po mnie o piątej rano, a ja swoje lata już mam i lubię sobie dłużej pospać. Na dodatek oni podobno nie uprzedzają, więc człowiek nawet nie wie, czy wieczorem można trochę zabalować, czy też trzeba się położyć wcześniej.
Platforma, to zupełnie inna kultura – słyszałem, że uprzedza. Ktoś mi wprawdzie mówił, że tylko swoich, ale to mi pasuje.
Te „pisiory” mają szalony program dla Polski. Przesłuchają wszystkich wariografem, zbadają mocz i na każdego znajdą haka – wiem to od Muchy... Psia jego mać! Trzy lata temu też mieliśmy badany mocz. Teraz dopiero do mnie dotarło, skąd Donek tak dokładnie wszystko o mnie wiedział.
Czasem myślę. A jeśli wszystko trzeba będzie oddać? Kubańskie cygara, zegarek, garnitur, kieckę żony i jeszcze samochód z szoferem?... Wtedy kończę burbona i kiedy odstawiam pusty kieliszek dociera do mnie, że znowu zaczynam wpadać w paranoję. Przecież nie zabiorą mi wszystkiego. Na pewno nie dostaną tego, co przepisałem na Dzidkę i tego, co zostawiłem w depozycie u Julki. Żona przecież nie wygada, bo nic nie wie.
A może niepotrzebnie tak świruję? Może to się da jakoś załatwić. Pomyślmy - do PiS-u mnie raczej nie przyjmą, ale z Jarkiem Gowinem znamy się dość dobrze. Osiem lat temu byliśmy nawet razem na rekolekcjach zamkniętych w Krakowie. Przecież nie odmówi znajomemu konserwatyście i dobremu katolikowi.
Chyba jednak nie ma potrzeby tak bardzo bać się tego PiS-u. Zwłaszcza, że na wszelki wypadek zostawiłem sobie niespłacony kredyt we frankach. A przecież obiecali frankowiczom pomoc.
PS. Powyższy tekst to oczywiście literacka fikcja, choć nie do końca. Ewentualne skojarzenia z postaciami polskiej sceny politycznej są więc jak najbardziej uzasadnione.
Inne tematy w dziale Rozmaitości