Andrzej Duda obiecał działać w kierunku przywrócenia poprzedniego wieku emerytalnego i odciął się od pomysłu wprowadzenia waluty euro w Polsce, do czasu, aż Polacy będą zarabiać porównywalnie do pracowników państw Europy zachodniej. Gdyby Platforma rządziła nadal, to jestem przekonany, że taki warunek byłby nie do spełnienia.
Oczywisty więc wydaje się wniosek, że jeśli Platformie zależy na jak najszybszym wejściu Polski do strefy euro, to po prostu powinna przekazać władzę w inne ręce. Władza jednak chciałaby do strefy euro choćby już dziś.
Próbowałem dociec, dlaczego prominentni działacze Platformy naciskają, żeby to stało się jak najprędzej, nie bacząc na sytuację wielu milionów gorzej uposażonych Polaków.
Biorąc pod uwagę tylko te poważniejsze opinie w tej sprawie, najczęściej można usłyszeć, że to dlatego, bo tak chce Angela Merkel. Jest to ważki argument, ale myślę, że tu raczej chodzi o coś innego. Ludzie władzy, zarabiając już teraz znacznie więcej, niż wynosi średnia płaca na zachodzie, spełniają z nadwyżką warunek postawiony w tej kwestii przez Andrzeja Dudę, a jak sami mówią, chcieliby się znaleźć przy europejskim stole.
Myślę, że to zrozumiałe, że nie chcą być nadal politykami drugiej kategorii, a samą charyzmą, swoim profesjonalizmem, czy pochlebnymi opiniami w mediach w zamian za państwową kasę tego faktu nie zmienią.
Postawa Andrzeja Dudy ich dziwi, zarabia w euro, a nie chce wejścia do strefy. Głupi, czy co? Bo przecież młody, dobrze wykształcony człowiek sukcesu nie może myśleć o milionach zwykłych obywateli, którzy ciężko harują za marne grosze, ledwo wiążąc koniec z końcem.
A jeśli rzeczywiście pomyślał i ten przekaz dotrze do tych ludzi? Wiadomo, wtedy dla władzy nastąpi armagedon, czyli po naszemu odsunięcie od koryta. Co w taki razie zrobić, żeby społeczeństwo tego przekazu Dudy nie zrozumiało?
Każdy średnio rozwinięty człowiek wie, że jeśli się czegoś mocno przestraszy, to nie potrafi logicznie myśleć. I to chyba teraz właśnie obserwujemy w kampanii około wyborczej. Skoro kandydat na prezydenta z ramienia Platformy ciągle się podkłada, a napięcia nie wytrzymuje już nawet prof. Nałęcz, to pozostało tylko straszenie. Dlatego sięgnięcie po „Lewiatana” było moim zdaniem zupełnie naturalne.
Na antenie TVP 1 Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Pracodawców "Lewiatan" postraszył bankructwem Polski. No cóż, jeśli mamy do czynienia z „Lewiatanem”, to musi być strasznie i przerażająco. Wprost.pl w artykule pt. "Cofnięcie reformy emerytalnej doprowadzi do bankructwa państwa" pisze m.in. tak: „Wypowiedź Mordasewicza dotyczyła zapowiedzi przedwyborczych Andrzeja Dudy, kandydata na prezydenta, który otwarcie mówił, że jednym z jego priorytetów będzie zmiana, lub całkowite cofnięcie reformy emerytalnej. Jego plan, wedle wyliczeń kosztowałby państwo 40 miliardów złotych do 2020 roku. - Ta propozycja jest absolutnie nie do przyjęcia. Już dzisiaj cały deficyt rządu wynika właśnie z deficytu w systemie emerytalnym - mówił Mordasewicz.”
No, „mordo ty moja” - naprawdę z tego wynika ten cały deficyt? To nie z dziesiątków miliardów zł. wydawanych na obsługę długu publicznego, transferu za granicę zysków niepolskich firm i banków, szarej strefy, niegospodarności rządu i instytucji państwowych, działań korupcyjnych itd., itp.?
Chylę czoło – takich bajek nie potrafi opowiadać nawet pan prezydent.
Jeszcze lepiej, choć inaczej, straszy Leszek Balcerowicz. Proponuje on „rekomendacje dla rządu” polegające m.in. na podniesieniu wieku emerytalnego do 70 roku życia, podniesieniu składki zdrowotnej i likwidacji świadczeń przedemerytalnych oraz ulg podatkowych.
Czyli, że co? Mamy rozumieć, że pan profesor i Platforma jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa? Że jeszcze mogą dla naszego dobra i z wielkiej swej miłości dla polskich obywateli pokusić się na takie prezenty dla nas?
Jak się pomyśli, wygląda na to, że gdy ktoś urodzi się profesorem, to trudno mu zrozumieć prostego człowieka. Kiedy na dodatek urodzi się ekonomistą, to nie pojmie, że ludziom może brakować zdrowia, sił i na chleb.
Jednak czuć, że pan profesor wyraźnie się starzeje, co chyba wpływa na to, że jego pomysły na gospodarkę jakby złagodniały.
Forum Obywatelskiego Rozwoju Leszka Balcerowicza lubi co jakiś czas pochwalić się, że obliczyło kwotę długu przypadającą na jednego obywatela. Ja nie chcę nikogo straszyć tym długiem, ani panem profesorem, ani nawet Platformą, która do takiego zadłużenia kraju doprowadziła.
Dziwię się jednak, że profesor Balcerowicz nie zarekomendował rządowi, by skłonił obywateli do zapłaty przypadającej na nich tej części długu.
Wiem, że niewielu posiada środki, żeby takie sumy od ręki wpłacić, ale czy pan profesor kiedykolwiek przejmował się takimi „duperelami”?
Tyle banków szuka jeleni, którzy zechcieliby wziąć kredyt, a z ich reklam wynika, że dawno już koszty jego udzielenia nie były tak niskie. A jeśli ludzie nie zechcą się zapożyczyć, to przecież mamy w kraju wybitnych komorników, media co rusz opowiadają o ich kolejnych osiągnięciach.
Dajmy tylko Bronisławowi Komorowskiemu i jego Platformie kolejną szansę. Liczę tu szczególnie na Śląsk. Postarajcie się, to ostatni już moment przed „dekarbonizacją”. Potem nie będzie już żadnego wyboru.
Inne tematy w dziale Polityka