murgrabia czorsztyński murgrabia czorsztyński
30
BLOG

Rosja taka, jaka ona jest. Czyli oczywiście - o Ukrainie.

murgrabia czorsztyński murgrabia czorsztyński Polityka Obserwuj notkę 2
Mówi się, że mądrością ludu są przysłowia; na tej samej zasadzie można więc uznać, że o mądrości warstwy wykształconej świadczy literatura pisana w jej języku. Coś co jeden inteligent wymyślił, wszystkim pozostałym się spodobało, zaś wydawca, ryzykując nakłady na nakład przybił pod tymi przemyśleniami pieczęć: "zatwierdzono".

Dlatego, kiedy wątek dyskusji chodzi na rosyjską cywilizację, (jako typowy absolwent PRLu, żywy obraz obrazowanszczyny) zaczynam nerwowo szukać w pamięci rosyjskich literatów, o których opisy mógłbym oprzeć swoje wyobrażenie. Dostojewski, obaj Tołstoje, Lermontow, podobno jakiś Turgieniew coś pisał, Gogol... nie: Gogol była kobietą i to z łapanki, jakieś Dikanki, jakieś wije, jeden czort na kowalu Wakule odgadnie czyj to zasób kulturalny i czyja naprawdę mentalność. Puszkina nie zmogłem. O, wiem! Bułhakow!  Stosunkowo niedawny, istinno ruskij, prawie jak borszcz, zabawnie pisze, a jeszcze jego mentalność można na bieżąco porównać z polskim oglądem spraw, bo pisał o rzeczach znanych. O komuniźmie i o Ukrainie. I to Ukrainie w czasie rewolucji i przewrotu bolszewickiego, o czasach i miejscach opisanych np. przez Zofię Kossak Szczucką w jej "Pożodze". Dobra podstawa do logicznego rozbioru. Poza tym ten Bułahkow też chyba taki sam obrazowanszczyk, a twórca z doskoku. Z zawodu chyba... ginekolog?

Wprawdzie o tym samym rejonie i czasach pisał jeszcze młody Tołstoj, ale ten Tołstoj to też borszcz, tyle że czerwony, a przebijanie się przez jego frazę(sy) przypomina brnięcie w hałdach sypkiej mąki (kiedy chcieliśmy zdenerwować naszą profesor od rosyjskiego, tłumaczyliśmy tytuł epopei młodego Tołstoja jako "Put' czerez muku"). Zatem zostaje Bułhakow i "Biała Gwardia", książka cienka, z wartką akcją i są ciekawie ujęte sceny batalistyczne. No i bułhakowowski Kijów, bułhakowowska Ukraina, miejsca znane w polskiej kulturze na wylot, opisywane na wszystkie strony, pod piórem pana Michaiła wyglądają jakoś dziwnie. Dziwniej niż wszystkie  Dikanki i wjie. Dziwniej niż tarasy Bulby. Wyglądają jak krajobraz Księżyca.

Oto czytelnik Bułhakowa trafia do ROSYJSKIEGO miasta, które niespodziewanie najechali barbarzyńcy. Jakieś czarne szuje, dziwnie ubrane, śmiesznie szwargoczące, owładnięte absurdalnymi uroszczeniami, dzikie i okrutne. Jedne z tych szuj założyły sobie błazeńskie państewko w sercu rosyjskiego miasta, inne, jeszcze dziksze to miasto szturmują. Ale jedne i drugie są dla miasta (przepraszam; Miasta) obce.  Nie pasujące do niego. Dziwaczne. Zagubione w tym mieście i na jego tle groteskowe. Mimo tego, że od lat wypełniają w tym mieście domy i ulice, tłoczą sie w cerkwiach, zamiatają podwórza i zamykają bramy, roznoszą gazety, sprzedają mleko.

Jedynymi dziećmi Kijowa, jedynymi "swoimi" dla autora, są ROSYJSCY inteligenci, rzuceni przez zdarzenia do służby we wojsku, którzy beznadziejnie próbują ocalić Miasto, niby upadający Konstantynopol, przed ZDOBYCIEM przez OBCĄ barbarię. Gdzie tam przed ODZYSKANIEM Miasta przez jego ODWIECZNYCH mieszkańców. Miasto jest ich, Rosjan i nic nikomu do rosyjskiej własności. A żeby było dobitniej, rosyjscy właściciele Kijowa próbują go "ocalić" w symbolicznej scenie, gdy zbieranina niedorostków defiluje pod dobrotliwym (bo jakże by inaczej), ojcowskim (bo jakże by inaczej), spojrzeniem cara Aleksandra I (bo jakże by inaczej), oglądającego upadek Miasta z wiszącej w szkolnym hallu panoramy bitwy pod Borodino. Ostatnio coś dużo tego cara Aleksandra na łamach Ssalonu, ale to chyba tylko dlatego, że innych dobrych carów w rosyjskiej historii ni widu. I dlatego chłopina musi sam jeden, ze swoimi dziwacznymi pomysłami, robić za cały mit "rosyjskiej cywilizacji".

Mamy rozrysowany prosty schemat, zatem wyciągnijmy wnioski. Ten Bułhakow musiał być klasycznym obrazowanszczykiem. Wykształciuchem, po naszemu. Żyć gdzieś od pokoleń, wychować się dorastać i pracować w tym samym miejscu, a większość ze swoich współobywateli, sąsiadów uważać za ciało obce, za szpecący i śmieszny kwiatek przy kożuchu? Albo w ogóle nie zdawać sobie sprawy z ich istnienia? Trzeba być człowiekiem prymitywnym. Albo niezasymilowanym najeźdźcą.

Zupełnie inaczej piszą o tych ziemiach i czasach nasi literaci. Dla nich to, co Bułhakow opisuje jak najazd barbarzyńców, jak upadek Bizancjum, jest nieszczęściem w rodzinie. Tragiczną kłótnią podczas pijatyki, krwawą bójką na weselu, podczas której nieprzytomni krewniacy bez ostrzenia, bez powodu mordują się pochwytanymi ze stołu nożami. I my, i Ukraińcy, i Żydzi - to są wszystko LUDZIE STĄD, wieczni jak woda i trawa. Żyją obok siebie, nie potrafią się dogadać, ten brak porozumienia skutkuje co jakiś czas krwawą łaźnią. Ale wszyscy tak samo są STĄD i są U SIEBIE. Obcy przychodzą z zewnątrz, raz ze wschodu, raz z zachodu, ze swoją armią, ze swoim urzędem, podatkami, ze swoim JEDNYM językiem i to wszystko miejscowym narzucają. Siłą.


I naprawdę wystarczy porównać te dwie postawy, te dwa opisy tej samej sytuacji, żeby zrozumieć, czemu mieszkańcy Polski masowo popierają Ukrainę walczącą z "rosyjską cywilizacją"




#  "... i co to w ogóle za państwo takie nowe - Polska?"

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj2 Obserwuj notkę

Każda opublikowana tu notka jest produktem kolekcjonerskim. Nie służy do czytania, ani też do zamieszczania w niej informacji bądź opinii. Uwaga: CACATOR CAVE MALUM!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka