Dwa dni temu opublikowałem tekst o Jacku Protasiewiczu, który zatytułowałem „Dobry człowiek z Platformy”. W związku z jego zachowaniem na lotnisku w Niemczech, o europośle z PO, od dwóch dni piszą bardziej, lub mniej krytycznie - niemal wszystkie media. Nawet premier określił zachowanie swojego partyjnego kolegi, jako „niestosowne”.
A mnie, nie wypada tak z dnia na dzień zmieniać zdania, więc muszę stanąć w obronie jego dobrego imienia. Na początek stwierdzam więc kategorycznie, że Jacek to jest bardzo dobre imię.
Kto słuchał tłumaczeń samego Protasiewicza, ten doskonale wie jak było. Mało tego, ma do dyspozycji kilkanaście różniących się od siebie wersji tego zdarzenia, więc może sobie wybrać taką, która najlepiej do niego przemawia. Zaznaczam też, że każda z tych wersji jest dla przewodniczącego struktur dolnośląskiej Platformy pochlebna. Już samo to świadczy wyraźnie, że Jacek Protasiewicz jest ofiarą. Nie potrafię więc zrozumieć tego, dlaczego pisze i mówi się w tym kontekście o nim krytycznie. Pisze się np. o jego „antyniemieckiej fobii” – co dla tego prominentnego działacza Platformy musi być szczególnie obraźliwe. Tworzy się jakieś memy, które mają ośmieszyć europosła, tak jakby to było jeszcze potrzebne. Nie powiem, dość zabawne, ale czy Jacek Protasiewicz nie ośmieszył się już dostatecznie sam? Ktoś nawet napisał o nim „polski sarmata” i teraz nie wiem, czy go bronił, czy chciał obrazić.
Uznałem więc, że dość już tego wyśmiewania i krytykowania szefa kampanii wyborczej Platformy, bo jeśli to potrwa dłużej, to jeszcze nie zostanie wybrany do Europarlamentu, a założenie było takie, że miał uzyskać w wyborach jeszcze więcej głosów, niż inna „lokomotywa” Platformy - Henryka Krzywonos. Spróbujmy więc pewne sprawy wyjaśnić i sprostować niektóre bezczelne oskarżenia oraz pomówienia - przynajmniej te najbardziej krzywdzące dla tego światłego Europejczyka.
Powszechnie wiadomo, że we wtorek 25 lutego br. na lotnisku we Frankfurcie przewodniczący dolnośląskich struktur PO i europoseł Jacek Protasiewicz - został bezprzykładnie zaatakowany przez połączone siły niemieckiej służby celnej i niemieckiej policji zmotoryzowanej. Dla tej, nie mającej precedensu, od zakończenia II Wojny Światowej, napaści na tak wysokiego rangą urzędnika europejskiego, nie może być żadnego usprawiedliwienia. Mam nadzieję, że kanclerz Niemiec Angela Merkel wzniesie się ponad niemiecką małość i przynajmniej naszego europosła za ten karygodny incydent przeprosi, a ludzi winnych tej prowokacji – stosownie ukarze. Napisałem tu „incydent”, bo nie chcę jeszcze bardziej zaogniać i tak już mocno napiętej z tego powodu sytuacji międzynarodowej.
Media podają dzisiaj, iż znalazł się naoczny świadek opisywanych zdarzeń. Portal wpolityce.pl pisze tak: -„Mężczyzna, który leciał do Kataru, gdzie pracuje podkreślił, że sytuacja nie wyglądała tak, jak przedstawił to Protasiewicz.
Zacznijmy od tego, że z pewnością był po wpływem alkoholu. Nie były to na pewno dwie buteleczki wina z pokładu. Człowiek po takiej ilości wina tak się nie zachowuje. (…) Nie przewracał się, jak to opisał "Bild", ale był pijany. I to mocno. To, co opowiada teraz, że wypił dwie małe buteleczki wina, to bzdura. Czuć było od niego alkohol. Potem w bezczelny sposób podszedł do jakiegoś mężczyzny - nie wiem, czy był to pasażer, czy ktoś z obsługi lotniska, i wyrwał mu po chamsku wózek na bagaże. (…) Nie wiem, kim był ten człowiek. Wózek jednak z pewnością miał tylko jeden. A poseł mu go odebrał, po prostu wyrwał
- powiedział naoczny świadek zdarzenia. Mężczyzna potem widział, jak europoseł chciał zignorować strażnika i odejść. Kiedy celnik zablokował wózek Protasiewicza zaczęła się awantura.”
Jak tak można kłamać i pomawiać?
Przecież my dobrze wiemy, jak było naprawdę - z wyjaśnień poszkodowanego Protasiewicza.
Pierwsza sprawa. Komu Protasiewicz zabrał wózek? Po prostu zabrał wózek facetowi, który te wózki „kolekcjonował”, ale wpierw do niego zawołał, że chce jeden. Więc chyba mógł go zabrać, zwłaszcza, że ciążył mu bagaż. A, że „kolekcjoner” miał w kolekcji tylko jeden wózek? Co to za kolekcjoner? – Ma tylko jeden eksponat i jeszcze wciska się z nim na miedzynarodowe lotnisko.
Następna rzecz. Posądzenie, że człowiek o tak wysokiej kulturze osobistej w wymiarze, co najmniej europejskim – o to, że był pijany – to moim zdaniem zwykła potwarz. Przecież, jak świadek sam mówi – Protasiewicz się nie przewracał. Nawet wózek przejął od kolekcjonera nadzwyczaj sprawnie, z czym – jako „mocno pijany”, miałby niewątpliwie kłopot.
Świadek nie mówi też, o tym, co w tej sprawie najważniejsze – o tym, że celnik był młody, krótko ostrzyżony i przypominający kibiców piłkarskich, czyli prawdopodobnie zwykły niemiecki „kibol”. Kto w ogóle wpuścił go na lotnisko? A pan Protasiewicz nie ma nawet do młodego Niemca pretensji - o to, że akurat tak wyglądał, choć to wstyd, że ktoś o takim wyglądzie jest urzędnikiem państwowym. Powyższe uwagi dotyczą oczywiście niemieckiego celnika, który ośmielił się na dodatek wydawać wiceprzewodniczącemu Parlamentu Europejskiego jakieś polecenia.
I już tak na koniec dla przemyślenia. Mamy z jednej strony wyjaśnienia wysokiej rangi urzędnika europarlamentu i zarazem prominentnego działacza Platformy Obywatelskiej. Z drugiej strony słowa świadka – zwyczajnego robotnika. To kto mówi prawdę, a kto kłamie?
Wiem, niepotrzebnie pytałem, a tak dobrze mi szło.
PS. Publikuję również na Blog-n-Roll
Inne tematy w dziale Polityka