Recenzent JM Recenzent JM
1406
BLOG

Dlaczego Donalda Tuska nie chcą w Brukseli?

Recenzent JM Recenzent JM Polityka Obserwuj notkę 3

Zdaję sobie sprawę, że tytuł notki kłóci się z głównym przekazem medialnym w tej sprawie. Z takim, że oto rządzi Polską mąż stanu, na którego w Europie nie mogą się już doczekać. Pozostaje tylko do ustalenia, jakie zaproponować premierowi Tuskowi stanowisko – tak, by było godne tej klasy polityka i by nie narazić się z jego strony na odmowę.
Trwają więc medialne spekulacje, trwa wyliczanka stanowisk, które ewentualnie mogłyby wchodzić w grę i trwa medialna kampania, która ma nas przekonać, jak bardzo w Brukseli cenią naszego premiera. Kto nie chce przeginać, ten napomyka nieśmiało, że stanowisko w Brukseli dla naszego premiera tak do końca jeszcze nie jest pewne.

Najprościej byłoby oczywiście stwierdzić – a niech go sobie wezmą. Tylko, że prawda jest chyba inna i raczej bolesna. Mam przekonanie, że nikt Donalda Tuska w Brukseli nie chce. On był i jest cały czas potrzebny „Brukseli” w Polsce.
Myślę, że premier Tusk doskonale zdaje sobie z tego sprawę, dlatego coraz bardziej nerwowo reaguje na zadawane w tej sprawie pytania dziennikarzy. Ostatnio na konferencji prasowej odpowiadał tak (za wpolityce.pl):
„Odpowiadając na każde ze 150 pytań w tej kwestii, od wczesnej zimy lub nawet jesieni zeszłego roku: nie wybieram się do Brukseli”.
Czy sądzicie, że gdyby go tam chcieli, to by się nie wybierał?

Zastanówmy się więc – dlaczego premier Tusk, jako wysoki przedstawiciel Unii Europejskiej jest w Brukseli – mówiąc jak najbardziej oględnie - niepożądany.
Powodów takiego stanu rzeczy jest wiele.
Zacznę od tego, że moim zdaniem Donald Tusk nie posiada w zasadzie żadnych atutów, które predestynowały by go na jakiekolwiek eksponowane stanowisko.
Autorytetu mu brak, na zarządzaniu się nie zna i na dodatek marny z niego administrator. Ale doskonale wiemy, że w strukturach zarządzania Unii Europejskiej, to akurat nie jest jakaś specjalna przeszkoda. Uważam, że są dużo poważniejsze powody, by ta instytucja premiera Tuska nie chciała. Pierwszym z nich jest chyba brak zaufania.
Bo, czy można mieć zaufanie do kogoś, kto tyle razy obiecywał i z reguły swoich obietnic nie dotrzymywał, albo do kogoś, kto z Putinem po tragedii smoleńskiej przybijał „żółwiki”?
Na nieszczęście dla premiera, przywódcy państw Unii Europejskiej swojego osądu o jakimś polskim polityku nie budują w oparciu o opinie zaczerpnięte z TVN-u, Newsweeka, czy Wyborczej. Przypuszczam, że oni dysponują dokładnymi opracowaniami dotyczącymi wszystkich afer, za które odpowiadają ludzie Platformy. Jeśli tzw. taśmy prawdy o działaczach obozu rządzącego były na sprzedaż, jak podają media, to bardzo by mnie zdziwiło, gdyby obce służby tymi nagraniami jeszcze nie dysponowały. A nie sądzę, żeby dla tych akurat służb najważniejsze było pytanie – kto dokonał tych nagrań?

Poparcie społeczne dla Platformy oraz premiera Tuska i jego rządu – mówiąc delikatnie - spada na łeb i szyję. Po co miałby być potrzebny decydentom Unii polityk bez poparcia społecznego nawet w swoim kraju? Na razie obozowi Platformy wydaje się, że uda się odzyskać poparcie wyborców realizując plan ministra Sikorskiego. Ten z nagrań ministra Sikorskiego o „za**baniu PiS-u sejmową komisją śledczą”. Tylko, że to już chyba nie ten czas i nie takie nastroje społeczne.
Teraz na powołaniu komisji wielu straci – WSI, lewica, premier, jego rząd, jego partia i prezydent Komorowski. Jeśli straci też PiS, to raczej niewiele, bo tu prawda jest po jego stronie, a media - jeszcze prorządowe - wcześniej, czy później też zaczną myśleć o dochodach, które mogą utracić broniąc w tej sytuacji niewłaściwej strony i przegranej sprawy.
Jeśli ktoś obserwuje, co aktualnie się dzieje wokół sprawy zestrzelonego nad Ukrainą samolotu pasażerskiego, to w zestawieniu z działaniami premiera i polskich instytucji państwowych po 10 kwietnia 2010 r. - coraz wyraźniej widzi po stronie polskich władz brak odpowiedzialności, naiwność, zaniechanie, a może i uwikłanie. Zobaczy też matactwa, indolencję, niekompetencję i manipulacje różnych instytucji polskiego państwa, które miały miejsce w związku z tragedią smoleńską. A nie sposób tego wszystkiego oddzielić od działań i odpowiedzialności premiera Tuska. Jak myślicie – czy ktoś rozsądny chciałby u siebie posadzić na eksponowanym stanowisku kogoś, kto w najbliższej perspektywie czasowej będzie miał spore problemy i o kim będzie głośno w kontekście jego zaniedbań, a może i czegoś więcej?

Decyzję w sprawie stanowisk w Unii mamy poznać na koniec sierpnia i dziwnym trafem po wakacjach poznamy też decyzję w sprawie powołania sejmowej komisji śledczej w sprawie weryfikacji WSI. Jak widać - w premierze tli się jeszcze iskierka nadziei.

Redaktor Janecki na portalu wpolityce.pl pisze, że premier Tusk „chce uratować skórę” i „zabiega o stanowisko w Brukseli”. Też mam podobne odczucia, ale kiedy analizuję tą całą sytuacje, to nachodzą mnie duże wątpliwości, czy to się może udać.

Tadeusz Boy-Żeleński zauważył kiedyś celnie, że: -
„Z tym największy jest ambaras, aby dwoje chciało naraz”.
W tym przypadku, ten, co chciałby – udaje, że nie chce, zaś druga strona nawet nie udaje, że chciałaby.
Czy w takim razie premiera może cokolwiek innego uratować?
 Chyba tylko dożywotnie zwolnienie lekarskie, albo wycieczka do kraju, z którym Polska nie ma jeszcze podpisanej umowy o ekstradycji.  

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka