Mr Gumby Mr Gumby
215
BLOG

Marek Kondrat mimo woli pokazuje gdzie go boli

Mr Gumby Mr Gumby Kultura Obserwuj notkę 14
Jak się człowiek śpieszy to się diabeł cieszy. Lepiej późno, niż wcale, jak powiedział facet, który spóźnił się na pociąg. Takie i inne ludowe mądrości niech będą usprawiedliwieniem, że dopiero dziś, po pięciu dniach, komentuję wypracowanie Marka Kondrata z przedświątecznego numeru Dziennika. Po pierwsze dopiero dziś znalazłem chwilę, żeby usiąść nad klawiaturą, po drugie, od pierwszej piątkowej lektury smakuję ten tekst jak koneser win nową odmianę jakiegoś chateau chateaulette.

Pan Kondrat zaczyna od razu z wysokiego poziomu:

"W każdym kraju powinno istnieć wyspecjalizowane ciało, które w wyjątkowych sytuacjach powie, że pewne rzeczy są niemożliwe. Niestety, nie było ciała, które alarmowałoby, że niepojęte jest, by w jednym kraju premierem był brat bliźniak prezydenta. A konsekwencje tego są niebezpieczne, bo jeden jest zakładnikiem drugiego."

Jeden akapit, a tyle materiału do analiz! Co smaczniejsze kawałki pozwoliłem sobie pogrubić. No to jedźmy, za koleją, jak mawiali starzy Polacy.

W każdym kraju. Prawdziwie globalny postulat. Widać, że z pana Marka nie żaden wieśniak z zaścianka tylko świata obywatel i zamiary reformatorskie ma nie w kij dmuchał.Wypadałoby jakiś list do ONZ napisać, albo konferencję  międzynarodową zwołać, której sygnatariusze zobowiązaliby się do ustanowienia narodowych urzędów ds. normalności. A może jakiś międzynarodowy trybunał normalności, z siedzibą w Warszawie?

W każdym jak w każdym, domyślam się, że najbardziej pana Marka boli, że w naszym kraju takiego ciała nie ma. Tyle mamy ciał, jedno atrakcyjniejsze od drugiego, trybunały, izby, sądy a żadne nie potrafi powstrzymać rzeczy niemożliwych. Czy potrzebne nam kolejne ciało? Ja bym polemizował. Wystarczy przecież wprowadzić do konstytucji zapis, że to co niemożliwe jest zakazane. A na straży konstytucji stoi przecież Trybunał Konstytucyjny. W kodeksie karnym należałoby przewidzieć sankcje za robienie rzeczy niemożliwych, kwalifikując je jako zbrodnię. Każde ze stronnictw powinno te zmiany  poprzeć, licząc na to, że będzie to przepis martwy - rzeczy niemożliwe obiecuje każde z nich w trakcie kampanii wyborczych i nigdy nie realizuje. Ze strony logiki formalnej można by mieć wątpliwości po co taki zapis, ale potraktujmy to jak suplement diety - jeśli nie pomoże, to na pewno nie zaszkodzi. Można by pokusić się o rozbudowę zapisu, że zabronione jest także to co niepojęte, ale po pierwsze mogłyby tu zaprotestować kościoły i związki religijne, a po drugie niepojętość jest subiektywna - to co niepojęte dla Marka Kondrata, może być obiektywnie bardzo dobrze pojmowalne.

Taka propozycja może jednak nie przejść, bo p. Kondratowi zależy, żeby było to ciało wyspecjalizowane. Na czym miałaby ta specjalizacja polegać? W połowie musieliby chyba takie ciało zasilić spece od normalności, a w połowie - wprost przeciwnie. Jak sprawdzać ich kwalifikacje? Do tej drugiej kategorii ja np. zgłosiłbym Kubę Wojewódzkiego, prezentującego swe kwalifikacje regularnie. A może zdać się na intuicję inicjatora akcji? W ustawie powołującej Ciało można by zawrzeć zapis, że w połowie składa się ze znanych aktorów, a w połowie - z doświadczonych winiarzy. Marek Kondrat mógłby wtedy sam robić za dwuosobowe Ciało, jako jeden w dwóch osobach. Rozbudowa składu - przez  kooptację.

Poświęcić trzeba uwagę sztandarowemu przykładowi niepojętej nienormalności - bliźniakom u władzy. Taki absurd nigdy by już nie wystąpił, zablokowany przez Ciało. Co więcej, jeśli idea walki z nienormalnością (normofobią?) rozszerzyłaby się na cały świat, to nie musielibyśmy już nigdy oglądać tak niepojętych nonsensów jak dynastia Bushów czy Kennedych. I nigdy więcej żony ex-prezydentów nie próbowałyby zająć ich stanowisk - żegnaj, Hilary, żegnaj, Jolanto! Chyba warto?

Teraz poważniej. Takie nawoływania o wyspecjalizowane ciało słyszałem wielokrotnie. Tylko w innej konwencji i w mniej snobistycznym wydaniu. To raczej ludzie klasyfikowani jako elektorat Leppera, zwykli gardłować, że ktoś, panie, powinien zrobić porządek, bo nie może być tak, że... Jak widać, nasze elity mocno tkwią w ludowym mainstreamie, lata edukacji pozwoliły tylko zastąpić mitycznego kogoś - wyspecjalizowanym ciałem.

Bierzmy na warsztat następny kawałek lubianego artysty:

"Dla mnie moment zmiany ustrojowej 19 lat temu, przypieczętowany przystąpieniem Polski do układu z Schengen i rzeczywistym otwarciem granic, jest spełnieniem radości życia. Spełnieniem marzeń, o których sądziłem, że spełnienia nie dożyję. Podróżowałem w swoim życiu sporo i zawsze doznawałem uczucia, że nie przynależę do świata ludzi normalnych, cywilizowanych, zadowolonych. Konsumujących życie na miarę swoich aspiracji i potrzeb. Chciałem im wykrzyczeć, że też jestem wykształcony, że znam ich języki.

Dziś już nie muszę. To się dokonało: przynależymy do miejsca, w którym zawsze chcieliśmy być. "

Zwróćmy uwagę, że podmiot liryczny opowiada tu szeroko o swoich wewnętrznych przeżyciach - zgodnie z podmiotu lirycznego definicją. A były to przeżycia dość żałosne. Bo jeśli rozumieć wypowiedź dosłownie, to należy przyjąć, że pan Kondrat czuł się nienormalny, niecywilizowany i niezadowolony.

Powody takich autorefleksji mogły być dwa.

Pierwszy: straszne kompleksy p. Marka. No dobra, umiem jeść nożem i widelcem... ale czy na pewno nóż w prawej? A czy mój angielski nie jest zbyt sztuczny? A te kasowniki w autobusie takie fikuśne, wstyd spytać, pomyślą żem ze wsi, to już lepiej przejść pieszo.

Drugi: być może rozmówcy autora dawali mu odczuć swoją wyższość. Traktowali go jako kretyna, podejrzliwie sprawdzali czy umie używać sztućców i czy po użyciu nie chowa ich do kieszeni. Kiedy odzywał się w ich języku (nie krzycząc) dyskretnie szukali wzrokiem brzuchomówcy. Dobrze zresztą, że nie krzyczał, bo to faktycznie nie jest przyjmowane jako oznaka ogłady. Ale jeśli tak, jeśli faktycznie takich ludzi spotkał w Europie, to może powinien się zdobyć na refleksję, że to im czegoś brakuje - wiedzy, taktu, empatii? Ale trudno o taką refleksję, gdy jest się wypełnionym własnymi kompleksami.

A tak właśnie moim skromnym zdaniem jest. Długo przed akcesją kolega opowiadał mi, że w licznych podróżach po świecie nigdy nie był natrętnie poddawany kontroli na granicach i nigdy nie kwestionowano np. celu jego podróży. - Europejsko, rozumiesz! Z luzikiem trzeba podchodzić! Bo jak się zgarbisz i zaczniesz na boki oczami strzelać, to zaraz cię na osobistą wezmą, albo na prom z powrotem wykopią! Widać brakło p. Kondratowi tej pewności.

Ale oto coś się poprawiło! Dziś już nie muszę. Co się takiego stało? To proste. Po pierwsze wstąpiliśmy do UE, po drugie zlikwidowaliśmy szlabany. Dzięki temu zyskaliśmy na czole stempel: Europejczyk. A małą czcionką: cywilizowany. Normalny. Zadowolony.

I tu pora na wyjaśnienie genezy tytułu. Otóż parę dekad temu, gdy nosiłem jeszcze szkolny fartuszek, w klasowych sporach popularnym chwytem erystycznym było pukanie się w głowę, sugerujące intelektualną sprawność inaczej przeciwnika. Szkolny savoir vivre nakazywał w takich momentach wygłosić formułkę: każdy głupi, mimo woli, pokazuje gdzie go boli. Pan Kondrat wg mnie pokazał dokładnie.

"W dzisiejszej otwartej Europie ludzi, którzy się rozumieją, odwiedzają, wymieniają kulturą i osiągnięciami naukowymi, wreszcie dają sobie nawzajem pieniądze na wyrównanie szans - w takiej Europie gry wojenne braci Kaczyńskich są anachronizmem i błazenadą. Ale im Europa nie jest potrzebna. Oni mogą - zupełnie niespodziewanie i całkiem destrukcyjnie - wzniecić burzę wokół europejskiego traktatu, bo nie mają w sobie potrzeby kontaktu z innymi ludźmi, nie znają języków, nie zamierzają wyściubiać nosa ze swojej zagrody, a już na pewno nie wpuszczą do niej żadnego Niemca czy pedała. "

Autor to człowiek kultury, lepiej ode mnie wie jak ta wymiana nią, tudzież osiągnięciami naukowymi funkcjonuje, więc nawet nie będę zastanawiał się, czy faktycznie jest tu jakaś ekwiwalentność. Ale pieniądze na wyrównanie szans - dawane wzajemnie? O tych milionach euro na polskie drogi i polskich rolników w jedną stronę wiedziałem - toć media pilnie o tym donoszą, ale wzajemnie? Czy ja coś daję np. Niemcom czy Francuzom na wyrównanie ich szans? A mają niższe? A może faktycznie daję tylko o tym nie wiem? Panie Marku, może coś więcej na ten temat?

I na koniec jeszcze raz źli bracia, wzniecający burzę. To oni będą winni, że europejscy przyjaciele zaczną znów patrzeć na autora jak na dwunożnego niedźwiedzia. A on przecież ma potrzeby - kontaktu i wyściubiania - inaczej niż Kaczyńscy. Bo gdyby - Boże uchowaj! - traktatu nie udało się ratyfikować, to nawet jak nam granic nie zamkną, jak wiz nie wprowadzą, słowem jak wyściubiania i kontaktów nie zabronią - to znów będą one takie jak kiedyś z tą gulą w gardle - niecywilizowany, nienormalny, niezadowolony...

Mr Gumby
O mnie Mr Gumby

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Kultura