Recenzent JM Recenzent JM
521
BLOG

Mieć uczciwy i gospodarny rząd

Recenzent JM Recenzent JM Polityka Obserwuj notkę 27

 

Każdy rozumny obywatel chciałby zapewne żyć w państwie kierowanym przez ludzi uczciwych i gospodarnych. Choć sama gospodarność oraz uczciwość rządu okazuje się czasem niewystarczająca dla zapewnienia społeczeństwu bezpieczeństwa i jakości życia na odpowiednim poziomie, to chciałoby się od swojego rządu przynajmniej tyle. Pewnie zauważyliście, że nie próbuję nawet łączyć z ludźmi na szczytach władzy takich pojęć, jak ciężka praca, bezinteresowność, służba narodowi, czy poświęcenie.

O uczciwości rządu też nie chcę się za bardzo rozpisywać, bo postanowiłem dzisiaj napisać nieco bardziej poważny tekst. Niestety, samo pojęcie „uczciwości” w zestawieniu z ludźmi aktualnej władzy brzmiałoby mało poważnie.

Zajmijmy się więc gospodarnością, a właściwie jej brakiem. Znanych przykładów niesłychanej wprost niegospodarności naszego rządu, instytucji od rządu zależnych i organów administracji państwowej jest chyba jeszcze więcej, niż samych urzędników państwowych. A nikt nie wie, o ilu sprawach związanych z marnotrawieniem państwowego „grosza” jeszcze usłyszymy oraz o ilu opinia publiczna w ogóle się nie dowie.

Sprzedaż za bezcen, zniszczenie, czy doprowadzenie do likwidacji wielu państwowych zakładów pracy – to smutny fakt, który w różnych aspektach był już wielokrotnie omawiany.

Z kolei o takich przykładach marnowania państwowych pieniędzy, jak zakup pendolino, Stadion Narodowy, czy budowa niemal najdroższych w świecie autostrad słyszał pewnie każdy. Nie chodzi oczywiście o samą celowość zakupu pociągów, budowy stadionu, czy autostrad i dróg.

Podając te przykłady mam na myśli przede wszystkim niegospodarność przy planowaniu i realizacji tych inwestycji, co skutkowało nie mającym sensownego uzasadnienia wzrostem kosztów. Użyłem tu zwrotu „nie mającym sensownego uzasadnienia”, bo jak napisałem wcześniej – nie chcę tu prowadzić rozważań tyczących urzędniczej uczciwości.

Oprócz niegospodarności związanej z realizacją celów potrzebnych, mamy też do czynienia ze zwykłym marnotrawstwem, zahaczającym niekiedy o przekroczenie przepisów. Tak było np. z wydaniem przez minister Muchę pięciu milionów zł. na koncert Madonny. Tak było też moim zdaniem, z „odpuszczeniem” Rosjanom należnej nam kwoty ok. miliarda zł. za tranzyt gazu.

Wydawanie milionów złotych na ogłoszenia, czy reklamy w przychylnych rządowi mediach, to już zwyczajne wyrzucanie naszych pieniędzy w „błoto”. W mediach można znaleźć informację, że rząd w latach 2008 – 2012 za ogłoszenia i komunikaty – samej tylko GW zapłacił ponad 60 milionów zł. Reklamują i ogłaszają się ministerstwa, ZUS i inne instytucje państwowe, a chyba nie na tym powinna polegać praca na rzecz państwa i społeczeństwa. Jednak okazuje się, że umiejętność wydawania lekką ręką pieniędzy w rządzie premiera Tuska stanowi nie wadę, a wręcz atut. Tak było z minister Bieńkowską, którą za wydawanie unijnych pieniędzy chwalił premier i Pani minister odwdzięczyła się premierowi pokazując, że pieniądze rzeczywiście potrafi wydawać. Sławny już spot na dziesięciolecie naszej obecności w UE, którego wykonanie i emisja kosztowała nas ok. 7 milionów zł. - to moim zdaniem osiągnięcie niebywałe. W przeliczeniu na 1 sekundę spotu wydano kwotę ok. 115 tysięcy zł. To jest chyba rekord nadający się do księgi Guinnessa. Aż szkoda, że państwowi urzędnicy nie zarabiają tyle, ile wynosi np. średnia krajowa. Wtedy pewnie bardziej czuliby wartość pieniądza.

Często słyszymy, że rząd nie ma kasy, by wspomóc potrzebujących i pokrzywdzonych przez los. Jednak są pieniądze na premie dla i tak już dużo zarabiających urzędników. Są pieniądze na kosmiczne pensje ulokowanych na eksponowanych posadkach - partyjnych działaczy. Są środki na horrendalne odprawy prezesów i dyrektorów, a karuzela stanowisk ciągle się kręci.

Przeczytałem ostatnio, że pensje dla znajomych i działaczy partyjnych, zatrudnionych w tzw. gabinetach politycznych - kosztują nas rocznie ok. 500 milionów zł. Stać nas na taką rozrzutność?

Wygląda na to, że kiedy my, zwyczajni obywatele przyglądamy się każdej wydanej złotówce, to w ministerstwach i rządowych instytucjach nikt nie dba o tysiące, miliony i miliardy zł.

Swego czasu głośno było o meblach zakupionych dla MSZ-u. Fotele za kilkanaście tysięcy zł. sztuka, robiły spore wrażenie. Stół za 174 tysiące – również. Ale myślę, że właśnie tak się wydaje kasę, jeśli kupuje się dla siebie, albo płaci się zaprzyjaźnionym, a wydaje się pieniądze nie swoje. Tak się szasta pieniędzmi, jeśli się ma pewność, że za marnotrawienie ich nie poniesie się żadnej odpowiedzialności. Nawet większość wyborców nie potrafi przy urnach wyborczych zdyscyplinować i rozliczyć marnotrawców zabieranej nam w postaci podatków i opłat „krwawicy”.

Czy zastanawialiście się, ile może np. kosztować zwykła tabliczka z imieniem i nazwiskiem ministra przykręcona do drzwi jego gabinetu?

Rzeczpospolita podała informację, że taka tabliczka na drzwiach ministra Sawickiego kosztowała nas 2644,50 zł. Raptem tyle, co jedna noga od fotela ministra Sikorskiego.

 

Pozdrawiam wszystkich, a szczególnie bezrobotnych, rencistów i emerytów oraz wszystkich zarabiających miesięcznie poniżej ceny tabliczki z nazwiskiem Pana ministra.

 

PS. Publikuje również na Blog-n-Roll.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (27)

Inne tematy w dziale Polityka