Pomiędzy polską lewicą, a prawicą „iskrzy” od dawna i niewiele trzeba, by z tych iskier wzniecić wielki płomień, przy którym mogłaby się „ogrzać” przede wszystkim Platforma.
Dlatego nie może nikogo dziwić, że partia ta jest zainteresowana podsycaniem takiego konfliktu. Mało tego, myślę, że Platforma od dłuższego już czasu prowadzi działania, aby ten podskórny konflikt przerodził się w otwartą wojnę.
Wyobrażacie sobie taki scenariusz?
Lewicowe media, których jest przecież sporo i zaangażowani po lewej stronie sceny politycznej redaktorzy, dziennikarze i celebryci biją w PiS, jak w bęben. Z drugiej strony media prawicowe, o zdecydowanie mniejszej sile rażenia próbują temu atakowi przeciwdziałać, a czasem kontratakować. Jedni mają siłę i brak zasad, drudzy przekonania i argumenty. Trwa wzajemne naparzanie, a w tym czasie Platforma, mająca w swoich rękach niemal wszystkie urzędy i instytucje państwowe, pociąga za sznurki i wytycza pole walki. Dodatkowo poprzez swoje media manipuluje, podsyca konflikt oraz według potrzeby wbija szpilki jednej, albo drugiej stronie.
Dla przekonania społeczeństwa o rosnącym dla PO poparciu, nie będzie wtedy potrzebny nawet CBOS. Żelazne elektoraty walczących stron okopią się na swoich pozycjach, a większość niezdecydowanych uzna, że najlepiej jeszcze raz zagłosować za rozsądną „partią miłości i pokoju społecznego”.
Platforma, jako partia „niekonfliktowa”, pozostająca poza linią sporu, jedyna zdolna w tych warunkach do rządzenia wygrywa samodzielnie następne wybory. Przecież tzw. ludowcy oraz JKM nie będą w stanie jej zagrozić, zwłaszcza - że wykreowana wojna zagłuszy odgłosy „platformerskich przekrętów” oraz afer w kręgach władzy i przesłoni nieudolność jej władz w rządzeniu krajem.
Fikcja, czy realny scenariusz?
Pierwsza, znacząca próba wzniecenia poważnego konfliktu pomiędzy dwoma opozycyjnymi w stosunku do PO środowiskami miała miejsce tuż po przejęciu władzy przez PO. Mam na myśli powołanie sejmowej komisji śledczej w sprawie śmierci Barbary Blidy i przekazanie jej szefostwa w ręce Kalisza. Jednak przy braku dowodów na pozaprawne działania ludzi PiS-u w tej sprawie - bajdurzenia Kalisza o „dusznej” atmosferze IV RP i na tej podstawie próby postawienia Kaczyńskiego oraz Ziobry przed Trybunałem Stanu – brzmiały, jak kiepski żart. Premier wprawdzie przed kamerami odcinał się od takiego pomysłu, ale swoim posłom dawał wolną rękę licząc, że zrobią co trzeba. Platforma oficjalnie miała przecież stać z boku i nie brać w tej szopce udziału. W końcu nie było rady – wobec „nieudolności” szeroko pojętej lewicy, działacze Platformy musieli się włączyć w grę z odsłoniętymi przyłbicami i zaangażować w działania przeciw Jarosławowi Kaczyńskiemu. Zamysł się nie udał – szykowana bomba zamieniła się w niewybuch.
Sprawa immunitetu Mariusza Kamińskiego, oraz zamieszanie w sprawę byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, to moim zdaniem pomysł dużo większego kalibru i dużo ciekawsza intryga.
Czapki z głowy przed pokrętnością tych umysłów, które coś takiego obmyśliły.
Czas i miejsce akcji dobrane bez zarzutu. O głosowaniu w Sejmie każdy musiał słyszeć, a otrzymany w takich warunkach policzek, bez względu na to, która ze stron go otrzymała – musiał zaboleć podwójnie. Większa więc chęć wzięcia odwetu.
Dla PO niewątpliwie bardziej pożądanym rozwiązaniem byłoby odebranie Mariuszowi Kamińskiemu immunitetu. Sprawę prowadziłaby wtedy „niezależna” prokuratura, ewentualnie „niezawisły” sąd, więc w zależności od potrzeby pewne informacje można byłoby objąć tajemnicą śledztwa, a pewne „upubliczniać”. Mielibyśmy z jednej strony nieustający serial z Kamińskim oraz Kwaśniewskim w rolach głównych i z prokuraturą w tle.
Z drugiej zaś w mediach mielibyśmy do czynienia z „walką na głosy” pomiędzy prawicą, a lewicą, w której to politycy Platformy odgrywaliby role bezstronnych komentatorów i sędziów. Zauważmy, że w Platformie nie było dyscypliny klubowej, a Premier Tusk nawet nie brał udziału w głosowaniu, co miało stworzyć przekonanie, że władze Platformy w ten spór nie chcą się wdawać.
Gdyby zaś tak, jak się zdarzyło - immunitetu Kamińskiemu nie odebrano, to było do przewidzenia, że PiS będzie chciał wznowienia śledztwa w sprawie Kwaśniewskich lub powołania sejmowej komisji śledczej. To się sprawdziło i jest dla mnie pewne, że będzie to generować dodatkowe napięcia i konflikty na linii lewica – PiS.
Pod rządami prok. generalnego Seremeta śledztwo w sprawie Kwaśniewskich pewnie nie zostanie wznowione, choć z tego, co już wiemy - to są podstawy, by je wznowić. Jednak, gdyby do tego doszło, to takie śledztwo uderzałoby przede wszystkim w lewicę i prokuraturę, lewica zaś wtedy czułaby żal do Platformy i to jej odgryzałaby się w swoich mediach.
Jednak „przepychanka” z sejmową komisją śledczą w sprawie Kwaśniewskich dostarczy niewątpliwie sporo amunicji jednej i drugiej stronie, aby się wzajemnie ostrzelać i podnieść temperaturę sporu. A Platforma znowu może pociągać za sznurki i decydować.
Media zamiast zajmować się mizerią pozycji politycznej i gospodarczej Polski po siedmiu latach rządów Platformy, będą roztrząsać sprawy komisji – złożenie wniosku, uzasadnienie, czy komisja ma szanse powstać, kto jak zagłosuje, kto powinien być jej przewodniczącym itd. itp.
I szczuć jednych przeciwko drugim. A tak na moje wyczucie – wspomniana komisja w aktualnych realiach politycznych i tak nie ma szans powstać. Jednak medialna eksploatacja samego tematu pozwoli „przykryć” wiele niewygodnych dla władz i Platformy tematów i spraw.
Czy w takiej sytuacji działania PiS-u w sprawie powołania komisji mają sens?
Może mają, w końcu mogę się w swoich ocenach mylić, ale ja bym z tą komisja zaczekał do czasu po wyborach parlamentarnych, a aktualnie skupiłbym się na władzy i punktował jej niewłaściwe i szkodzące Polsce oraz naszemu społeczeństwu działania. A jest wiele takich spraw dla Platformy i dla jej rządu niewygodnych, czy wręcz kompromitujących.
Ostatnio pojawiły się w mediach informacje o tzw. taśmach prawdy, które w jasnym świetle pokazują prawdziwą twarz Platformy i polskiego państwa po siedmiu latach jej rządów.
Już samo podsłuchiwanie ministrów, szefa NBP, szefa NIK itd. – to pełna dyskwalifikacja rządu i służb specjalnych. Jeśli jeszcze wziąć pod uwagę to, o czym podsłuchiwani rozmawiają i co wypowiadają, to powinno się już skończyć kryminałem dla tych ludzi, i odejściem Platformy w polityczny niebyt. Premier i jego doradcy mają na przygotowanie się do tego politycznego „tsunami” tylko dwa dni i aż dwa dni. Ciekawe, jakimi bajeczkami nas znowu uraczą?
Ale widać, że komuś nie spodobała się taka wizja, że Platforma rozgrywa lewicę i PiS, samodzielnie zdobywa władzę, a premier Tusk na pięć lat zostaje „strażnikiem żyrandoli”.
PS. Publikuje również na Blog-n-Roll
Inne tematy w dziale Polityka