Świat pełen jest dziwaków, zwykłych „jajcarzy” oraz wszelkiej maści kombinatorów i prowokatorów. Jedni wygadują wierutne bzdury, inni „robią sobie jaja” - bez względu na to, czy mamy aktualnie „prima aprilis”, czy święta Wielkanocne. Jeszcze inni wzięli sobie za punkt honoru, by wszystko wyszydzić, okpić, wyśmiać, czy nawet w niektórych przypadkach sprowadzić do poziomu „szamba”.
Kiedy zabiera głos „filozof” z Biłgoraju, lub filozof prof. Jan Hartman, to normalny człowiek zazwyczaj pokręci tylko głową, mając na uwadze fakt, jak nisko dzisiaj upadła filozofia.
Kiedy o etyce wypowie się prof. Środa, to uzmysławiamy sobie, że albo my nie mamy o etyce pojęcia, albo nie ma o niej bladego pojęcia szacowna Pani profesor. I w tym przypadku najsmutniejsze jest, moim zdaniem to, że profesorem etyki została właśnie ona, a nie np. jakiś baca z Zakopanego, czy gospodyni z Sulejówka.
Ale kiedy jakaś grupa nieodpowiedzialnych prześmiewców, czy cynicznych prowokatorów próbuje sobie „robić jaja” z ludzi wierzących, wszelkich religii i kultów, a na dodatek śmieje się jeszcze państwu w nos, to wydawałoby się, że państwo i jego instytucje powinny na to jakoś zareagować i sobie z czymś takim poradzić. Dla zachowania powagi prawa, zachowania systemu wartości czy choćby dlatego, aby zapobiec w przyszłości niepokojom społecznym, do których może dojść dzięki powstałym absurdom w egzekwowaniu prawa. Czy władza na czele z premierem Tuskiem nie zdaje sobie sprawy, że poprzez swoją niemoc pomaga otworzyć kolejną już puszkę Pandory?
Ostatnio głośno jest w mediach o wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, który uchylił decyzję Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji polegającą na odmowie wpisu do rejestru wyznań tzw. „kościoła latającego potwora spaghetti”, uzasadniając to względami formalnymi.
Portal tvn24.pl pisze w tej sprawie m. in. tak: -
„Zdaniem wielu religioznawców kościół de facto jest parodią religii. Na taką interpretację powołali się także eksperci, którzy przygotowali opinię dla resortu. Wskazali m.in., że doktryna kościoła zawiera "cechy parodii doktryn już istniejących, szczególnie chrześcijańskiej". Choć biegli podkreślili, że w samym parodiowaniu nie ma niczego nagannego, to nie może być ono uzasadnieniem do przyznania grupie statusu oficjalnej religii.”
Odkrywcza jest tu moim zdaniem opinia, że „w samym parodiowaniu nie ma niczego nagannego”. W samym parodiowaniu - rzeczywiście nie. Ale jeśli parodiuje się to, co dla wielu z nas jest świętością – czyli Boga, dogmaty religijne i przedmioty kultu? Czy to nie jest rodzaj znieważania wierzących i drwin z ich religijnych uczuć? Czy to nie mieści się w kategorii czynu świętokradztwa?
O „doktrynach” tego nowego tworu, który sami twórcy i media za ich przykładem nazywają „kościołem” - nie mam zamiaru pisać, bo to nie miejsce dla popularyzowania szczeniackich wygłupów. Nawet jeśli tak wygłupiają się ludzie, którzy z racji wieku powinni, moim zdaniem zachowywać się bardziej godnie i odpowiedzialnie. Wspomnę tylko, że ta grupa nazwała się „pastafarianami”, że przedmiotami ich kultu są durszlaki i że głoszą oni iż świat został stworzony przez „latającego potwora spaghetti”.
Tak sobie myślę, że taka zabawa mogłaby nawet być śmieszna, gdyby w taki sposób bawiły się małe dzieci w piaskownicy. My natomiast obserwujemy głupią zabawę ludzi dorosłych.
Ale, czy przy okazji próby rejestracji tego wyznaniowego absurdu nie ośmieszyły się nasze władze i nie stracił swojej powagi sąd?
Bo wyobraźmy sobie, że ta cała heca zakończy się rejestracją „kościoła latającego potwora spaghetti”. Co zrobi jakaś Pani sędzia, jeśli np. zdarzy jej się sprofanować „święty” makaron wyrzucając jego resztki do kubła na śmieci? A co zrobi jakiś Pan minister, jeśli zdarzy mu się wyrzucić na złom zużyty durszlak, który dla „pastafarian” jest przedmiotem religijnego kultu?
No cóż - w państwie prawa i Pani sędzia, i Pan minister, za znieważenie przedmiotu kultu religijnego powinni znaleźć się na ławie oskarżonych. I choć to absurd, to tak powinno działać prawo. Czy naprawdę tak wiele trzeba wysiłku umysłowego, aby sobie coś takiego wyobrazić?
Jeśli prawo ma być szanowane, to nie może sankcjonować prawnych absurdów. Tak uważam, choć myślę, że wysoki sąd chyba mojego zdania w tej sprawie nie podziela.
A co będzie, jeśli pojawią w otwartej przez warszawski sąd furtce kolejni fanatycy religijni?
Na przykład wyznawcy szczawiu, mirabelek albo papieru toaletowego?
PS. Publikuję również na Blog-n-Roll
Inne tematy w dziale Rozmaitości