Partie i ich kandydaci na ciepłe posadki w Brukseli nie próżnują i dają z siebie wszystko, bo dogrywki przecież nie będzie. A rzecz idzie nie o garść orzechów, ale o poważną kasę, która może zabezpieczyć delikwentowi byt na resztę życia. Jak wynika z książki europosła Marka Migalskiego, taki przeciętny, ale sprytny, polski europoseł może w ciągu tylko jednej kadencji w europarlamencie „przyoszczędzić” nawet około dwóch milionów zł., wcale się przy tym specjalnie nie przemęczając. Wystarczy tylko, że podpisuje się tam, gdzie trzeba i wtedy kiedy trzeba oraz ciągle podróżuje. Kandydaci na europosłów w większości doskonale rozumieją o jakie pieniądze toczy się gra, więc nie ma się co dziwić, że aby dostać się do europejskiego „raju” robią rzeczy różne i różne też rzeczy wygadują. Nie inaczej też jest z szefami partii, bo ulokowanie swojego człowieka w Brukseli, oprócz oczywistego splendoru dla partii, przynosi również konkretne korzyści materialne. Ponoć wybrany z listy partyjnej europoseł musi w konkretny i wymierny sposób odwdzięczyć się potem swojej „matce partii”, czyli podzielić się wypracowanym „zyskiem”.
Kto potrafi się dzielić, ma szanse na to, że partia ponownie wystawi go na listy. Kto nie potrafi, musi sam sobie znaleźć sponsorów, albo napisać książkę, tak, jak np. europoseł Migalski. Choćby nawet taką - o „antyeuropejskim parlamencie”.
Czy Marek Migalski jest sprytny? – Tego nie wiem. Ale myślę, że wiem, dlaczego ponownie chce zostać europosłem.
Po prostu – robi to dla Polski i dla Polaków. Nie wierzycie? – To go spytajcie.
Jestem przekonany, że odpowie twierdząco, bo przecież każdy startujący w wyborach chce zostać europarlamentarzystą, tylko po to, aby służyć Polsce, działać na jej rzecz i dla naszego dobra.
Polscy europosłowie i kandydaci na europosłów, to kopalnia wiedzy i przeróżnych informacji, którymi dzielą się z nami – chcąc nas przekonać do tego, byśmy to ich poparli.
Nie wiem, czy dacie wiarę, ale kilka dni temu udało mi się trafić na program telewizyjny, w którym Michał Kamiński, zwany „miśkiem” (reprezentujący PO) oraz Tadeusz Cymański (z Solidarnej Polski) - mówili niemal jednym głosem z Wojciechem Olejniczakiem (reprezentującym SLD-UP).
Niemożliwe? To może tylko dopowiem, że rozmowa dotyczyła zaangażowania naszych europosłów w obronę naszych, polskich spraw i w walkę o nasze narodowe interesy. Wyszło, że wszyscy, przez całą kadencję nic innego w europarlamencie nie robią.
Przyznaję, że zawsze mnie denerwowało, kiedy dowiadywałem się, że jakaś kanalia próbuje oczerniać porządnego człowieka, manipuluje faktami w imię swoich politycznych interesów, czy parszywie kłamie, aby swoje winy, czy zaniechania przerzucić na barki innych.
Daruję więc sobie wypowiedzi niejakiego Zwiefki – te o Pendolino i o pożyczce Jarosława Kaczyńskiegom choć na swój sposób też są ciekawe.
Ale teraz okazuje się, że na Kaczyńskiego próbuje się chyba również zwalić winę za fiasko rozmów premiera Tuska w sprawie tzw. unii energetycznej w Europie. Tak przynajmniej wynika moim zdaniem z wypowiedzi Marszałek Sejmu Ewy Kopacz, która przyjechała do Katowic, by wesprzeć kandydatkę Platformy w wyborach do europarlamentu Krystynę Szumilas. Podczas konferencji prasowej „marszałkini” skomentowała wyjazd Jarosława Kaczyńskiego do Lwowa stwierdzając, że szef PiS lepiej zrobiłby popierając premiera Donalda Tuska w budowaniu unii energetycznej. No cóż, dla mnie zawsze było jasne, że Platforma na arenie międzynarodowej sama sobie nie poradzi. Ale skoro druga osoba w Platformie mówi o potrzebie wsparcia przez Kaczyńskiego pomysłu jej szefa, dotyczącego unii energetycznej, to rzeczywiście z tym kolejnym sukcesem premiera musi być cieniutko. Parafrazując Europosła PO Marcina Święcickiego – premier w tej sprawie osiągnął sukces, który jeszcze nie jest faktem.
Ale przejdźmy może do nieco weselszych ciekawostek.
Czy wiecie, co jest przyczyną kłopotów demograficznych Polski?
Kandydatka SLD-UP, pani prof. Małgorzata Winiarczyk – Kossakowska stwierdziła przed kamerami telewizji, że w Polsce rodzi się coraz mniej dzieci z powodu obowiązującej ustawy antyaborcyjnej. Gdyby dopuszczono aborcję, to dzieci rodziłoby się więcej.
Tak myślę, że pani profesor jest chyba wyznawczynią tej samej szkoły naukowej, co inna pani profesor - Monika Płatek, która swego czasu wsławiła się odkryciem, że „w związkach jednopłciowych rodzi się tyle samo, a często więcej dzieci niż w związkach różnopłciowych”.
Obserwując kampanię wyborczą Platformy widać wyraźnie, że aktualnie mało kto z osób znanych i szanowanych chciałby tę partię oficjalnie poprzeć. Wygląda to więc dość zabawnie, bo działacze partii muszą sami popierać swoich kandydatów, a i sami kandydaci muszą się też popierać wzajemnie. Stąd Ewa popiera np. Krysię, a Henryka - Tadeusza itp. Ostatnio ludzi, którzy przed kamerą zechcieliby o Platformie powiedzieć coś ciepłego - partia musiała już nawet szukać poza granicami kraju. Stąd na nowym klipie Platformy popierają ją sami obcokrajowcy. Fakt, że Platforma ma jeszcze poparcie mediów, a i rządowy CBOS pojechał zupełnie „po bandzie” ogłaszając, że Platforma w przeprowadzonym ostatnio sondażu wyprzedza PiS pięcioma punktami. Ale jaki jest koń? – Każdy widzi.
Wspomniany już wcześniej europoseł Platformy Marcin Święcicki w jednej z debat telewizyjnych zaskoczył mnie zupełnie swoją szczerością. Stwierdził – tu pozwolę sobie zacytować: - „Poziom życia nam się poprawia”.
Panie pośle - szczerość za szczerość – a nam jakoś niespecjalnie.
Media doniosły też jakiś czas temu, że Papież Franciszek powiedział do włoskich mafiozów, że jeśli się nie poprawią, to czeka ich piekło.
Co to ma wspólnego z kampanią wyborczą w Polsce?
Ano to, że później Papież rozmawiał też z premierem Tuskiem, który jak poinformowały media przyniósł na spotkanie z Papieżem monetę, naczynia ceramiczne i koszyk z regionalnymi polskimi produktami spożywczymi.
Co Papież powiedział premierowi Tuskowi? - Tego możemy się jedynie domyślać. Sądząc z relacji telewizyjnych - Papież Franciszek wydawał się być z rozmowy dość zadowolony. Widać premier wyraził skruchę i obiecał poprawę.
Czy Papież mu uwierzył? – Tak, to jest raczej pytanie retoryczne, bo czy Wy byście uwierzyli?
Ano właśnie.
Jednak w tej wizycie mnie zastanowiło coś jeszcze.
Czego tak bardzo obawia się premier Tusk, że nawet udając się z wizytą do Papieża – przynosi z sobą zastawę i własny prowiant?
Inne tematy w dziale Polityka