Recenzent JM Recenzent JM
1490
BLOG

Piet Mondrian: kreski, nieziemskie drzewa i maść na hemoroidy

Recenzent JM Recenzent JM Sztuka Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Dzisiaj w cyklu „Sztuka współczesna i nowoczesna na wesoło” kolejna ikona światowego malarstwa. Pieter Cornelis Mondriaan (bo o nim mowa) - holenderski artysta malarz znany bardziej jako Piet Mondrian (1872 – 1944), swoją przygodę z malarstwem rozpoczął od rysunku oraz kopiowania dzieł znanych mistrzów. Później malował pejzaże (i całkiem nieźle mu to wychodziło), ale (niestety) dał się uwieść malarstwu nowoczesnemu. Było więc spotkanie z kubizmem, szukanie swojej artystycznej drogi w dżungli abstrakcji i „sukces” w postaci stworzenia własnego stylu, któremu nadano nazwę neoplastycyzmu... więc, jak widzicie mamy do czynienia z kolejnym mistrzem.

Jego wczesne obrazy (szczególnie wspomniane pejzaże) świadczą, że malować potrafił, ale nie chciałbym się skupiać akurat na nich, bo przecież nie one przyniosły mu sławę i uznanie.

W latach 1908 -1910 powstało jedno z jego najbardziej znanych dzieł – obraz zatytułowany „Wieczór, czerwone drzewo”. Zdjęcie obrazu zamieściłem poniżej i od razu przyznaję, że to płótno rzeczywiście coś w sobie ma.

image


Niedługo potem wyjechał do Paryża, nawiązał stosunki z tamtejszą awangardą i drzewa namalowane w 1912 roku wyglądały już tak:

image


Płótno z lewej, to „Szare drzewo”, choć w literaturze można spotkać się również z nazwą „Srebrzyste drzewo”. Drugi obraz nazywa się kwitnąca jabłoń, więc trzeba przyjąć na wiarę, że też przedstawia drzewo.

Po powrocie do Holandii pojawiły się jeszcze bardziej zadziwiające dzieła, jak chociażby te zamieszczone poniżej:

image


Pierwsze „dzieło” (tym razem od prawej strony), to bynajmniej nie jest holenderska pisanka, tylko „Kompozycja owalna” z 1914 roku, dla której natchnieniem stał się podobno jeden z budynków, za to drugie płótno... to już dużo większy kaliber sztuki.

Prawdziwe arcydzieło (namalowane w 1915 roku) nazywa się „Molo i ocean”, jest to olej na płótnie o rozmiarach (85cm x 105 cm) i szczyci się nim Muzeum Kroller-Muller w Otertlo.

Tak, już można się podnieś z klęczek i otrzepać kolana, a kogo „molo” ani domalowany „ocean”... nie rzuciły na kolana, to od razu uprzedzam - trzeba będzie jeszcze sporo popracować nad zrozumieniem sztuki nowoczesnej i ogólnie nad swoją artystyczną wrażliwością.

Na początek proponuję stosowny fragment książki „Jak czytać sztukę”:

„Mondrian uchwycił istotę neoplastycyzmu w 1917 roku, po długim i rozważnym procesie malarskiej transformacji. Po kubistycznych początkach obrazy takie jak ten stanowią decydujący moment „niepowrotu” w jego ewolucji. Dzieła te należą do serii, którą niektórzy historycy nazwali „więcej/mniej”, zrealizowanej w latach 1914-1917...

Ograniczona owalem – schematem formalnym odziedziczonym po kubizmie – rozciąga się mnogość poziomych równoległych płaszczyzn, nieba i oceanu, zakłóconych jedynie przez elegancką aluzję do mola; ono przecina oba pola maleńkimi liniami pionowymi, jest niczym skrót perspektywiczny. Jakiekolwiek odniesienie do pejzażu jest zredukowane do fragmentarycznej i abstrakcyjnej kratki znaków + i -, w zgodzie z kodem neurologicznym, który nie interpretuje wrażeń, lecz odwołuje się do szarej substancji, do naszych możliwości poznawczych. Za pomocą tej sieci oznaczeń geometrycznych Mondrian chce zarzucić sieć na cały świat, tak by ten wkroczył, zredukowany, do naszej świadomości, i nie zakłócał sfery emocji i napięć. Równowaga pomiędzy „więcej” i „mniej” ma być najlepszą gwarancją pogody i odpoczynku.”

Nie wiem, czy wszyscy pojęli głębię tej wypowiedzi. Generalnie chyba chodzi o to, że to co do tego momentu w sztuce Mondriana można było określać, jako „świetne” lub „znakomite” – teraz trzeba będzie uznawać za genialne... a filozofia „więcej/mniej” - oznacza (moim zdaniem) więcej kasy, za mniej naniesionej na płótno farby.

Po wyjściu z oceanu (czarnych, czy szarych kresek) na sztalugach mistrza pojawiły się malarskie dzieła doskonałe, jako niedościgły wzór sztuki neoplastycyzmu... czyli np. takie (zielone tło sam dodałem):

image

Autorka przywołanej już wcześniej książki pisze o tym m. in. w takich słowach:

„W tej walce z konkretem Mondrian docenia kąt prosty, jako wartość samą w sobie; wyklucza on jakiekolwiek zaskoczenie i wstrząs i jest symbolem równowagi przeciwieństw. Zestawienie prostopadłych linii wycisza gestykulację, która zawiera się w przedmiotach, a geometria staje się formą odpoczynku...

W roku 1919, po zakończeniu wojny, Mondrian wraca do Paryża, gdzie posunie jeszcze dalej dzieło malarskiego „ogołacania”, redukując liczbę elementów – mniej linii, mniej koloru, więcej próżni...

Wtedy zaczyna tworzyć te romby; nie rezygnuje z prostopadłej siateczki, lecz jednocześnie obraca ramę i zawiesza ją na jednym z rogów. W ten sposób osiąga największy stopień elementarności i formalnej neutralności, stosując typ kompozycji zwany „all over”. Czarne linie wydają się wychodzić poza ramę, która z trudem powstrzymuje ich dążenie, by przedrzeć się przez granice malarstwa i uciec w stronę tego Absolutu, będącego obsesją twórcy. To czysta forma nowoczesnego ducha.”

Zaraz pewnie zapytacie – o jakie tu chodzi romby? Ano... w zasadzie nadal o kwadraty, tyle, że odchylone od pionu i poziomu o 45 stopni, czyli o takie, jakich przykłady podaję poniżej:

image

Robią wrażenie – prawda? Jeśli ktoś chciałby mieć na własność taki szczyt „elementarności” i „formalnej neutralności”, to dobrej jakości kopię rombu (np. tego pierwszego z lewej) na bawełnianym płótnie Canwas 360 (o rozmiarach 50cm x 50cm) - może sobie kupić w necie za 53, 84 zł (plus koszt dostawy) i jest to okazja, bo wcześniejsza cena wynosiła 55.50 zł.

Dodam jeszcze, że twórczość Mondriana, w formie mody, fascynacji, czy wzornictwa - wniknęła do wielu dziedzin życia (tak piszą fachowcy od sztuki). Ja bym tu (do wymienionych w literaturze fachowej dziedzin) dorzucił jeszcze farmację... kto oglądał w telewizji reklamę pewnej maści na hemoroidy, na pewno się ze mną zgodzi.

Mnie jednak najbardziej zafascynowały te drzewa, dlatego pod natchnieniem świerka - takiego (mocno zredukowanego), który najbardziej pasował mi do neoplastycyzmu... stworzyłem abstrakcję drzewa.

image


W niczym nie przypomina drzewa? No, bez żartów... - nie patrzyliście nigdy z bliska (przedwieczorną porą) na oblany żywicą pień ściętego świerka?...

Tego się obawiałem, dlatego też nadałem obrazowi tytuł: „Samiec alfa”.

Ps. Pewnie dobrze wiecie, że obraz drzewa otwierający niniejszy rozdział, to płótno Vincenta Van Gogha znane pod nazwą „Kwitnący migdałowiec” (lub „Drzewo migdałowe”). Zamieściłem je dla porównania z drzewami Mondriana... i dlatego, że bardzo je lubię.


Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Kultura