Jeszcze niedawno można się było zastanawiać, dlaczego tak bardzo zacieśniła się współpraca pomiędzy ludźmi związanymi z Platformą, a Romanem Giertychem.
Teraz zastanawiać się już chyba nie trzeba.
Wspólnota interesów, taki sam stosunek do ludzi, podobny poziom etyki i podobne standardy. Nawet równie wysoki poziom śmieszności. Jednym słowem, to bohater z tej samej bajki, może tylko nieco wyższy, niż pozostali. Jedyne, co w tej sprawie budzi moje wątpliwości, to pytanie, czy w poprzednim zdaniu słusznie użyłem słowa „nieco”.
Co można teraz, kiedy „Wprost” ujawnił kolejną nagraną rozmowę, napisać o jej „bohaterze” – mecenasie Romanie?
„Wyborcza” napisała np. tak:
"Kiedyś guru wszechpolaków i niesforny minister, teraz stateczny adwokat. Kariera Romana Giertycha".
„Stateczny adwokat” – to jest dobre. Pomyśleć tylko, że istnieją ludzie, którzy uważają, że w redakcji GW nie mają poczucia humoru.
Portal wpolityce.pl w artykule pt. „Romana Giertycha czeka postępowanie dyscyplinarne? Rada adwokacka zajęła się jego sprawą” – pisze m. in. tak (pisownia oryginalna):
„Rzecznik dyscyplinarny warszawskiej rady adwokackiej poinformował w
poniedziałek, że chce sprawdzić, czy zachowanie i wypowiedzi Romana Giertycha mogą być podstawą do wszczęcia przeciwko niemu postępowania dyscyplinarne”.
Czy „mogą być podstawą wszczęcia postępowania...? – Myślę, że Pan rzecznik ma humor nie gorszy niż redaktorzy GW. Choć, biorąc pod uwagę stan aktualnych elit państwa - może być i tak, że ta wypowiedź rzecznika RA świadczy jednak bardziej o jego „stateczności”.
Roman Giertych tłumaczy się m. in. w sposób następujący (za wpolityce.pl):
„...Twierdzi on, że opisywana w tygodniku historia o pomyśle powołania spółki, która miałaby wymuszać od znanych osób pieniądze w zamian za to, by pisane przez Nisztora książki nie ukazywały się na rynku, była „legendą, która miała doprowadzić do tego, że pan Nisztor książkę przekazał””.
Przyznam, że zawsze uważałem, iż przezwisko „koń”, nadane Romanowi Giertychowi przez złośliwców, jest mocno uwłaczające – zwłaszcza niezwykle wybujałej wyobraźni tego „legendarnego” już „Walenroda” polskiej polityki. Bohatera, który wysoko nosił jedną z najbardziej widocznych w IV RP twarzy i który, jak sam mówi - doprowadził IV RP do upadku.
Media podają, że podczas nagranej rozmowy Romana Giertycha – towarzystwo (3 osoby) skonsumowało ponad 2 litry wysokoprocentowego alkoholu. Z ujawnionych nagrań wynika, że po spożyciu nie było żadnej awantury i że mecenasowi Giertychowi nawet po takiej ilości wypitego alkoholu nie plątał się język.
I to jest dopiero ciekawy materiał dla prorządowych mediów.
Bo trudno przypuszczać, aby ktoś taki, jak były minister edukacji - wylewał alkohol za kołnierz, albo przy piciu oszukiwał kompanów i kazał nalewać sobie mniej.
Nie do przyjęcia jest też podejrzenie, że w tak eleganckim lokalu podaje się „chrzczony” alkohol.
Jaki wniosek pozostaje?
Tylko taki, że Roman Giertych, adwokat ludzi Platformy - to jest naprawdę ktoś. Nie dosyć, że człowiek dużego kalibru, to jeszcze o tak mocnej głowie, że spokojnie mógłby prowadzić negocjacje z Rosjanami. A gdyby tak, jak spekulowały media – zastąpił na stanowisku ministra Sienkiewicza, to nie musiałby się wygłupiać strasząc, że idzie po nas.
Nad ministrem Sienkiewiczem ma tę przewagę, że mógłby nawet pogalopować.
Inne tematy w dziale Rozmaitości