Nie macie pracy? To koniec Waszych zmartwień. Z rynku pracy powiało przedwyborczym optymizmem. Wychodzi na to, że już jest dobrze, choć jeszcze nie beznadziejnie. Ale sytuacja podobno zmierza we właściwym kierunku. Tak więc dość zmartwień – przyszła wiosna.
Nasz premier w sprawie konfliktu na Ukrainie spisał się na medal. Powiedział to, co było trzeba i tak, jak trzeba było, więc Angela Merkel na pewno z jego postawy jest zadowolona.
Z kolei, jeśli cieszy się pani kanclerz, to całe Niemcy się cieszą.
Nie całe? - No to powiedzmy, że zdecydowana większość. Niemcy zaś tak już mają, że jak z kogoś są zadowoleni, to z chęcią nagrodzą go jakimś medalem, a czasem nawet i pomogą w inny sposób.
A, że kampania wyborcza u nas trwa, więc wcale mnie nie zdziwiło, że na portalu dziennik.pl, w dziale „Gospodarka” znalazłem artykuł pt. „To już pewne. Poprawia się sytuacja na rynku pracy”.
Sami powiedzcie, czy nie fajny prezent dla premiera, który aby żyć – musi utrzymać się przy władzy. Bo, jeśli się nie uda, to już nie będzie „życie”, tylko zwyczajna „wegetacja”.
Już po przeczytaniu samego tytułu, ma człowiek niejako przymus psychiczny, by na rządzących zagłosować, bo jednak się „poprawia”.
Dziennik.pl powołuje się na wstępne dane resortu pracy. Wynika z nich, że na koniec lutego br. - w stosunku do stycznia - zmniejszyła się ilość bezrobotnych zarejestrowanych w urzędach pracy. Aż o całe 3700 osób, a to już nie są przelewki. Moim zdaniem, to jest tak wielki sukces rządu, że w zasadzie wybory powinno się niezwłocznie odwołać, Platforma zaś powinna pozostać przy władzy przez „zasiedzenie”.
Dziennik podaje, że zarejestrowanych bezrobotnych mamy jeszcze w Polsce ponad 2 200 tys. Sprawdziłem, na koniec stycznia liczba ta wg GUS wynosiła 2 miliony 260,7 tys. – to faktycznie 60 tys. „ponad”.
Urzędy pracy dysponują dodatkowo złożonymi ofertami pracy w liczbie 46,7 tys. Wprawdzie procentowo stopa bezrobocia się nie zmieniła i wynosi 14%, ale przy takim sukcesie rządu nawet nie wypada wybrzydzać.
Dlatego, tak już tylko dodam z obowiązku, że w październiku 2007r, kiedy to „dyletanci” z PiS-u przekazywali władzę „profesjonalistom” z Platformy - stopa bezrobocia wynosiła 11,3%, zarejestrowanych bezrobotnych było 1724,3 tys., zaś w urzędach pracy było zgłoszonych 112,2 tys. ofert pracy. I tak jeszcze tylko dla zaspokojenia ciekawości, kiedy PiS przejmował władzę po SLD (na koniec 2005r.) – stopa bezrobocia wynosiła 17,6% (dane podaję za GUS).
Minister pracy teraz cieszy się z tego, że ubyło bezrobotnych, a jeszcze bardziej, że po raz pierwszy od 2008 r. lutowe bezrobocie było niższe niż styczniowe. Portal pisze, że to zdaniem ministra: -
„ma dowodzić, że na rynku pracy wreszcie mamy do czynienia z długo wyczekiwanym ożywieniem.” Minister pracy zawsze wydawał mi się taki blady i bez życia, dlatego ucieszyło mnie, że się doczekał ożywienia. I w zasadzie nie musiał aż tak długo czekać. Sześć lat rządów koalicji PO i PSL, to chyba nie tak długo, choć rozumiem, że niektórzy mają powody, aby się im ten czas dłużył.
A tak nieco poważniej, to do pana ministra chyba jeszcze nie dotarło, że przyszła wiosna. Ta kalendarzowa teraz, ta prawdziwa przynajmniej o miesiąc wcześniej. „Sorry – akurat taki mamy klimat”.
Podobnego kalibru sukces ogłosił również minister zdrowia. Pamiętacie jeszcze, że miał do wiosny mocno ograniczyć długość kolejek do lekarzy? Przepraszam – nie tak, bo wtedy trzeba by go było odwołać. Już się poprawiam. Pan minister Arłukowicz miał tylko przygotować propozycje, które doprowadzą do skrócenia kolejek. Teraz chyba jest dobrze.
Przyszła wiosna i jest przygotowana propozycja. Pan minister ogłosił swoją koncepcję skracania kolejek do lekarzy. Na pierwszy ogień poszła walka z kolejkami do leczenia onkologicznego.
Pan minister powiedział – „pacjent, u którego podejrzewa się chorobę nowotworową, musi być jak najszybciej zdiagnozowany i rozpocząć leczenie”.
Co racja, to racja – ten Arłukowicz, to musi być jakiś mądry człowiek. Tak od razu trafił w sedno.
I jak mądrze wymyślił? „Szybka diagnostyka i terapia”, „karta pacjenta onkologicznego”, „skoordynowana opieka”, „indywidualna ścieżka leczenia”, „pogłębiona diagnostyka”, „konsylium ustalające sposób i harmonogram leczenia”, „indywidualny koordynator leczenia, którym może być np. pielęgniarka” i „program stałej długofalowej opieki przygotowany przez specjalistę”.
Teraz widzę, że rzeczywiście potrzeba było czasu, żeby to wszystko tak mądrze nazwać.
Na dodatek okazało się, że jest to możliwe, bez jakichkolwiek dodatkowych nakładów na służbę zdrowia i że zostaną zniesione wszelkie limity na leczenie onkologiczne. Wiedzieliście, że tak można?
Tak sobie teraz myślę, jakiej klasy trzeba być specjalistą, i ilu trzeba mieć doradców, żeby wreszcie dokonać tak przełomowego odkrycia.
Ale spokojnie z tą euforią. Jak wyszło z materiału przedstawionego w „Wydarzeniach” Polsatu – leczenie będzie podjęte jak najszybciej, ale to nie znaczy, że od razu. W sumie od podejrzenia choroby do zaplanowania leczenia ma nie minąć więcejniż 9 tygodni. I jeszcze, żeby było śmieszniej, pomysł ministra ma zostać wprowadzony w życie od 1 stycznia 2015r. – tak, aby pan minister mógł jakoś godnie dociągnąć do końca kadencji.
A po tym, to i tak winą za wszystko obarczy się PiS.
PS. Publikuję również na Blog-n-Roll
Inne tematy w dziale Polityka