W mojej notce pt. Emerytury - uwagi do opinii Prof. Witolda Orłowskiego pisałem m. in.:
17 lutego br, na stronie rp.pl w dziale „Gospodarcze opinie” znalazłem dwa teksty. Znani ekonomiści: Witold Orłowski (w tekście „Referendum w sprawie arytmetyki”) i Ryszard Petru (w tekście „Musimy pracować dłużej”) podzielili się z czytelnikami swoimi przemyśleniami na temat reformy emerytalnej (chociaż skłaniam się bardziej ku opinii, że napisali to, co trzeba było napisać). Mimo to namawiam do przeczytania i przemyślenia, bo teksty te (moim zdaniem) stanowią doskonały przykład na „pranie mózgu”, jakiemu w sprawie podniesienia wieku emerytalnego jesteśmy poddawani. Znamienne jest już samo to, że zamieszczono tylko te dwie opinie, że uczyniono to w piątek (aby wisiały dłużej), i że obydwie mają niemal identyczny poziom fachowości (brawa dla rp.pl za trzymanie poziomu, obiektywizm i zamieszczanie tekstów nie tylko polemicznych ale i zmuszających do myślenia). Można zauważyć, że podobnie w tzw. debacie emerytalnej postępuje zdecydowana większość mediów głównego nurtu. Skoro Pan Premier stwierdził, że wiek emerytalny musi zostać podniesiony, to cała rzesza opiniotwórczych ekspertów, dziennikarzy i celebrytów nie ma wyjścia. Trzeba zakasać rękawy i do roboty.
Skoro odniosłem się do opinii Prof. Witolda Orłowskiego, byłbym nie w porządku, gdybym opinię Pana Ryszarda Petru zostawił bez komentarza.
Już samym tytułem „Musimy pracować dłużej” Pan Ryszard Petru zgodził się chyba z moją tezą, że ekonomiści i inni eksperci nie mają wyjścia, muszą zakasać rękawy i ostro wziąć się do roboty. Pracujcie więc, jeśli trzeba dłużej Panie Ryszardzie (przepraszam, że się spoufalam), ale raczej nad tym, co zrobić, by system emerytalny właściwie funkcjonował bez podnoszenia podatków i wieku emerytalnego. Tyle mądrych głów i co? Nie da się? Nie wierzę!
Swój tekst autor zaczyna tak: (w oryginale bez pogrubień).
Jako społeczeństwo żyjemy coraz dłużej. Musimy więc dłużej pracować, aby nasze emerytury wystarczyły na mniej aktywną część życia.
Może to i prawda, ale nie do końca. A może wystarczyło by pracować wydajniej, stworzyć więcej miejsc pracy dla bezrobotnych, zatrzymać młodych w kraju, zamiast ekonomicznego przymuszania ich do emigracji, czy zlikwidować możliwość zawierania o pracę tzw. umów śmieciowych? Abstrahując od tych retorycznych pytań, przecież zamiast podnoszenia wieku emerytalnego podobny efekt dotyczący wysokości naszych emerytur można uzyskać np. chociażby przez wyższe zarobki. Tak więc uważam, iż my wcale nie musimy pracować dłużej, chyba że społeczeństwo da się zbajerować i pozwoli na ustawowe podniesienie wieku emerytalnego.
Dalej pisze autor m. in.
W nowym systemie emerytalnym wczesna emerytura musi być niska! W systemie, w którym emerytura zależy od wysokości wpłaconych składek i wieku zakończenia aktywności zawodowej, wczesny wiek emerytalny oznacza niższy kapitał podzielony przez większą liczbę lat. Szczególnie dotyczy to kobiet, które dziś mogą przechodzić na emeryturę o pięć lat wcześniej niż mężczyźni. To tak naprawdę w ich interesie jest późniejszy wiek emerytalny, bo inaczej będą skazane na bieda-emerytury.
W kwestii rynku pracy potrzebne jest dłuższe wyjaśnienie. Myślenie o zastępowalności miejsc pracy zwalnianych przez osoby przechodzące na emeryturę i tych, którzy wchodzą na rynek pracy, jest wciąż silnie obecne.
I znów muszę się z autorem nie zgodzić. Bo jak to jest? Jeśli, jak pisze autor, wielkość emerytury zależy od zmiennych: wysokości wpłaconych składek i wieku zakończenia aktywności zawodowej, to dlaczego zmiana jednego z tych składników ma skutkować tym, że zacytuję jeszcze raz autora „emerytura musi być niska!” Przecież to nieprawda! Czy dobrze zarabiając nie może ktoś uzbierać na koncie emerytalnym wielokrotnie więcej, niż ktoś inny pracując o kilka lat dłużej? A jeśli tak, to dlaczego musi być niska? Manipulacja? Przepraszam, trochę się uniosłem, ale już siadam i piszę dalej.
Muszę przyznać, że w tej części tekstu najbardziej wzruszyła mnie troska autora o interes kobiet. Aż się popłakałem. Po odłożeniu ręcznika przyszła refleksja. Czy nie tak właśnie martwią się sępy o los ofiar, które jeszcze dają oznaki życia? Jeśli kogoś martwi los kobiet, to niech działa w tym kierunku, by same mogły decydować, czy chcą wcześniejszej i niższej emerytury, czy wolą pracować dłużej. To samo dotyczy i mężczyzn. Po co wszystkich na siłę uszczęśliwiać? Czy nie przyszło autorowi do głowy, że można zaznać więcej szczęścia poświęcając na starość czas swojemu hobby lub wnukom, niż pomnażaniu w pocie czoła mamony?
Przechodząc do problemu zastępowalności miejsc pracy, naprawdę chciałbym zrozumieć autora, ale nie potrafię. Jeśli ktoś odchodząc na emeryturę zwalnia miejsce pracy, to ktoś inny na to miejsce przychodzi, czy nie? Istniejący na rynku pracy, czy wchodzący? Jeśli założymy, że szanowny autor zwolni (czego mu nie życzę) swoje miejsce pracy to przecież, mając na uwadze ważność jego stanowiska pracy, ktoś inny będzie je musiał zająć. Wiadomo, że na pewno nikt „wchodzący” na rynek, ale ktoś, kto już w firmie zaistniał, a biorąc pod uwagę fachowość, klasę i pozycję autora może i dwóch „ktosiów”. Tych z kolei trzeba zastąpić takimi, co zaistnieli, jakby mniej. A na ich miejsce? Może jednak jakiś wchodzący na rynek pracy młody magister? Więc po co ten cały pokrętny wywód o zastępowalności?
W dalszej części autor wypowiada jeszcze wiele innych, na swój sposób ciekawych opinii. Dla ilustracji, wybiórczo kilka ciekawszych:
-Takie zależności są trudne do uchwycenia, gdyż ci, którzy korzystają z krótszego tygodnia pracy, zwykle nie zauważają tych, którzy pracę tracą, i tych, którzy nie mogą jej znaleźć.
-Wcześniejsze emerytury to większe bezrobocie
-Mianowicie problemy 50-latków na rynku pracy wynikają z tego, że przedemerytalny okres ochronny zniechęca pracodawców do zatrudniania osób, których w niedługim czasie nie będą mogli zwolnić, gdyby zaszła taka potrzeba.
-Trzeba też pamiętać, że miejsca pracy zwalniane przez 60-latków nie są tymi, których poszukują młodzi.
I na zakończenie autor pisze:
Trzeba jasno tłumaczyć zależności
W dyskusji na temat wieku emerytalnego potrzebne jest jasne i obrazowe tłumaczenie opinii publicznej zależności pomiędzy wiekiem emerytalnym a standardem życia. Jak wspomniałem, większość argumentów jest nieintuicyjna – wymaga spokojnej rozmowy i wyliczeń, a nie referendów czy walki na sztandary. Mamy to szczęście, że – jako społeczeństwo – żyjemy coraz dłużej, musimy więc dłużej pracować, aby nasze emerytury wystarczyły na mniej aktywną zawodowo część życia. Podwyższanie wieku emerytalnego jest więc nieuchronne, pytanie tylko, kiedy i w jakim tempie. Znacznie lepiej jest to robić w sposób zaplanowany i stopniowy, niż pod wpływem kryzysu być zmuszonym do skokowych i nagłych zmian
Kapłani ekonomi i bracia pokrętnych ścieżek próbują nas przekonać, że przez podniesienie wieku emerytalnego tworzą nam raj na ziemi. Motając ludziom w głowach, pisząc półprawdy, unikając przedstawienia innych możliwości pisze się jednocześnie o potrzebie jasnego i obrazowego tłumaczenia opinii publicznej zależności pomiędzy wiekiem emerytalnym a standardem życia. Ta opinia publiczna musi być naprawdę ciemna.
Aż chciałoby się za autorem powtórzyć, że „Mamy to szczęście, że – jako społeczeństwo – żyjemy coraz dłużej, musimy więc dłużej pracować”.Czy tak naprawdę wygląda, lub ma wyglądać szczęście? Trzeba by pewnie zapytać tych nieszczęśliwych dwudziestolatków, co nie mogą dostać pracy i tych szczęśliwych sześćdziesięciolatków, co ich pokręcone artretyzmem nogi same do pracy niosą. Może trochę przesadziłem, ale jeśli tak, to pytam - a czy autor nie przesadził? Drogi autorze, jeśli tłumaczenie ma być jasne, to powiedzmy ludziom prawdę, że przy podniesieniu wieku emerytalnego, tak naprawdę chodzi o to, by w konsekwencji pobierać od ludzi pieniądze dłużej, a płacić im emeryturę przez dwa lata (kobietom 7 lat) krócej. A jeżeli tłumaczenie ma być obrazowe, to nie bójmy się stwierdzić, że na „zielonej wyspie” kasa jest pusta.
Inne tematy w dziale Gospodarka