Kwartalnik historyczny "Karta" (nr 67, 2011 rok) wśród tekstów będących świadectwami blokady Leningradu, zamieścił równie ciekawy, co wstrząsający tekst; fragment dzienników Olgi Bergholc, sowieckiej poetki, głośnej ze swych występów w radio oblężonego miasta. Osoba jest znana, artykuł dostępny, wiec nie wchodząc w szczegóły, odniosę się do meritum.
Tekst porusza do głębi, nie dlatego że dotyczy czasów jednego z najbardziej głośnych tragicznych wydarzeń przepełnionego tragediami i zbrodniami wieku XX. Porusza, ponieważ autorka dziennika wydarzenia historyczne i otoczenie, w którym przebywa (choć to wyjątkowy materiał do opisu i utrwalenia) traktuje naskórkowo i niemal zupełnie pomija, skupiając się na swoim życiu osobistym. Przy czym to życie osobiste - jak wynika z tekstu - koncentruje się ściśle wokół kobiecości i to kobiecości przeżywanej z perspektywy tzw. niskich pobudek. Minęła trzydziestka, jeszcze tylko kilka lat i na ch... będą mi te wszystkie sukienki i futra! (cytaty z pamięci).
Opisy męki zagłodzonego miasta, wydarzeń wojennych, pracy sowieckiego aparatu propagandy, a nawet choroby i śmierci męża autorki przebłyskują tu i ówdzie, naskórkowo spod opisów i rozważań związanych ze świeżo nawiązanym pozamałżeńskim romansem, czy nawet zupełnie przypadkowymi flirtami. Ot, przed jakimś tam Saszą, na przyjęciu pokręciłam - zupełnie niewinnie - tyłkiem, a on źle zrozumiał, polazł za mną do kuchni i pchał się z łapami. Świnia nie człowiek, w domu chorego kolegi. I do tego tępa świnia. Nawet wykonywane w ramach politroboty spotkania z frontowymi żołnierzami autorka traktuje jako okazję do kokietowania i zdobywania nowych adoratorów, których awanse z lubością odnotowuje.
Także wtedy, gdy po śmierci męża, wywieziona z Leningradu przy pomocy kochanka - a teraz nowego towarzysza życia (a nie jest to byle adorator, żołnierzyk, "któremu właśnie urwało nogę", tylko ustosunkowany, władny i obrotny towarzysz, kierownik radiokomitetu) spodziewa się jego dziecka, najwięcej w miejsca w opisie zajmuje... scena zazdrości, jaką partner urządził poetce po próbie kolejnego "towarzyskiego flirtu". I biadanie, jak tu będzie żyć przy człowieku, który ściąga cugle do krwi i przed którym ogonem nie zamieciesz.
Takie podejście do bytu i zdarzeń, tworzące specyfikę tego zaskakującego (a może i nie?) tekstu, późniejsza o 70 lat badaczka jakichś genderowych studiów nazwała "sygnaturą kobiecości w zapisach dziennikowych". W czasach sprzed studiów gender, być może aby nie mieszać do sprawy pogrążonych w obowiązkach matek, żon, bizneswoman, zakonnic, czy poczciwych starych panien, nazywano to nieco inaczej.
# kobieta podświadoma
Każda opublikowana tu notka jest produktem kolekcjonerskim. Nie służy do czytania, ani też do zamieszczania w niej informacji bądź opinii. Uwaga: CACATOR CAVE MALUM!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura